Wiedziałem, że będzie się mi zarzucać działanie w złej wierze, naruszenie prawa i nadużycie zaufania. A histerię antylustracyjną zaczęto wcześniej - mówi Bronisław Wildstein, gość porannych Faktów RMF.

Tomasz Skory: Po tygodniu emocji, histerii i oburzenia, tłumaczeń związanych z ujawnieniem rejestru IPN powiedziałby pan „Cel został osiągnięty”?

Bronisław Wildstein: Myślę, że tak. Dziennikarze zainteresowali się sprawą, ludzie zainteresowali się sprawą…

Tomasz Skory:…nie tylko.

Bronisław Wildstein: Wiadomo, że nie tylko. Paroksyzm sił antylustracyjnych i kontrofensywa osiągnęły wymiar nieprawdopodobnej histerii. To jest zaskakujące, ale zostawmy to na boku. Po pierwsze myślę, że IPN szerzej otworzy swoje wrota, że nawet premier Belka obiecał większe środki dla IPN-u i że generalnie dziennikarze się zainteresowali, społeczeństwo się zainteresowało i że do tego się podchodzi w miarę racjonalnie. Jeszcze raz powtarzam w szerokim sensie tego słowa znaczeniu. Natomiast oczywiście siły lustracyjne z Gazetą Wyborczą na czele i funkcjonariuszami działają tutaj w jakimś szaleńczym paroksyzmie.

Tomasz Skory: Ta sprawa lustracji agentów, ich rozliczenia wróciła na pierwsze strony gazet w otoczce skandalu jakiegoś, nieprawdopodobnej afery, wzajemnych oskarżeń, manipulacji często używanych w tej sprawie. Czy to się nie wymknęło spod kontroli kogoś, kto niejako zainicjował całą tę sprawę?

Bronisław Wildstein: Ten ktoś nigdy tego nie kontrolował i zdawał sobie sprawę, że takich spraw nie da się kontrolować.

Tomasz Skory: Ale skoro nie zamierzał pan listy publikować, to rozdając ją dziennikarzom musiał pan przewidywać, że wcześniej czy później ktoś ja powiesi w Internecie.

Bronisław Wildstein: Ja jak się już zorientowałem, że ona jest w IPN-ie od listopada, to już się zorientowałem, że wcześniej czy później ktoś wyniesie jakieś nazwisko z tamtąd i ktoś znacznie mniej odpowiedzialny zacznie opowiadać, że to są agenci i że im prędzej się sprawę wyjaśni i pokaże, że to jest klucz, przy pomocy którego można tylko badać i im prędzej będzie można to badać, to tym prędzej się uniknie tego typu dwuznaczności.

Tomasz Skory: To było nieuchronne po prostu tak?

Bronisław Wildstein: Moim zdaniem tak.

Tomasz Skory: A wiedział pan o istnieniu oprócz nazwisk i sygnatur na tej liście także dwóch innych rubryk, tych zakrytych umożliwiających pełniejszą identyfikację?

Bronisław Wildstein: Nie.

Tomasz Skory: W ogóle pan tej listy nie przeglądał pod tym kontem, nie przyglądał się jej pan?

Bronisław Wildstein: Nie. Rzuciłem okiem, że to jest taki spis telefoniczny i wiedziałem że służy to do tego, żeby ludzie, którzy są zorientowani – dziennikarze i badający jakąś sprawę, mogli wystąpić o odtajnienie. Powiedzmy jest tam Henryk Kulczyk, zajmujemy się firmami polonijnymi w latach 80. to mamy np. o co występować.

Tomasz Skory: A tymczasem wiadomo już teraz, że oprócz imienia i nazwiska, sygnatury świadczącej o stopniu tajemniczości są też ukryte określenia „akta osobowe” świadczące o tym, że jest to teczka SB i np. dane dotyczące miejsca wytworzenia np. Kielce, jednostka wojskowa, numer taki a taki. To już jest pełna identyfikacja człowieka.

Bronisław Wildstein: Mniej lub bardziej tak.

Tomasz Skory: Być może pokrzywdzonego.

Bronisław Wildstein: To jest identyfikacja, która niczego jeszcze nie mówi, bo nie informuje naprawdę kim on był, nie informuje czy był tajnym współpracownikiem czy przyzwoitym człowiekiem, którego chciano zwerbować, a to się nie udało.

Tomasz Skory: A gdyby pan wiedział o istnieniu tych wszystkich rubryk, również tych ukrytych na tej liście, którą pan kolportował? Kolportował by ją pan?

Bronisław Wildstein: W takim zakresie czemu nie!

Tomasz Skory: Zarzucano panu z rożnych stron działanie w złej wierze, naruszenie prawa być może, nadużycie zaufania. Stracił pan posadę w Rzeczpospolitej. Warto było płacić te cenę?

Bronisław Wildstein: Oczywiście, że tak. Przecież to jest sprawa ważniejsza przy okazji. A to, że będzie i się zarzucać to doskonale wiedziałem, a histerię antylustracyjną zaczęto wcześniej. Zwracam uwagę, że już wtedy ona miała bardzo silny wymiar. Przy tym stanie, jaki jest teraz to się nie pamięta. Przypominam takie teksty w Gazecie Wyborczej „IPN, bezprawie i absurd” itd.

Tomasz Skory: Ostatni tydzień ujawnił wiele istotnych cech powiedzmy uczestników życia publicznego, kto jest za, kto przeciw, zachowanie GW nie dziwi tych, którzy pamiętają jaka miała postawę. Ale postawa pana byłego dyrektora naczelnego Rzeczpospolitej zaskoczyła czy nie?

Bronisław Wildstein: Zaskoczyła absolutnie.

Tomasz Skory: Jeszcze w poniedziałek brał pana w obronę.

Bronisław Wildstein: Oględnie, ale w każdym razie zachował się może trochę asekuracyjnie, ale można to absolutnie zaakceptować. Powiedział, że otwierają ramy do dyskusji, wierzy w moją dobra wolę i dobre intencje. Po paru godzinach przestał wierzyć.

Tomasz Skory: Czy pan czuje satysfakcję człowieka prawego obserwującego wicie się teraz tych, którym w PRL-u świetnie się powodziło. Mówię o artystach, o osobach bardzo znanych.

Bronisław Wildstein: Satysfakcja to żadna nie jest. Satysfakcja jak widzi się zachowania nie do końca przyzwoite, albo wręcz takie, które budzą estetyczny sprzeciw – to nie jest przyjemne w obserwacji.

Tomasz Skory: Jak ludzie reagują na pana na ulicy?

Bronisław Wildstein: Nie wiem, jeżdżę samochodem. Generalnie dostaje ogromne ilości wyrazów sympatii, uznania.

Tomasz Skory: I tylko takie?

Bronisław Wildstein: Nie. Co jakiś czas dostaję całkiem inne, nawet nie tylko wyrazy, ale również opinie na swój temat lub obietnice.

Tomasz Skory: Wzrusza ramionami. Według jednych barbarzyńca, według innych człowiek niezłomny – Bronisław Wildstein. Dziękuję za rozmowę.

Fot. Andrzej Kochaniakk RMF