Noc oscarowa była nudna i przewidywalna, jestem rozczarowany zwycięstwem "Jak zostać królem". To ładny film, ale Colin Firth mógł zagrać lepiej. Boli mnie, że nie wygrał "Social Network", to film przełomowy - mówi w Kontrwywiadzie RMF FM aktor Artur Barciś. Członek komitetu honorowego PO przyznaje, że czasem czuje zawstydzenie rządami Platformy. Tusk stracił młodych ludzi - dodaje. Mój syn nie będzie już na niego głosował.

REKLAMA

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Artur Barciś: Rządy PO czasem zawstydzają, ale pozostali nie proponują niczego lepszego

Konrad Piasecki: Natalie Portman, Colin Firth, "Jak zostać królem" - noc oscarowa warta była nieprzespania?

Artur Barciś: Nie.

Konrad Piasecki: Bo nudna i przewidywalna?

Artur Barciś: Tak. Nie była warta, bo przede wszystkim ceremonia była potwornie nieciekawa, nudna, źle prowadzona, bez atrakcji, bez dowcipów. Od wielu lat oglądam noc oscarową i Billy Crystal, który zresztą tutaj wystąpił, to był jeden taki przebłysk, że zaczęło się dziać coś wesołego.

Konrad Piasecki: Ale nie ogląda pan dla tego misterium otwierania kopert, które zresztą wszystkich przez moment zamraża?

Artur Barciś: Dla tego też, oczywiście, że też i bardzo się cieszę, jak jest jakaś niespodzianka.

Konrad Piasecki: A w tym roku niespodzianek nie było, kompletna przewidywalność.

Artur Barciś: Tak, w zasadzie tak.

Konrad Piasecki: Nie boli pana, że wygrywa "Jak zostać królem", film klasyczny?

Artur Barciś: Generalnie to nic nie boli, bo to dzieje się za Oceanem.

Konrad Piasecki: Ale pańska branża.

Artur Barciś: Tak, moja branża i to mnie boli, dlatego, że dla mnie "The Social Network" jest filmem przełomowym, pod każdym względem. To jest film pokolenia, a "Jak zostać królem" to jest film bardzo ładny, dobrze zagrany, ja nie mam nic do Colina Firtha, chociaż czasami miałem wrażenie, że można było zagrać lepiej. Nie mówię, że ja bym zagrał lepiej, ale to co zrobił Jesse Eisenberg to jest mistrzostwo świata, to jest niewiarygodne, że można tak zagrać. Ja bym tak nie umiał.

Konrad Piasecki: To wchodząc na moment w ścieżkę aktorską - łatwo zagrać kogoś, kto się jąka? To jest aktorska wprawka czy jakiś aktorski wysoki stopień wtajemniczenia?

Artur Barciś: Bardzo trudno. Jąkanie się to jest odruch, to jest coś bezwarunkowego i bardzo trudno jest zagrać taką ułomność.

Konrad Piasecki: Colin Firth zagrał ją dobrze?

Artur Barciś: Były takie momenty, że mnie nie przekonywał. Widziałem aktora, który gra, a powinienem o tym zapomnieć, powinienem nie widzieć. Na tym polega aktorstwo.

Konrad Piasecki: A nie ma pan w sobie odrobiny radości, że wygrywa powrót do korzeni filmowych, do filmów klasycznych, solidnych, przyzwoicie zrobionych, bez żadnych nowatorskich sztuczek, po prostu film, który się dobrze ogląda.

Artur Barciś: Takich filmów, które się dobrze ogląda, jest bardzo dużo. Oczekuję od Oscarów, od tego najlepszego, "the best of", oczekuję jakiegoś przełomu, arcydzieła, tak jak było z "American Beauty", gdzie zobaczyłem film, który mnie absolutnie zachwycił, w którym pokazano coś, czego nigdy w życiu nie widziałem, jak poetycka scena z tańczącą torebką plastikową. Czegoś takiego nie było.

Konrad Piasecki: Po nocy oscarowej Anno Domini 2011 Artut Barciś rozczarowany...

Artur Barciś: Rozczarowany, chociaż oczywiście są takie fragmenty, które mnie zachwyciły, np. Oscar Melissy Leo, która jest genialna w "Fighterze", po prostu genialna. Powiedziałem: "jak oni jej nie dadzą tego Oscara za drugoplanową rolę, to wyłączam ten telewizor". A potem mówię: "nie, nie mogę, bo RMF przyjedzie".

Konrad Piasecki: Czy w ogóle pojawia się w polskich aktorze patrzącym na te Oscary taka myśl: "a kiedy coś z Polski tam zamiesza"?

Artur Barciś: Cały czas tak jest, naprawdę.

Konrad Piasecki: No i co - robimy coraz więcej filmów a cały czas nie potrafimy nic tam zrobić?

Artur Barciś: No robimy parę filmów dobrych, tylko nie mamy siły przebicia. Dla mnie "Dom zły" z ubiegłego roku to jest fenomenalny film i spokojnie mógłby tam być. Tylko musimy mieć siłę przebicia i dużo pieniędzy.

Konrad Piasecki: Czyli przede wszystkim PR i pieniądze. No to a propos PR-u: mniej pieniędzy i polityki. Trzy lata temu był pan w komitecie honorowym Platformy, niespełna rok temu w komitecie honorowym Bronisława Komorowskiego. Kiedy pan sobie przypomina te chwile, to czuje pan zawstydzenie?

Artur Barciś: Czasami tak. Chociaż na pewno nie przyłączę się do chóru Marcinów Mellerów i Tomaszów Karolaków.

Konrad Piasecki: Tomasz Karolak mówi, że w środowisku artystycznym wyraźnie można wyczuć rozczarowanie działaniami Platformy.

Artur Barciś: Ale to rozczarowanie dotyczy każdej partii, która rządzi trzy lata. Zawsze się wydaje, że mogła zrobić więcej i pewnie mogła. Na tym polega polityka, ze jak się jest u władzy, to cały czas trzeba iść na jakieś kompromisy. I te kompromisy zazwyczaj kończą się tak, że "zrobimy to, jak wygramy następne wybory".

Konrad Piasecki: Jak pan patrzy na Platformę z tą pamięcią o komitetach honorowych, to co pana najbardziej denerwuje?

Artur Barciś: Najbardziej mnie denerwuje, że nie mam wyboru. To mnie najbardziej denerwuje.

Konrad Piasecki: Ma pan PiS, PJN, SLD, PSL.

Artur Barciś: No niestety nie. Te wszystkie pozostałe partie niczego lepszego nie proponują. A niektóre proponują wręcz coś dużo, dużo gorszego, co zresztą przerabialiśmy jakiś czas temu.

Konrad Piasecki: No ale to jest fatalna alternatywa. Głosować na kogoś, by nie głosować na kogoś innego.

Artur Barciś: I właśnie dlatego jestem rozczarowany, wkurzony i wściekły, że jako obywatel tego kraju jestem postawiony w takiej sytuacji. Nie chcę bronić Platformy, ale to i tak jest to najlepszy rząd z tych, jaki mieliśmy przez ostatnie 10, a nawet więcej lat.

Konrad Piasecki: Naprawdę nie denerwuje pana ten mały zapał reformatorski, ta mała chęć pójścia ostro do przodu?

Artur Barciś: Denerwuje mnie, tylko że PO chce dłużej utrzymać się u władzy. Jak nie zaczną robić wielkich reform, to tę władzę stracą.

Konrad Piasecki: Czy widzi pan w Donaldzie Tusku kogoś, kto przez następne cztery lata będzie miał siłę, by kierować rządem?

Artur Barciś: Myślę, że tak.

Konrad Piasecki: Nie widzi pan człowieka wypalonego, zniechęconego, nie mającego pomysłu na to, co dalej?

Artur Barciś: Chwilami widzę. Ale myślę, że to też wynika z pewnej ilości nieszczęść, które na niego spadły. To, co się działo w zeszłym roku, przechodzi ludzkie pojęcie. I Donald Tusk, jako premier rządu, musiał sobie z tym wszystkim poradzić. I myślę, że poradził sobie dobrze. Cały problem polega na tym, że rząd powinien wprowadzać reformy, patrzeć na młodych ludzi, których stracił niestety. Mój syn nie będzie na niego głosował nigdy w życiu.

Konrad Piasecki: A na kogo będzie?

Artur Barciś: Tego nie mogę powiedzieć.

Konrad Piasecki: Jeśli za 3-4 miesiące ktoś zadzwoni do pana i powie: zapraszamy znów do komitetu Platformy, powie pan "tak" czy "nie"?

Artur Barciś: To się znowu zastanowię. Wtedy też nie od razu powiedziałem "tak", podobnie jak w komitecie honorowym Bronisława Komorowskiego. Ja w ogóle nie chcę się włączać w politykę. Nie chcę być aktorem, który się opowiada po czyjejś stronie. Jestem obywatelem tego kraju i jeśli uważam, że istnieje niebezpieczeństwo, że może być gorzej, to się w to włączam, jeżeli mnie proszą.

Konrad Piasecki: Ale dziś w ciemno pan nie mówi: daję Platformie kolejny kredyt zaufania?

Artur Barciś: Nie. PO musi - przynajmniej na finiszu - pokazać, że przez następne cztery lata zrobi coś więcej niż do tej pory.