Prawdziwym końcem Millera będą wybory parlamentarne – uważa politolog, prof. Kazimierz Kik. Grupa związana z Leszkiem Millerem (...) niedowierza, że to wszystko, co wskazują sondaże jest prawdą (...); nie dostrzegają, że świat wyje z nienawiści do nich - mówi gość Faktów.

Konrad Piasecki: Chwila satysfakcji panie profesorze?

Kazimierz Kik: To nie jest satysfakcja. To jest jeszcze jeden wielki znak zapytania.

Konrad Piasecki: Ale to pan od paru miesięcy mówił, że Leszek Miller powinien zrezygnować z szefowania Sojuszowi Lewicy Demokratycznej. Wygląda na to, że się udało.

Kazimierz Kik: To było tak logiczne, że gdyby do tego nie doszli inni przedstawiciele kierownictwa SLD, to byłoby to co najmniej dziwne.

Konrad Piasecki: No, ale nie dochodzili miesiącami.

Kazimierz Kik: To mnie troszeczkę martwi i sądzę, że to, co dzisiaj jeszcze się stało, mianowicie deklaracja Leszka Millera, że zrezygnuje z funkcji przewodniczącego, zaczyna mnie troszeczkę niepokoić, bo powstaje cały szereg nowych znaków zapytania.

Konrad Piasecki: Po pierwsze – kto po Leszku Millerze?

Kazimierz Kik: Po pierwsze – czy to jest decyzja autentyczna, to znaczy czy rzeczywiście dojdzie do oddania funkcji i wpływu na partię przez Leszka Millera, czy dojdzie do takiego manewru, który będzie polegał na tym, że Leszek Miller zleci któremuś ze swoich dotychczasowych współpracowników kontrolę nad partią.

Konrad Piasecki: Czyli, jak wszystko zmienić, żeby nic nie zmienić?

Kazimierz Kik: Dokładnie tego się obawiam.

Konrad Piasecki: Czy pana zdaniem to jest decyzja wymuszona, że Leszek Miller został postawiony pod ścianą przez sondaże, przez brak popularności SLD?

Kazimierz Kik: Niestety uważam, że to jest decyzja wymuszona, chociaż z drugiej strony świadczy to też dobrze o części liderów SLD, którzy jednak zdobyli się na duży nacisk, spory nacisk, wystarczający nacisk.

Konrad Piasecki: Ale jeśli tak, to znaczyłoby, że współpracownicy Leszka Millera nie mówią prawdy, bo np. Aleksandra Jakubowska twierdzi, że ta decyzja nie ma żadnego związku z sondażami, z sytuacją panującą w SLD.

Kazimierz Kik: Pomińmy to milczeniem.

Konrad Piasecki: Pan nie wierzy Aleksandrze Jakubowskiej?

Kazimierz Kik: Jest ona zbyt blisko związana z Leszkiem Millerem, by mówiła w sposób obiektywny.

Konrad Piasecki: Pańskim zdaniem to jest początek końca Leszka Millera?

Kazimierz Kik: Jeszcze chyba nie, dlatego, że odejście z funkcji przewodniczącego partii niczego nie zmienia i to jest powszechny ton. Tak naprawdę wszystko zależy od tego, kto stanie na czele SLD.

Konrad Piasecki: A kto może stanąć?

Kazimierz Kik: A wie pan - kogo SLD potrzebuje dzisiaj. Potrzeby są ogromne i wydaje mi się, że ponad miarę tych, którzy przymierzają się do tej funkcji.

Konrad Piasecki: Nie wiem, jak pan, ale ja mam dziwne przekonanie, że to będzie ktoś z bliskiego otoczenia Leszka Millera. Krzysztof Janik na przykład – szef klubu, szefem partii...

Kazimierz Kik: Ja jestem tego pewien. Zmiana ta zachodzi pod naciskiem, ale jednocześnie jeszcze w takiej sytuacji, kiedy Leszek Miller jest dość silny i silny chyba wystarczająco na to, żeby odejść – zostając. Przecież, kto będzie wybierał 6 marca nowego przewodniczącego partii? Ci, którzy jeszcze niedawno przecież wybrali ogromną większością głosów Leszka Millera. Nie wiem, czy oni będą w stanie – a życzyłbym sobie oczywiście – zwalczyć samych siebie w swoich poglądach na to i wybrać kogoś, kto nie będzie przygotowany.

Konrad Piasecki: A w tej partyjnej personalnej ruletce pan też stawia na Janika?

Kazimierz Kik: To byłoby najgorsze rozwiązanie dla SLD, ale obawiam się, że tak będzie.

Konrad Piasecki: Najbardziej prawdopodobne?

Kazimierz Kik: Tak. Myślę, że Leszek Miller nie odda partii ludziom, co do których nie ma zaufania, że Leszek Miller i jego ludzie oczywiście, a jest ich sporo, postarają się tak przeprowadzić konwencję 6 marca, że wyjdzie na to, że znów Leszek rozdaje karty.

Konrad Piasecki: Skoro Janik to najgorsze z możliwych, to jakie byłoby najlepsze z możliwych rozwiązań?

Kazimierz Kik: Dzisiaj partia SLD potrzebuje przywódcy wiarygodnego społecznie. Ktoś, kto jest współwinowajcą tego, co SLD dzisiaj reprezentuje sobą, no nie bardzo wierzę, żeby mógł wyprowadzić SLD z tej sytuacji, w która wprowadzono SLD i ten właśnie ktoś SLD w tę sytuację wprowadził.

Konrad Piasecki: Czy w SLD jest jeszcze ktoś wiarygodny społecznie, kto jednocześnie cieszy się jakimś tam zaufaniem Leszka Millera?

Kazimierz Kik: Myślę, że na okres przejściowy – tak, czyli na okres wyprowadzania z tej ogromnej otchłani, to jest kilku takich ludzi, ja ich widzę. To może być Józef Oleksy, to może być Andrzej Celiński, to nawet może być Marek Borowski.

Konrad Piasecki: Panie profesorze, a czy ma pan nadzieję albo przekonanie, że to odejście Millera, lidera, zmieni cokolwiek w postrzeganiu SLD w sondażach? Z tym jest ostatnio fatalnie.

Kazimierz Kik: Znów powiadam: zależy, kto stanie na czele SLD, ponieważ jeśli staną ludzie ci, którzy będą gwarantowali dalszą kontrolę nad partią przez Leszka Millera, to oczywiście nic nie zmieni.

Konrad Piasecki: Powiedział pan: to jeszcze nie koniec Leszka Millera. Co będzie tym końcem?

Kazimierz Kik: Myślę, że dopiero wybory parlamentarne, bo ja widzę, że grupa związana z Leszkiem Millerem, grupa przywódców SLD tak zwanych, nie wierzy, niedowierza, że to wszystko, co wskazują sondaże jest prawdą, raczej widzą w tym jakiś spisek elit, spisek mediów; nie dostrzegają, że świat wyje z nienawiści do nich. Świat, czyli Polska regionalna.

Konrad Piasecki: Dziękuję za rozmowę.