Można w konstytucji - na zasadzie dogadania się, nie handlu - spróbować zdefiniować politykę europejską. Trzeba zdefiniować, kto ją prowadzi i kto za nią ponosi odpowiedzialność. Konstytucja nie daje żadnej odpowiedzialności prezydentowi, stuprocentową odpowiedzialność ponosi rząd i premier - mówił w Kontrwywiadzie RMF FM marszałek Sejmu Bronisław Komorowski.

Konrad Piasecki: Panie marszałku, jak się panu premier mówiący do prezydenta: „Chcieć, to ty sobie możesz…”

Bronisław Komorowski: Po pierwsze, nie wiemy, czy było tak naprawdę.

Konrad Piasecki: Tak mówi prezydentowi, a prezydentowi należy wierzyć.

Bronisław Komorowski: Pan niech wierzy, ja niekoniecznie.

Konrad Piasecki: A premier nie zaprzeczył.

Bronisław Komorowski: Wie pan, to są już słowa wypowiadane w czasie konfliktu, w ostrej sytuacji i też jest to relacja jednej strony. Radziłbym w ogóle nie wnikać w to, co sobie tam panowie szeptali czy mówili. Niech będzie to ich sprawa. Ale zawsze ta wypowiedź będzie tylko bladym cieniem słynnej wypowiedzi: „Spieprzaj dziadu”.

Konrad Piasecki: Ale wojny mają to do siebie, że nie tylko liczy się to, kto je zaczął i kto je wygrał, ale również styl, w jakim się je prowadzi. Ten styl – przyzna pan – jest dramatyczny.

Bronisław Komorowski: Trudno mi się nie zgodzić. Pamiętajmy, że wojna trojańska wybuchła o Helenę – podobno piękną kobietę, ale chyba nie wartą aż wojny. I pewnie jest tak w tym przypadku, z tym że w tle wszyscy widzimy, że jest spór kompetencyjny, kto powinien prowadzić politykę państwa polskiego na obszarze Unii Europejskiej. To nie jest ani klasyczna polityka zagraniczna, ani polityka wewnętrzna. Trzeba na nowo zdefiniować politykę europejską i politykę państwa polskiego – kto ją prowadzi i kto za nią ponosi odpowiedzialność. Konstytucja nie daje żadnej odpowiedzialności prezydentową. Stuprocentową odpowiedzialność ponosi rząd i premier. Zgodnie z wojskową zasadą – jak pan wie, byłem ministrem obrony narodowej sporo czasu i wiem jedno – musi obowiązywać i w polityce zasada jednoosobowego dowodzenia i jednoosobowej odpowiedzialności. Tyle władzy, ile odpowiedzialności – tyle odpowiedzialności, ile władzy.

Konrad Piasecki: Pan mówi, że mamy konstytucję, która jednoznacznie rozstrzyga, kto ma w tym sporze rację, a mimo wszystko na szczycie obok premiera siedzi prezydent i przy tej konstytucji nic innego nie da się zrobić.

Bronisław Komorowski: Ja nie mam żadnej satysfakcji z tego, że 10 lat temu należałem do bardzo nielicznej grupy - chyba trzech – posłów, którzy zagłosowali przeciwko konstytucji, mówiąc m.in. o tym, że ona zafunduje Polsce prędzej czy później bardzo poważny spór. Ja przewidywałem, że będzie to spór na obszarze sił zbrojnych, trochę tak jak w okresie międzywojennym. Okazało się, że spór wybuchł na tle polityki europejskiej.

Konrad Piasecki: Uważa pan, że z tą konstytucją można przeżyć najbliższe dwa lata? Dwa lata kohabitacji na pewno nas czekają.

Bronisław Komorowski: Z tą konstytucją trzeba będzie przeżyć – lepiej albo gorzej. Ja nie bardzo widzę możliwość porozumienia w kwestii zasadniczej zmiany ustroju – na w pełni kanclerski czy prezydencki. Natomiast widzę możliwość do zdefiniowania paru spraw, m.in. właśnie definicji polityki europejskiej.

Konrad Piasecki: Czyli ustawa o ministrze spraw zagranicznych?

Bronisław Komorowski: To może być ta ustawa. Uważam, że warto się pochylić nad ustawą o ministrze spraw zagranicznych, ustawą koordynacyjną dotyczącą relacji między władzami państwa polskiego a Unią Europejską. Można również w konstytucji spróbować na zasadzie dogadania się – nie handlu – zdefiniować coś, czego nie ma w konstytucji, a nie ma dziś definicji polityki europejskiej.

Konrad Piasecki: A Jarosław Gowin mówi tak: „Zmieńmy konstytucję, wprowadźmy albo ustrój kanclerski, albo ustrój prezydencki, a potem wyczyśćmy polską scenę polityczną, wprowadźmy na nią aktorów wedle nowych ról”.

Bronisław Komorowski: To ładnie brzmi, ale po pierwsze, nie można w świetle ustroju państwa polskiego przeprowadzać jednocześnie wszystkich wyborów.

Konrad Piasecki: Mogą je dzielić dwa tygodnie, jak było trzy lata temu.

Bronisław Komorowski: Zafundować Polakom 1,5 miesiąca wyborów?

Konrad Piasecki: Tak było i jakoś to przeżyliśmy.

Bronisław Komorowski: Mnie to nie przekonuje. Po drugie, jeżeli znajdzie ktoś szansę na to, żeby zyskać wokół któregoś z projektów większość konstytucyjną, to nie będzie problemu. Problem leży w tym - nie czy zmieniać konstytucję, tylko czy jest sposób, by zyskać większość konstytucyjną.

Konrad Piasecki: Pan uważa, że jest na to sposób?

Bronisław Komorowski: Ja go nie widzę. Nie ma sensu zgłaszać propozycji, których się nie potrafi wykonać. Taka jest moja zasada, dlatego mówię: to co jest w zasięgu naszych możliwości, to zlikwidowanie – poprzez ustawy – możliwości hasania po konstytucji i jej interpretowania. Widzę też możliwość zmiany konstytucji w kwestiach związanych z polityką europejską. To jest oczywistą oczywistością, że jeśli Polska została członkiem Unii Europejskiej, powinna także zmienić zapisy związane z polityką europejską.

Konrad Piasecki: Nawet widząc ten spór konstytucyjny w tle, to za kulturę, za estetykę, za metody używane w tym sporze, jaką ocenę wystawiłby pan rządowi?

Bronisław Komorowski: Nie jestem od wystawiania ocen. Na razie Polacy wystawili ocenę dosyć wysoką, przyznając rację rządowi.

Konrad Piasecki: Ale powiedzieli, że odbieranie samolotu to przesada.

Bronisław Komorowski: To jest co innego. Pan pyta o estetykę, ja mówię o polityce, bo uważam, że jest ważniejsza. Polacy przyznali rację rządowi, uważają, że to rząd powinien reprezentować interesy państwa polskiego na gruncie europejskim. Pan prezydent niewątpliwie odniósł sukces. Ale jego sukcesem jest to, że zdobył krzesło. Jeśli to ma być miarą sukcesu prezydentury Lecha Kaczyńskiego, to ja bym się ze wstydu spalił.

Konrad Piasecki: A nie uważa pan, że Platforma jest, nie w sensie ideologicznym, tylko politycznym, jak Niemcy w początkach dwudziestego wieku? Wywołujecie drugą wojną. Pierwsza była o PZPN, ta jest o Brukselę i przegrywacie ją.

Bronisław Komorowski: Nie, nie. Tu i zawsze należy zadać pytanie o to, kto zaczął. Bo mnie się estetyka nie podoba. Mówię to w sposób jednoznaczny.

Konrad Piasecki: Estetyka działań rządu również?

Bronisław Komorowski: Całość tej sprawy mi się nie podoba. Natomiast zawsze należy odpowiadać na pytanie, kto zaczął? Zaczął pan prezydent i Kancelaria Prezydenta, wpychając się niepotrzebnie w politykę prestiżu prezydenckiego kosztem interesu państwa polskiego.

Konrad Piasecki: Wierzy pan, że te rowy między premierem a prezydentem da się pozakopywać? Że da się te najbliższe dwa lata jakoś w miarę estetycznie spędzić?

Bronisław Komorowski: Nie wierzę.

Konrad Piasecki: Czyli będą dwa lata wojny?

Bronisław Komorowski: Nie wierzę, bo są sprzeczne interesy, sprzeczne dążenia, sprzeczne poglądy. Prezydent, który daje się ustawiać w roli prezydenta opozycyjnego, to jest dramat. Prezydent powinien stać, przynajmniej w jakimś ograniczonym stopniu, ponad podziałami partyjnymi, a wyraźnie ma ogromną bliskość ideową, programową, polityczną z zapleczem politycznym swojego brata.

Konrad Piasecki: Wyobraża sobie pan w tej sytuacji wspólny, piękny Bal Niepodległości?

Bronisław Komorowski: Zdaje się, że nie wyobraża sobie już także minister Kownacki. Słyszałem, że to nie będzie już bal, tylko gala jakaś. Wszyscy mieli wątpliwości co do tego balu. Może na szczęście, bo ma sens wtedy, kiedy jest dobra atmosfera i kiedy ludzie potrafią się dobrze bawić, a nie tylko udawać, że się bawią.

Konrad Piasecki: Pan się na tą galę nie wybiera?

Bronisław Komorowski: Nie wiem, na razie nikogo prezydent nie zaprosił. Trudno się wybierać nie będąc zaproszonym. Jak będę zaproszony, rozważę, ale raz jeszcze powiem, nie jest dobrym pomysłem zabawa na siłę. Żeby się bawić, trzeba się bawić szczerze. Ja lubię się bawić, mogę znajdować w tym przyjemność, ale nie na siłę, nie przez zaciskanie zębów i udawanie, że wszystko jest dobrze, mimo że wszystko boli.

Konrad Piasecki: Z prezydentem w tej sytuacji można się bawić nie na siłę?

Bronisław Komorowski: Będzie to bardzo trudne. Bo to co się zdarzyło, czyli sukces prezydentury Lecha Kaczyńskiego polegający na zdobyciu samolotu i krzesła, może być obśmiewany, ale jest niesłychanie kosztowny dla państwa polskiego i zostawi ślady na długo.