Niebywały skandal - tak sprawę usunięcia ze składu redakcyjnego „Rzeczpospolitej” Bronisława Wildsteina komentuje gość RMF Jarosław Kaczyński. To pokazanie, że w Polsce nie ma wolności prasy.

Tomasz Skory: Jak pan ocenia usunięcie ze składu redakcyjnego „Rzeczpospolitej” Bronisława Wildsteina? Dbałość o oddzielenie polityki od dziennikarstwa czy wpływy „Wyborczej”?

Jarosław Kaczyński: Niebywały skandal. To takie pokazanie naoczne, że w Polsce nie ma wolności prasy. To jest wiadomość bardzo niedobra. W jakimś sensie nowa, przynajmniej dla tych, którzy wierzyli, że wydarzenia ostatnich 2-3 lat zmieniły sytuację. Bo to, że przedtem prasa była na różne sposoby uwikłana, ograniczona, uzależniona politycznie, to każdy, kto chciał wiedzieć, wiedział. Ostatnio wydawało się, że to się zmienia. A dzisiaj znów po staremu, jest jeden ośrodek decyzyjny „Gazeta Wyborcza” – to bardzo celnie pan Wildstein zauważył.

Tomasz Skory: Wpływ „GW” w „Rzeczpospolitej” konkurencyjnej?

Jarosław Kaczyński: To jest szczególnie i zdumiewające, i zatrważające. Jeszcze nie tak dawno okazało się, że w „GW” decyduje się, co ma być umieszczone w wywiadzie w „Polityce” – w końcu tytuły sobie bardzo bliskie. Teraz okazuje się, że można nawet wyrzucać ludzi z pracy. I to za co? Za to co i tak było dostępne dla każdego. Każdy mógł przyjść i przeczytać. Nie było tajne. Zostaje przez kogoś ściągnięte na jego komputer – mówiąc tak najprościej.

Tomasz Skory: Wildstein nigdy nie twierdził, że to ubecka lista – jak pisała „Wyborcza”; nie publikował jej. Jak pan ocenia „GW” w tej sprawie? Jej histeryczną akcję. Skąd ona się bierze?

Jarosław Kaczyński: Ja nie ukrywam, że każdy przeciętnie domyślny człowiek musi się zastanawiać nad jakimiś uwarunkowaniami odnoszącymi się do ludzi, na których bardzo zależy „GW”. To jest bardzo łagodne określenia. Żadnego innego powodu tutaj być nie może. Ktoś się boi trupów i to może całej masy trupów w szafie.

Tomasz Skory: A tymczasem prokurator Olejnik gotów jest wszcząć śledztwo ws. skopiowania tego jawnego rejestru danych IPN-u. Są wg pana podstawy do tego?

Jarosław Kaczyński: Nie ma nawet cienia podstaw. To tak jakby ktoś przepisał katalog w bibliotece uniwersyteckiej i przeciwko niemu wszcząć śledztwo. Powtarzam, to pokazuje jeszcze jedno że prokuratura jest niesamowicie dyspozycyjna politycznie, bo pan prokurator doskonale wie, że tu nie było cienia przestępstwa.