W Sejmie wszystko jest polityką. Ale trudno po ostatnich prasowych rewelacjach takiej komisji nie powołać - mówi o pomyśle powołania komisji śledczej ds. prywatyzacji PZU Tomasz Nałęcz z SdPl.

Tomasz Skory: Sejm prawdopodobnie powoła komisję śledczą ds. prywatyzacji PZU. Czy możliwe jest jednoczesne funkcjonowanie dwóch komisji śledczych?

Tomasz Nałęcz: To będzie pewien eksperyment. Do niedawna sobie tego nie wyobrażałem, ale myślę, że musi to być możliwe. Większość klubów w Sejmie jest za powołaniem tej komisji i to na pewno stanie się faktem.

Tomasz Skory: Ale jeszcze przedwczoraj mówił pan, że dwie komisje naraz doprowadzą do paraliżu parlamentu.

Tomasz Nałęcz: Bo to moim zdaniem będzie bardzo trudna sytuacja dla parlamentu.

Tomasz Skory: Tak, czas antenowy jest ograniczony.

Tomasz Nałęcz: Żartowałem sobie, że to niby szczegół techniczny, ale dobrze oddaje sytuację, że Salę Kolumnową trzeba będzie ścianką gipsową przedzielić na pół. To jest oczywiście niemożliwe, ale myślę, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – komisja ds. Orlenu będzie musiała zdyscyplinować swoje działania. Dziś jest takim pociągiem, który jeździ bez żadnego rozkładu po całym torowisku. Jak będą po tym torowisku dwa pociągi jeździły, to musi być rozkład jazdy ustalony.

Tomasz Skory: Chyba, że oba będą jeździły bez planu.

Tomasz Nałęcz: Prędzej czy później dojdzie do katastrofy. Funkcjonowanie drugiej komisji wymusi plan pracy realizowany przez komisję ds. Orlenu, która do tej pory jest komisją wielkiej improwizacji.

Tomasz Skory: Nawet, a może zwłaszcza politycznie powołanie komisji w sprawie PZU potrzebna jest lewicy, by przypomnieć liderom PO i PiS awuesowskie korzenie, a prawicy jest potrzebna, by przypomnieć zastanawiające zachowania Marka Belki i to wszystko ze względu na wybory. Pan liczy na to, że ktoś się będzie trzymał jakiegoś planu w pracach tej komisji?

Tomasz Nałęcz: Wielkiej nadziei nie mam, ale nadzieja umiera ostatnia. Geneza tej komisji jest podszyta polityką, podobnie jak orlenowskiej. Sądzę, że w przypadku Rywina tej polityki było względnie mało, ale ona też była. W Sejmie wszystko jest polityką. Ale trudno po tych prasowych rewelacjach takiej komisji nie powołać. Dlatego prawica – choć jest zagrożona rewelacjami na ten temat – bardzo chętnie też mówi o powołaniu tej komisji.

Tomasz Skory: Dlatego rzecz jest przesądzona. Ale czy przesądzony jest wybór marszałka Cimoszewicza? Dziś pewnie w Sejmie będzie ta właśnie zmiana. Jakie wrażenie robi na panu oświadczenie kandydata – wciąż szefa MSZ – „złożyłem dymisję, ale to nie powód, by ją zaraz przyjmować. Najpierw proszę mi dać laskę marszałka. Jak ją dostanę, to oddam tekę ministra”. Tak to wczoraj wyglądało.

Tomasz Nałęcz: Myślę, że minister Cimoszewicz zachowuje się bardzo przyzwoicie. Podał się do dymisji, aczkolwiek wybór nie jest przesądzony. Jeśli Sejm nie wybrałby go na marszałka, to nie ma powodów, by minister podawał się do dymisji. to jest bardzo dobry minister i jeśli Sejm nie będzie życzył wybrać go sobie na marszałka, to będzie miał szansę kontynuować swą misję w MSZ.

Tomasz Skory: Daje pan szanse konkurentowi Cimoszewicza, Józefowi Zychowi?

Tomasz Nałęcz: Niewielkie.

Borowski i Nałęcz są pod kontrolą SLD, dlatego nikt, poza Cimoszewiczem, nie ma szans na wybór - stwierdził wczoraj Jan Rokita. Pan zdaje to potwierdzać.

Tomasz Nałęcz: Nie dlatego, że jesteśmy pod kontrolą SLD. Cenię inteligencję Jana Rokity, ale okazuje się, że nawet dla inteligencji wyhodowanej pod Kopcem Kościuszki polityka działa w sposób bezwzględny. Borowski i ja jesteśmy tak kontrolowani przez SLD jak Rokita przez braci Kaczyńskich. O tej kontroli najlepiej świadczą gwizdy, które mi towarzyszyły na kongresie SLD.