Tomasz Skory: Według ustawy o radiofonii i telewizji programy telewizji publicznej powinny „ukazywać całą różnorodność wydarzeń i zjawisk oraz sprzyjać swobodnemu kształtowaniu poglądów obywateli i formowaniu się opinii publicznej”. Według pana sprzyjają i ukazują?

Jan Dworak: Wie pan, to jest cały proces, jedne sprzyjają inne nie sprzyjają. Generalnie, to co pan zacytował popieram w całej pełni.

Tomasz Skory: Tak powinno być.

Jan Dworak: Bez wątpienia, jako pewien wzorzec, czy pewien cel, do którego media – zwłaszcza publiczne – powinny dążyć.

Tomasz Skory: No to przyczepmy się w takim razie do tego ukazywania całej różnorodności. W ciągu ostatniego tylko tygodnia media publiczne przemilczały opisany przez wszystkie pozostałe media - telewizje, radia, gazety – fakt wzięcia przez Leszka Millera kredytu w banku Aleksandra Gudzowatego. Co w tej sprawie może pan powiedzieć, jako szef Rady Programowej?

Jan Dworak: Mogę powiedzieć tyle, że ta wiadomość akurat, nie jest wiadomością super sensacyjną i myślę, że są poważniejsze problemy, o których można by mówić, że są pewnym zaniedbaniem, czy błędem w telewizji publicznej. Ale istnieje coś takiego, jak cały pejzaż medialny, jeśli inne media mówią o sprawie, która wydaje się mniej ważna, a jedna publiczna stacja o tym nie mówi, to wtedy dzieje się źle.

Tomasz Skory: A kulisy sytuacji wyglądają mniej więcej tak, że wydawca "Wiadomości", sztandarowego programu telewizji publicznej, notabene "w cywilu" syn senatora SLD. zasięga w sprawie tego materiału zdania kierownictwa telewizji – jak rozumiem prezesa telewizji. Czy ktoś dał prezesowi Kwiatkowskiemu prawo do cenzurowania "Wiadomości"?

Jan Dworak: Myślę, że problem polega na tym, że nikt nie musiał dawać tego pozwolenia, bo to jest jednak szef telewizji publicznej. I jak pamiętam przed czterema laty, kiedy obejmował tą funkcję mówił, że jest także redaktorem naczelnym, więc to on bierze na siebie odpowiedzialność – dobrze, że to jest jawne – za publikowanie, bądź nie publikowanie pewnych materiałów. Problem polega na tym, żeby wiedzieć, kto taką odpowiedzialność bierze i kto podejmuje decyzje. Jeśli on podjął tą decyzję i to jest publiczne i jawne, to on za to odpowiada.

Tomasz Skory: Upolitycznienie niszczy autorytet telewizji, dziennikarzy i samą telewizję - to pańskie słowa z dzisiejszej „Rzeczpospolitej”. Czy na tym odosobnionym, jak rozumiem, w telewizji zdaniu się skończy?

Jan Dworak: Nie wiem, Rada Programowa jest ciałem opiniodawczym i doradczym Rady Nadzorczej, jej zdanie w niewielkim stopniu jest wysłuchiwane przez osoby, które na bieżąco odpowiadają za telewizję. To jest pewien błąd i pewna wada, która może być naprawiona tylko w ramach działań legislacyjnych.

Tomasz Skory: Jak rozumiem, może być tak, że abonament płacony przez widzów może służyć do opisywania takich działań, jakie opisywaliśmy przed chwilą, dopóki nie zostanie zmienione prawo – tak?

Jan Dworak: Tak może być i byłaby to wielka szkoda i stąd biorą się protesty widzów i słuchaczy, którzy nie chcą płacić abonamentu za upartyjnione media. To powinno być nie upartyjnione, powinno być odsunięte od bieżącej polityki. Tak zresztą uważa cała Rada Programowa – podjęliśmy na ten temat uchwałę. Jest źle.

Tomasz Skory: I Rada Programowa jest wystawiana do wiatru przez kierownictwo.

Jan Dworak: W tej mierze tak.

Tomasz Skory: Czy próbował ktoś wyjaśnić tajemnicze kontakty "Wiadomości" i Urzędu Ochrony Państwa, które pozwoliły na podanie informacji o zatrzymaniu szefa PKN Orlen, w czasie kiedy on był zatrzymany, a 20 minut później to już było nie aktualne?

Jan Dworak: Nie, tego nie potrafię panu wyjaśnić, mogę tylko mówić o pewnych zasadach, które powinny funkcjonować. W Anglii jest na przykład taka zasada – umówiło się BBC z odpowiednimi służbami, tamtejszym wywiadem i kontrwywiadem – że dziennikarze nie będą mieszali się w żadnej mierze do działań tamtych służb. Myślę, że w Polsce powinno być tak samo. To nie jest jedyna rzecz, o której pan mówi i takie kontakty istnieją między służbami a telewizją, czy też innymi służbami jest więcej.

Tomasz Skory: Nieoficjalne wiadomości są takie, że do "Wiadomości" zadzwonił po prostu szef UOP Zbigniew Siemiątkowski i proszę: oto wiadomość się ukazała na antenie.

Jan Dworak: Gdyby to było w Anglii, żeby trzymać się tego przykładu, to dziennikarze za pewne użyliby tej wiadomości, tylko podaliby skąd ona pochodzi.

Tomasz Skory: Po incydencie dotyczącym premiera i jego kredytu, na urlop poszli Kasia Kolenda-Zalewska i Kamil Durczok. Namawiałby ich pan do powrotu, czy sugerował raczej poszukanie uczciwszej pracy.

Jan Dworak: Każdy z kolegów musi podejmować samodzielne decyzje. Ale to jest bardzo trudne, mówić, żeby wracali na placówkę, która wydaje się trudna. To oni powinni wiedzieć, czy oni tracą wiarygodność jako dziennikarze pracując w "Wiadomościach", czy też nie. Było by bardzo źle i bardzo bym nad tym ubolewał, byłoby bardzo źle dla wszystkich mediów w Polsce, gdyby dziennikarze odchodzili z "Wiadomości" właśnie z takich powodów, że tracą wiarygodność. A przede wszystkim byłoby bardzo źle dla mediów publicznych.

Tomasz Skory: Czy pan wierzy, że telewizja publiczna jest publiczną nie tylko z nazwy, a po prostu publiczna – z czystym sumieniem, z ręką na sercu?

Jan Dworak: Z czystym sumieniem, to jest bardzo złożona stacja. Ona daje niekiedy bardzo ciekawe i bardzo wartościowe programy na przykład teatry telewizji, których jest być może mniej niż powinno być, niektóre telenowele, które pokazują jakąś jakość, zaspokajają jakieś potrzeby rozrywki, identyfikacji widza. Na pewno nie można powiedzieć, że to jest niepotrzebna stacja telewizyjna. To jest tak jak z demokracją, powiedział jeden z teoretyków demokracji, jak jest z nią problem, to można ją poprawić tylko przez pogłębienie demokracji. To samo jest z telewizją publiczną, jak jest z nią problem, to można tylko uczynić, żeby była naprawdę instytucją zaufania publicznego.