Zbyt mała liczba kart do głosowania nie wpłynęła na wyborczy wynik, a ewentualny protest nie będzie miał wpływu na ważność wyborów – uważa zastępca przewodniczącego Państwowej Komisji Wyborczej, sędzia Stanisław Kosmal. Gość Kontrwywiadu RMF FM uważa, że za całe zamieszanie odpowiadają szefowie obwodowych komisji wyborczych. Administracja samorządowa nie zapewniła dostatecznej liczby ludzi i zrobił się bałagan - dodał Kosmal.

Konrad Piasecki: Panie przewodniczący, czasami są takie chwile, kiedy trzeba użyć mocnych słów. To, co wczoraj działo się z kartami do głosowania, przyzna pan, to był skandal.

Stanisław Kosmal: Na pewno. Spowodowało to przedłużenie ciszy wyborczej. Ale trudno to nazwać skandalem. Było to wielkie niedopatrzenie, które spowodowało wielkie zdenerwowanie wyborców, czekających na podanie nieoficjalnych wyników sondaży. Musimy jednak wziąć pod uwagę jedną rzecz. W obwodowych komisjach wyborczych nie pracują profesjonaliści. To są ludzie wybierani przez komitety wyborcze i tylko na dane wybory. Natomiast profesjonalistami są ludzie pracujący w Okręgowej i państwowej Komisji Wyborczej.

Konrad Piasecki: Ale to właśnie ci profesjonaliści powinni dostarczyć karty do głosowania w takiej ilości, żeby nie było problemów.

Stanisław Kosmal: Nie. My nie jesteśmy od dostarczania kart. Samorządy dysponują tymi kartami i tam jest zapas. Karty były, tylko tamci ludzie nie przewidzieli takiej frekwencji i spóźnili się z zażądaniem tych kart, bo karty leżały i czekały.

Konrad Piasecki: Ale czy to nie jest tak, że w komisji wyborczej powinno być 100 proc., albo nawet więcej kart do głosowania?

Stanisław Kosmal: Nie. Stu procent nie może być, ponieważ musi być rezerwa, bo może zdarzyć się taka sytuacja, że gdzieś ulegną zniszczeniu wszystkie karty i wtedy trzeba dostarczyć z tego jednego punktu. Taka rezerwa utworzona jest po to, aby zabezpieczyć prawidłowość ich dostarczenia. Tylko ludzie w obwodowych komisjach wyborczych po prostu się spóźnili z tym.

Konrad Piasecki: Kto w takim razie ponosi odpowiedzialność za tę wpadkę godną raczej Bantustanu, a nie kraju należącego do Unii Europejskiej?

Stanisław Kosmal: Odpowiedzialni są przewodniczący obwodowych komisji wyborczych, którzy na czas nie zorientowali się w sytuacji. Potem te żądania dostarczenia kart posypały się lawinowo. Ponieważ tu administracja samorządowa nie zapewniła dostatecznej liczby ludzi, zrobił się bałagan. To spowodowało przedłużenie ciszy wyborczej. Nie dopuścilibyśmy do głosowania, gdyby podano już wyniki sondaży. To by było naruszenie prawa. Natomiast przedłużenie ciszy wyborczej nie jest żadnym naruszeniem.

Konrad Piasecki: Ale prawda jest taka, że byli ludzie, którzy odeszli z kwitkiem z komisji wyborczej, dlatego że nie mogli się tych kart doczekać.

Stanisław Kosmal: Nie. Właśnie, że oni tam czekali i przez to mogli zagłosować.

Konrad Piasecki: Czy nie jest tak, że ktoś powinien powiedzieć: bierzemy na siebie odpowiedzialność i jesteśmy gotowi zrezygnować ze swoich funkcji?

Stanisław Kosmal : My jesteśmy od tego, żeby przestrzegać prawa wyborczego w komisji wyborczej, a nie od samej organizacji. Trudno, żeby Państwowa Komisja Wyborcza, która liczy dziewięciu sędziów woziła karty. Pan chyba zdaje sobie z tego sprawę.

Konrad Piasecki : Czy uważa Pan, że PKW może powiedzieć: to nie nasza wina, jeśli ktoś chce się podawać do dymisji, jeśli ktoś chce odchodzić, proszę bardzo. Nie my.

Stanisław Kosmal : To jest na pewno nie nasza wina. Obwodowe komisje wyborcze mają się kontaktować przede wszystkim ze swoimi bezpośrednimi przełożonymi z obwodowej komisji wyborczej. Tam jest komisarz, tam jest obsługa, ludzie wydelegowani przez samorząd i oni mają to zabezpieczyć. Państwowa Komisja Wyborcza nie ma środków, nawet gdyby chciała. Gdyby do nas zadzwonili z takim problemem, to my moglibyśmy tylko zlecić to obwodowej komisji. My sami nic nie moglibyśmy zrobić.

Konrad Piasecki : Panie Sędzio, czy uważa Pan, że sprawa tego oczekiwania na karty wyborcze może być podstawą do kwestionowania ważności głosowania?

Stanisław Kosmal : Nie sądzę, bo to nie wpłynęło w jakiś decydujący sposób na wynik. Podstawą protestu może być tylko takie działanie, które mogło mieć wpływ na rozstrzygnięcie wyborcze.

Konrad Piasecki : Czyli uważa pan, że wpadka tak, ale na pewno nie będzie tak, że na tej podstawie ktoś zakwestionuje ważność wczorajszych wyborów?

Stanisław Kosmal : Protesty podejrzewam mogą być składane, ale to nie będą protesty, które będą miały jakiś wpływ na wynik wyborów. Weźmy pod uwagę, że to były raptem dwie komisje w Warszawie. W każdej komisji obwodowej jest dwa tysiące wyborców, bo więcej komisje nie liczą. Część zagłosowała, tylko niewielu nie mogło. Gdyby nawet, obywatel , który nie zdążył zagłosować złożył protest, to wątpię, żeby miał to być protest zasadny, mogący mieć wpływ na ważność wyborów.