Dla mnie Jacek był nie tylko człowiekiem legendą. Dla mnie najważniejszą cechą Jacka była jego wyjątkowa dobroć. To dlatego ludzie się tak do niego garnęli - mówi Andrzej Rosner, który współredagował książkę Kuronia „Rzeczpospolita moich wnuków”

Konrad Piasecki: Miał pan takie ponure przeczucie, że przygotowuje pan polityczny testament Jacka Kuronia?

Andrzej Rosner: Miałem takie poczucie. Ono było trochę ponure, a trochę nie było. Z jednej strony widziałem, że to jest praca ponad siły czasem dla niego, że on ledwo łapie oddech, kiedy dyktuje do mikrofonu kolejne partie książki. Z drugiej strony miałem wrażenie też, że to go utrzymuje w niezłej formie, że on naprawdę chciał to robić. Przez kilka miesięcy on mi tę książkę dyktował. Przychodziłem do niego najpierw co drugi dzień, później trochę rzadziej, bo dyktował mi większe partie i trzeba było to zredagować, przygotować do tego, żeby on mógł to potem obejrzeć. Ostatnie tygodnie to było już raczej urzędowanie z notebookiem przy jego łóżku, albo fotelu, bo się bałem, że mikrofon nie złapie tego wszystkiego co on mówił.

Konrad Piasecki: To dyktowanie, spisywanie, redagowanie odbywało się w atmosferze tworzenia dzieła życia?

Andrzej Rosner: Ja się waham, czy można nazwać tę książkę dziełem życia, ponieważ jak pan mówi o dziele życia to zazwyczaj to się kojarzy z wielką, tłustą, opasła księgą. Tymczasem to będzie dość skromny tekst, podobnie jak poprzednia książka z naszego cyklu „Szklane domy”.

Konrad Piasecki: Ale czasami dzieła życia są skromne ilościowo, ale wielkie jakościowo.

Andrzej Rosner: Coś takiego pewnie jest i tutaj. To jest taki pomysł na serię, gdzie znani ludzie opowiadają o tym, jak sobie wyobrażają Polskę taką, jaka powinna być – waham się przed użyciem określenia „Polska ich marzeń”, ale coś takiego w tym jest. Pierwsza książka z tego cyklu, książka Aleksandra Hala ma właśnie taki charakter. Myślę, że podobna będzie książka Jacka. On chciał opowiedzieć o tym, czego mu brakuje w dzisiejszej Polsce. Jak sobie wyobraża, że to mogłoby być. Był człowiekiem z jednej strony spełnionym i emocjonalnie bardzo pogodzonym ze sobą, z otoczeniem. Miał świetną atmosferę w domu. Miał kochającą żonę, dzięki której zresztą przeżył ostatnie parę lat. Z drugiej strony był człowiekiem pełnym goryczy, bo widział, że to chyba nie do końca poszło w tą stronę, jakiej on oczekiwał.

Konrad Piasecki: A czy nie było tak, że Jacek Kuroń, który straszliwie cierpiał w tych ostatnich latach, miesiącach swojego życia był trochę zdominowany przez tą fizyczność?

Andrzej Rosner: Zupełnie nie. Muszę powiedzieć, że Jacek się nie dawał cierpieniom. Niechętnie o tym mówił. Zbywał wszystkie zapytania o stan zdrowia. Oczywiście widać było gołym okiem, że mu to przeszkadza, ale z drugiej strony to nigdy nie dominowało nad naszymi rozmowami. Jeżeli Jacek czuł się źle, jeżeli nie mógł mówić to mówił „Andrzej spotkajmy się za dwa dni, czy za trzy dni”.

Konrad Piasecki: Tytuł i to co pan mówi, świadczy o tym, że to nie jest książka-wspomnienie, to nie jest książka-remanent, tylko to jest książka-wizja przyszłości.

Andrzej Rosner: To jest wizja teraźniejszości i przyszłości. On jednak sporo mówi w tej książce o teraźniejszości, że jest taka sobie...

Konrad Piasecki: Bo Jacek Kuroń wielokrotnie w ostatnich latach mówił, że ta III RP nie do końca sprostała jego marzeniom o wolnej Polsce.

Andrzej Rosner: Tak. Przy czym wbrew rozpowszechnionym przekonaniom to wcale nie chodzi o nierówności czysto majątkowe. Nie najbardziej nawet przeszkadzało mu, że jedni zarabiają 100-krotność średniej krajowej, a drudzy nie dochodzą nawet do jednej piątej przeciętnej krajowej, tylko przeszkadzało mu np. coś takiego, że kilkadziesiąt procent młodych ludzi nie ma szans edukacyjnych, że założenia rodzą się w takich środowiskach, że chodzą do złych szkół, potem – jeżeli w ogóle – docierają na wyższe uczelnie to chodzą na złe uniwersytety i później nie mają szans na sensowną pracę.

Konrad Piasecki: Czarna, w najlepszym przypadku szara wizja rzeczywistości i teraźniejszości, równie szara i ponura wizja przyszłości?

Andrzej Rosner: Nie. Myślę, że Jacek nie był skrajnym pesymistą. On uważał, że to jednak pójdzie w nienajgorszą stronę, chociaż nie do końca zdawał sobie sprawę jak to będzie możliwe. Na pewno nie określiłbym Jacka jako skrajnego pesymistę.

Konrad Piasecki: A w czym szukał nadziei, w czym szukał tego, że ta droga III Rzeczpospolitej będzie jednak lepsza i że ta Polska jego wnuków będzie lepszą Polską?

Andrzej Rosner: W młodym pokoleniu. Dlatego zresztą tę książkę zatytułował „Rzeczpospolita moich wnuków”. On uważał, że młode pokolenie rozsadzi istniejące ramy. Nie w sensie rewolucyjnym, nie dlatego, że tu nam jakaś krwawa rewolucja grozi. Jeżeli myślał o rewolucji to przede wszystkim o rewolucji edukacyjnej, która może rozsadzić istniejący porządek rzeczy.

Konrad Piasecki: Wieczny pozytywista, wieczny społecznik, wieczny buntownik, wieczny działacz. Jakim pan zapamiętał Jacka Kuronia?

Andrzej Rosner: Dla mnie Jacek był nie tylko człowiekiem legendą. Znałem go od 30 lat, jeszcze z czasów podziemia. Dla mnie najważniejszą cechą Jacka była jego wyjątkowa dobroć. To dlatego ludzie się tak do niego garnęli. To dlatego do ostatnich właściwie dni jego mieszkanie było pełne gości. Czasami te wizyty go męczyły, ale też szalenie go cieszyły. On nie potrafił żyć bez takiego otoczenia. To bardzo dobrze, że odszedł w taki sposób

Konrad Piasecki: Dziękuję bardzo za rozmowę.

Fot. Marcin Wójcicki RMF