Myślę, że po wakacjach problem może wrócić. I oczywiście Millera nie pokona arytmetyczna większość w Sejmie, ale coś w rodzaju sprzysiężenia w samym Sojuszu - uważa Piotr Zaręba. Piotr Zaręba z „Newsweeka” i Robert Walencik z „Przeglądu” byli dzisiejszymi gośćmi Faktów.

Konrad Piasecki: Premier przed głosowaniem nad wotum nieufności dla rządu musiał zebrać nie tylko głosy SLD – z tym pewnie było najłatwiej – ale także musiał zebrać tzw. „sejmowy plankton”. Dzięki czemu go zebrał, bo tu sporo się mówi o kupczeniu, szantażach, wymuszaniu, handlu stanowiskami. Było coś takiego?

Robert Walenciak: Moja opinia jest taka, że mimo wszystko premierowi było trudniej zebrać do kupy klub SLD, niż „sejmowy plankton”. Natomiast dzięki czemu go zebrał? Jest wiele pewnie powodów i przyczyn, natomiast jest taka jedna generalna teza. Taki plankton z reguły wiruje wokół silnego ośrodka. Gdyby opozycja była tym silniejszym ośrodkiem, budzącym większe perspektywy na przyszłość, to on by wirował wokół opozycji.

Piotr Zaremba: Robert Walenciak ma mniej wiary w spoistość i zwartość SLD, niż ja i to jest krzepiące. I myślę, że to, o czym powiedział przed chwilą, może wrócić za kilka miesięcy. Leszek Miller ma w tym momencie wszystkie instrumenty władzy, które pozwalają mu na kontrolowanie i własnej partii, i właśnie tego tzw. planktonu. Ale za kilka miesięcy, kiedy nie będzie mu się poprawiało w sondażach, kiedy stanie przed gigantycznymi wyzwaniami, być może wygodniej dla SLD będzie podzielić się władzą z kimś silniejszym i wyrazistszym, niż grupa pana Jagielińskiego czy paru wyrzuconych z Samoobrony drobnych pijaczków.

Konrad Piasecki: Kto może być tym kimś w tym parlamencie?

Robert Walenciak: W tym parlamencie oczywistym partnerem dla SLD jest PSL. To jest jakby oczywisty i naturalny partner. Myślę, że te partie jakby ciągną do siebie. No ale w tej chwili PSL próbuje, przypuszczam – ono stanęło w ostatnich dniach na czele opozycji – i próbuje obalić Millera i dopiero potem na gruzach Millera budować nowy sojusz. Tak to odczytuję.

Piotr Zaremba: Tu się zgadzamy, z tym, że PSL może być trudnym partnerem przy reformowaniu finansów, zwłaszcza w tych odcinkach, które dotyczą wsi. Przypomnę reforma KRUS-u, podatek rolny. Natomiast jest pytanie oczywiście też o rolę prezydenta Kwaśniewskiego. Ja myślę, że Kwaśniewski, jakkolwiek teraz okazało się, że ma słabe argument w swoich rękach - to wynika po części z systemu politycznego – on jednak wróci za parę miesięcy i upomni się o głowę Millera.

Konrad Piasecki: Takich ludzi jak Wiesław Kaczmarek czy Ryszard Kalisz premier przekonał, czy pokonał?

Piotr Zaremba: Parę lat temu takie fochy, jak dzisiaj Kaczmarek czy Kalisz pokazali, nie były możliwe w SLD. To, co Rokita kiedyś powiedział o polonizacji SLD, jest prawdą i także miarą kryzysu samego SLD. Oni mają poczucie, że Leszek Miller nie prowadzi ich do wielkiego triumfu w najbliższych wyborach.

Robert Walenciak: Mają poczucie i to widzą dokładnie, bo każdy czyta sondaże i każdy jeździ do okręgu i wie, jakie są nastroje w kraju.

Konrad Piasecki: Czy Leszek Miller po przetrwaniu dzisiejszego głosowania jest „niezatapialny” już do następnych wyborów pewnie w 2005 roku, bo na razie nic nie wskazuje na to, żeby to był rok 2004, czy też może się coś wydarzyć w najbliższych w miesiącach, co go przed tymi wyborami obali?

Piotr Zaremba: Ja już zacząłem o tym mówić. Myślę, że po wakacjach problem może wrócić, tzn. każde poważniejsze wyzwanie może być dla Millera problemem. I oczywiście nie pokona go arytmetyczna większość w sejmie, ale coś w rodzaju sprzysiężenia w samym Sojuszu, powiedzmy coś w rodzaju zbiorowej mądrości Sojuszu. Sojusz miał do tej pory opinie ugrupowania, które ma taką zbiorową refleksję, ma instynkt samozachowawczy... Oczywiście ten instynkt osłabł, bo gdyby nie osłabł, Miller nie byłby premierem w tej chwili, natomiast on może się odrodzić.

Konrad Piasecki: Czemu to „sprzysiężenie” zawiodło teraz, kiedy notowania premiera są tak niskie?

Piotr Zaremba: No bo ten instynkt samozachowawczy osłabł. Miller ma mnóstwo takich formalnych instrumentów władzy, on kontroluje jakby aparat, ale to jednak jest demokracja. W demokracji jednak kontrola nad aparatem nie wystarczy.

Robert Walenciak: To, co mówi Piotr, to już powiedział na przełomie wieku XIX i XX socjolog Robert Michalski, kiedy sformułował swoje słynne, żelazne prawo oligarchii, które mówi, że dużymi partiami tak naprawdę rządzi aparat i interes aparatu jest najważniejszy. W tej chwili aparat postanowił dać Millerowi jeszcze jedną szansę albo jakąś szansę, ale to nie oznacza, że jeśli nie będzie mu się wiodło dobrze, to aparat będzie żyrował dalsze swoje poparcie.

18:45