„Wizyta Johna Kerry'ego w Polsce dała niewiele lub nic, oprócz kurtuazji oraz nie będzie miała istotnego wpływu na strategię NATO” – to opinia większości członków Stowarzyszenia Euro-Atlantyckiego. Członkowie Stowarzyszenia Euro-Atlantyckiego w sondażu przeprowadzonym już po wizycie Sekretarza Stanu USA nie mają złudzeń co do wyników tej wizyty. O opiniach członków SEA, Paweł Żuchowski korespondent RMF FM w Waszyngtonie rozmawiał z ambasadorem Jerzym Marią Nowakiem, wiceprzewodniczącym Rady Wykonawczej SEA, dyplomatą i byłym ambasadorem RP przy NATO.

Paweł Żuchowski: Panie ambasadorze, członkowie Stowarzyszenia Euro-Atlantyckiego nie mają złudzeń. Wizyta Johna Kerry'ego, poza kurtuazyjnymi spotkaniami, niczego nam tak naprawdę nie dała.

Jerzy Maria Nowak: Faktycznie przeważają głosy bardzo sceptyczne. Jeżeli chodzi o mnie, to ja nie należę do tej grupy członków. Ja uważam, że ta wizyta miała charakter co prawda taki symboliczny, kurtuazyjny w jakimś stopniu, ale ona miała według mnie znaczenie polityczne. To znaczy podtrzymanie zainteresowania Polską przez Stany Zjednoczone jako sojusznika. A także podtrzymanie takiej opinii Stanów Zjednoczonych, że Polska jest dla USA istotnym partnerem w regionie Europy Środkowej czy Europie Środkowo-Wschodniej. A także, że może być traktowana przez Stany Zjednoczone jako lider tego regionu. Ja akurat nie przepadam za tego rodzaju określeniami, ale bardzo często ze strony bardzo wysokich przedstawicieli USA padają tego rodzaju zwroty: "Polska jako lider regionu".

Jak członkowie SEA tłumaczą swoje zdanie?

Ten taki sceptyczny ton, jaki się pojawił, jest jakby wyrazem tego, co w ogóle w Polsce zachodzi. A mianowicie narasta pewnego rodzaju sceptycyzm wobec roli i znaczenia Stanów Zjednoczonych w Europie, jako zjawisko ogólnoeuropejskie. Ale jednocześnie narastanie pewnego przekonania, że również w razie jakiegoś konfliktu Stany Zjednoczone mogą nas nie obronić. Osobiście uważam, że to jest bardzo niedobre zjawisko. Uważam, że nie odpowiada prawdzie. Znam zobowiązania wynikające z artykułu 5 Traktatu Waszyngtońskiego, znam mechanizmy istniejące w NATO i nie podzielam tego poglądu. Ale faktem jest, że te poglądy zaczynają się pojawiać i że czasami są wypowiadane przez wysoko postawione osoby w polskich kręgach rządowych czy kręgach władzy.

Panie ambasadorze być może problem polega na tym, że zbyt wiele oczekujemy. Polska dyplomacja mówiła o wielkim sukcesie, bo Kerry odwiedzał Warszawę i była to jedyna europejska stolica w czasie jego podróży. Ale trzeba pamiętać, że inne europejskie stolice wcześniej odwiedzał kilkukrotnie. Być może niepotrzebnie aż tak wielką wagę przykładano do tej wizyty.

Być może to odegrało jakąś rolę. Myślę jednak, że generalnie chodzi o pewne rozczarowanie co do polityki Stanów Zjednoczonych na całym kontynencie europejskim, które również dotarło w jakimś stopniu do Polski. W nadmiernym stopniu. I jest to więcej wyrazem niepokoju o to, że Stany Zjednoczone mogą opuścić również region środkowoeuropejski niż prawidłowa ocena rzeczywistości.

Czy takie wizyty mają sens? Słyszymy ciągle: "USA i Polska  pozostają w silnym sojuszu". Są oczywiście dobre wyniki handlu, ale to, co nas najbardziej boli - a więc wizy - to sprawa wciąż nierozwiązana.

Żeby odpowiedzieć wprost na pana pytanie... Uważam, że takie wizyty mają sens. Mają istotny sens. Dlatego, że one przypominają o związkach obu krajów, które wykraczają poza zwykły wymiar sojuszniczy. Tutaj członkowie SEA kierowali się w mniejszym stopniu sprawą wiz a w większym stopniu kierowali się rozważaniami strategicznymi. O zmianie układu sił itd., o którym ciągle dyskutuje się w naszym stowarzyszeniu. Myślę również, że odgrywać tutaj może pewną rolę - choć nie decydującą - spora grupa członków Stowarzyszenia, która hołduje coraz bardziej zasadzie, że musimy się skupić wewnętrznie na zwiększeniu naszego wewnętrznego potencjału obronnego, bo świat może - jak to bywało w naszej historii - w jakimś stopniu zawieść. W jakimś stopniu powiadam. Nie całkowicie. W związku z tym trzeba się koncentrować na naszych tutaj konkretach obronnych. W związku z tym to, że w czasie tej wizyty nie było tych konkretów to znaczy, że ta wizyta nie miała większego znaczenia. Ale tak jak powiedziałem, ja nie należę do tej grupy, która podziela to zdanie.

A czy to nie jest tak, że my zapominamy o tym, że Ameryka ma swoje problemy? Może powinniśmy skończyć z tą polityką roszczeniową?

Jeżeli chodzi o mnie, to ja uważam, że ta nasza polityka jest w nadmiernym stopniu roszczeniowa. Czasami ma ona takie przejawy niemal infantylne. Klasyczny przykład to "byliśmy razem w Iraku, to powinniśmy mieć z tego konkretne rezultaty". Do tego oczywiście przyczyniały się wypowiedzi naszych wysokich czynników rządowych. Ja jednak uważam z drugiej strony, że Amerykanie niewiele potrzebują, żeby nas pozyskiwać. To nie jest tak, że tylko my mamy politykę roszczeniową. Również Amerykanie powinni trochę bardziej zadbać w związku z naszymi niepokojami, słusznymi czy nie, o nasze położenie geopolityczne. Niepokój związany jest z tym, że z jednej strony Stany Zjednoczone zmniejszają swoją obecność w Europie. Z drugiej strony sama Europa przeżywa wewnętrzne problemy, kryzys w Unii Europejskiej. W związku z tym może powstać swego rodzaju podkreślam próżnia strategiczna w Europie Środkowej, którą z natury rzeczy najłatwiej wypełnić Rosji. Choć ja uważam, że to jest mało prawdopodobne, bo nadal jesteśmy chronieni przez NATO. I jesteśmy członkiem Unii Europejskiej. Ale wiem, że takie niepokoje są.