Mimo że od wyborów prezydenckich w USA mineły już dwa dni, wciąż nie widomo kto będzie następcą Billa Clintona na stanowisku szefa najpotężniejszego państwa świata. Gość Barbary Górskiej, minister obrony narodowej Bronisław Komorowski, jest jedynym członkiem polskiego rządu, który w tych gorących dla Amerykanów dniach przebywa w Stanach Zjednoczonych.

RMF: Czy pan minister spodziewał się, że w dniu pańskich rozmów z Pentagonem nikt jeszcze nie będzie wiedział, kto zastąpi Billa Clintona w Białym Domu?

Bronisław Komorowski : Przyznam się, że zakładałem, że będzie już wiadomo i będzie można zrobić z tego użytek w rozmowach. Ale przyjmuję ten brak ostatecznego rozstrzygnięcia jako dowód, że demokracja jest systemem, w którym wszystko jest możliwe i który dyscyplinuje polityków, ucząc ich również pokory.

RMF: Czy to że widać w rozmówcach ślady pokory świadczy o tym, że jakaś niepewność wkradła się w ich szeregi?

Bronisław Komorowski : Niepewność przedłużona. A ja mam osobistą, dużą satysfakcję z faktu, że jak widać dzisiaj, chyba rozstrzygające będą głosy marynarzy amerykańskich – Navy, która jest gdzieś rozsiana po oceanach całego świata. Ich głosy, w ilości ponad 10 tysięcy, będą spływały do Stanów najpóźniej. Dla mnie, jako prezesa Polskiej Ligi Morskiej i Rzecznej to dowód na to, że słusznie czyni ten, kto trzyma z marynarką.

RMF: I marynarskie glosy przechylą szalę na którą stronę?

Bronisław Komorowski : Tego nikt nie wie – nawet najstarsi górale w Zakopanem. Ale wieść niesie, że marynarze głosowali na Busha.

RMF: Panie ministrze, jak ocenia pan tutejszą ordynację prezydencką? Amerykanie dziś zastanawiają się, czy to słusznie, że wciąż obowiązuje tu system głosowań elektorskich. Gdyby do takiej sytuacji doszło w Polsce, zrobilibyśmy po prostu drugą turę.

Bronisław Komorowski : Chyba trzeba potraktować tę dyskusję Amerykanów, jak by tu zmienić system wyborów w trakcie kampanii jako właśnie jej fragment. Myślę że Amerykanom przejdą te zapędy wraz z ogłoszeniem wyników wyborów i pewnie za parę lat, przy kolejnych wyborach, znów rozgorzeje dyskusja czy zmienić system wyborów, aby był on bardziej demokratyczny, bardziej odpowiadający potrzebom amerykańskim. Ale myślę że ten, który jest, radzi sobie zupełnie dobrze od ładnych paru lat.

RMF: Pan minister był w Pentagonie. Czy ta niepewność co do schedy po prezydencie Clintonie nie postawiła Pentagonu na baczność? Czy nie zostanie to wykorzystane w jakiś sposób przez nieprzyjaciół Stanów Zjednoczonych?

Bronisław Komorowski : Takie pytania zadawano sekretarzowi Cohenowi: czy Stany mogą się czuć bezpiecznie w momencie zmiany warty? Odpowiadał z dużą pewnością siebie, że ktokolwiek chciałby się pokusić o próbę naruszenia interesów USA, spotka się ze stanowczą odprawą. Ja mogę powtórzyć tylko tyle, że zmiana na stanowisku prezydenta USA nie osłabia NATO, nie oznacza także dla nas czegoś szczególnie ważnego – a więc szczególnie silnej więzi łączącej Polskę i Stany Zjednoczone. Ta szczególna pozycja partnerska jest podkreślana rónież przez Amerykanów i ona moim zdaniem nie zostanie naruszona.

RMF: A czy podzielona na pół Ameryka zdoła się zjednoczyć po tych wyborach?

Bronisław Komorowski : Warto zwrócić uwagę, że szanse Busha powiększyło między innymi to, że deklarował z góry zdolność i chęć do współdziałania z Demokratami, z którymi konkurował. Jest to więc dobra nauka dla polskich politykó, że zdolność do realizowania wspólnych celów, istotnych dla państwa, ponad podziałami politycznymi, sprzyja również własnej pozycji.

RMF: Kiedy polscy piloci przesiądą się na nowoczesne samoloty F-16?

Bronisław Komorowski : Amerykanie skłonni są, po pierwsze, zsynchronizować swoje działania z polskimi procedurami, po drugie – szukać rozwiązań biorących pod uwagę realia państwa polskiego. Ale rónież oczekują tego, aby strona polska uznała, że oferta amerykańska odpowiada polskim interesom.

RMF: Rozmawiamy w Waszyngtonie. Wszyscy spodziewali się, że tutaj właśnie padną stanowcze słowa i zapadną decyzje, co do samolotów dla polskiej armii.

Bronisław Komorowski : Decyzje muszą zapaść w Warszawie. Strona amerykańska jest skłonna pójść nam maksymalnie na rękę, ale decyzje muszą zapaść w Warszawie. I tak powinno być.

RMF: Kiedy one zapadną?

Bronisław Komorowski : Powinny zapaść w ciągu miesiąca. Nie decyzja co do zakupu czy użyczenia konkretnego samolotu, ale decyzja o finansowaniu programu i uruchomieniu procedury. Jaki będzie tego wynik, trudno przesądzić. Ale jeszcze raz chciałbym podkreślić, że dla mnie każda decyzja jest lepsza niż brak decyzji.

RMF: Znajdujemy się w takim bardzo charakterystycznym miejscu. Sto metrów stąd odbyły się uroczystości 50-lecia NATO i wtedy właściwie Polskę do NATO przyjmowano, 200 metrów stąd znajduje się Biały Dom. Jak się pan czuje przyjeżdżając pierwszy raz do Waszyngtonu jako minister obrony kraju członkowskiego? Czy jest to przyjemne uczucie?

Bronisław Komorowski : Jest to przyjemne uczucie i nie ma co udawać, że nie. Jesteśmy przyjmowani w Ameryce bardzo dobrze – jako kraj wiarygodny, kraj sukcesu, kraj który się rozwija, który potrafi się reformować i udowadniać swą wiarygodność – także w obszarze Sojuszu Północnoatlantyckiego. Dzisiaj często myślę sobie, jak wielka jest różnica między skłonnością Polaków do narzekania i przekreślania własnych sukcesów, a tym co słyszymy o Polsce z ust Amerykanów.