W „Rywingate” potrzebny jest kozioł ofiarny. Dlaczego ma nim być Robert Kwiatkowski, szef telewizji publicznej? Bo jest osobą, która się pojawiła w zeznaniach Adama Michnika. Jest osobą, która bardzo do tego całego układu pasuje – mówi w rozmowie z RMF Janusz Rolicki, były redaktor naczelny „Trybuny”.

Konrad Piasecki, RMF: Jak Pan myśli - skąd się bierze ten podział wewnątrz SLD na tych, którzy chca zawiesić prezesa telewizji i tych, którzy twierdzą, ze to pochopny pomysł?

Janusz Rolicki: Sądzę, że czołówka SLD ma świadomość, że musi być jakiś kozioł ofiarny „Rywingate”. Musi być jakaś osoba, która za to odpowie. To nie może się tak kompletnie rozejść po kościach. Za duży jest szum – to jest jedna przyczyna. A druga to jest odprysk konfliktu, który z różnym natężeniem narasta – raz opada, potem wzrasta – pomiędzy prezydentem a Leszkiem Millerem.

K.P.: No właśnie – jest tak, że ludzie prezydenta (Dariusz Szymczycha czy Danuta Waniek) gorąco bronią Kwiatkowskiego, a ludzie Leszka Millera wydają się przeć na przód. Ale dlaczego to Robert Kwiatkowski ma być kozłem ofiarnym?

J.R.: Jest osobą, która się pojawiła w zeznaniach Adama Michnika. Jest osobą, która naciskała na zmiany ustawy o radiofonii i telewizji, czyli bardzo do tego całego układu pasuje.

K.P.: Pasuje do układu, ale czy jego odejście jest korzystnie dla Leszka Millera?

J.R.: Leszek Miller musi się Kwiatkowskim jak opłatkiem dzielić z prezydentem. Wiadomo, ze Kwiatkowski jest związany z prezydentem wieloletnimi więzami, bez dwóch słów jest on nominantem prezydenta. I to powoduje, że on jest między prezydentem a Leszkiem Millerem, choć premier nie może narzekać, żeby telewizja go w jakiś szczególny sposób „kąsała”.

K.P.: Ale czy to nie jest tak, że ta obrona Kwiatkowskiego przez ludzi prezydenta to taka naturalna solidarność „Ordynackiej”, dawnych działaczy studenckich, czy za tym idzie coś jeszcze?

J.R.: Kwiatkowski ma u prezydenta ogromne dwa plusy. Jeden – nie dał telewizji publicznej materiałów z Charkowa. Drugi – nie dał też materiałów z Kalisza, gdzie uświęconą ziemię całował Siwiec. Dopiero niedawno została ta sprawa umorzona przez prokuratora. Stąd – patrząc w kategoriach „ludzkich” – prezydent jest moralnie zobowiązany do ochrony. Może nie sam, ale poprzez swoich ludzi.

K.P.: Na ile – Pana zdaniem – ta walka o Roberta Kwiatkowskiego jest walką o „rząd dusz”, czyli media, telewizję publiczną?

J.R.: To jest walka o media, ale raczej „na boku”, przy okazji, dlatego że pan Miller nie musi zmieniać tego przewodniczącego, dlatego że on jest przecież spolegliwy. Miller jest przecież codziennie po kilka razy w telewizji.

K.P.: Ale skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? Dlaczego SLD cały czas się czuje niedowartościowane w mediach? Dlaczego cały czas planuje takie ręczne sterowanie mediami? Dlaczego uchwala czy próbuje uchwalić nowelizację ustawy o radiofonii i telewizji, która jest przecież wymierzona w media prywatne?

J.R.: Po to, żeby ugruntować swoją pozycję. Równocześnie sądzę, że tu chodziło też o przytarcie nosa Agorze, Michnikowi jako po prostu bardzo poważnej grupie nacisku.

K.P.: Ale przecież SLS próbuje przytrzeć nosa nie tylko Agorze, ale też innym mediom, RMF, ale też i innym rozgłośniom...

J.R.: Innym oczywiście tez, ale nie przypadkowo ta ustawa była nazwana „Lex Agora”.

K.P.: A co się dzieje z planami tworzenia nowej, lewicowej gazety? Pan niedawno mówił, że taka lewicowa gazeta ma powstać. Powstanie czy nie powstanie?

J.R.: Wczoraj opublikowano artykuł czy też sylwetkę Czarzastego w „Rzeczpospolitej” i tam poinformowano, jakie były podjęte starania i zabiegi o tę gazetę. Te prace zakończyły się niepowodzeniem z powodu braku środków. Bo wiadomo, ze gazeta taka kosztuje ogromne pieniądze.

K.P.: Czyli Włodzimierz Czarzasty nie był w stanie zebrać tych środków?

J.R.: Jak się okazało - nie był w stanie.

K.P.: Jeśli Włodzimierz Czarzasty nie jest w stanie zebrać takich pieniędzy, to znaczy, że nie jest taki wszechmocny, jak o nim mówią...

J.R.: Nie jest wszechmocny. Najlepszym przykładem nato, że nie jest jednak wszechmocny, jest to, że mu zabrano w ostatniej chwili – wydawało się - zaklepaną sprawę zakupu Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych.

K.P.: Dlaczego akcje Czarzastego lecą w dół?

J.R.: Leszek Miller jest bardzo zręcznym politykiem i doskonale orientuje się, że jeśli ktoś przesadzi – a tak było w przypadku Czarzastego, który zbyt personalnie podchodził do sprawy Agory, zbyt często wypowiadał się autorytarnie z ogromną pewnością siebie i stawał się osoba przesadnie agresywną – to konieczny jest dystans, który premierowi tylko dobrze robi. Poza tym premier-szef partii jest w tak wygodniej sytuacji, że partnerów, ludzi, z którymi pracuje, może zmieniać jak rękawiczki. Być może taki czas nadszedł w przypadku pana Czarzastego.