"Cisza jest nam potrzebna na co dzień. Przede wszystkim po to, żeby odejść pół kroku od tego zgiełku, w którym żyjemy. Bo jesteśmy cały czas zalewani jakimiś informacjami. Cały czas jesteśmy pod wpływem jakichś bodźców. A kiedy jest cicho, to jesteśmy w stanie skontaktować się ze spokojem, takim swoim, wewnętrznym. O ile go mamy. Na to, że świat nas zostawi w spokoju, szans nie mamy" - mówi RMF FM dr Dorota Szczygieł z Uniwersytetu SWPS, zajmująca się psychologią emocji i stresem w pracy zawodowej. Jakie znaczenie ma dla nas cisza, ta prawdziwa? Tuż przed nastaniem ciszy wyborczej, gdy podważany jest jej sens, postanowiliśmy zapytać o to eksperta.

REKLAMA

Kuba Kaługa, RMF FM: Na ciszę wyborczą czeka pani z utęsknieniem?

Dr Dorota Szczygieł: Szczerze mówiąc, to ja nie oglądam telewizji. A w radiu słucham tylko muzyki. Więc jakby nie bardzo się w to wpasowuję.

Polityka nie dociera do pani tak bardzo, nie atakuje?

Ona i tak dociera i atakuje. Ale ja jestem w stanie stawić jej opór. Dawkuję ją sobie. Wtedy, kiedy jestem zainteresowana, to sobie wybieram, a nie pozwalam, żeby ona jakoś bez filtra leciała. Tak że jeżeli chodzi o ciszę - czy wyborczą, czy zwykłą - to absolutnie jestem za.

Zostawmy kontekst polityczny, skupmy się na życiu. Cisza jest nam na co dzień potrzebna?

Jest potrzebna na co dzień. Przede wszystkim po to, żeby odejść pół kroku od tego zgiełku, w którym żyjemy. Bo jesteśmy cały czas zalewani jakimiś informacjami. Cały czas jesteśmy pod wpływem jakichś bodźców. Na przykład tutaj, gdzie siedzimy, w bibliotece. Powinno być cicho, ale jest klimatyzacja. Z daleka dobiega jakaś muzyka, jakieś głosy. Niby ciche, ale my je słyszymy. Do tego jakieś dzieci mają zajęcia, oczywiście jak najbardziej słuszne, celem jest zachęcenie ich do czytania. Niemniej jednak dla osób korzystających z biblioteki oznacza to, że nie jest tu cicho. I mało można znaleźć takich miejsc, gdzie byłoby cicho.

A co takiego dzięki ciszy możemy zyskać?

Kiedy jest cicho, to jesteśmy jakby w stanie skontaktować się ze spokojem, takim swoim, wewnętrznym. O ile go mamy. Na to, że świat nas zostawi w spokoju, szans nie mamy. On będzie cały czas się wdzierał. Kolorami, reklamami. Czasem jest tak, że nie można przejść spokojnie, bo są różnego rodzaju billboardy. To też są bodźce. A ciszę rozumiem szeroko. Nie chodzi tylko o bodźce słuchowe, ale wszelkiego rodzaju zalew informacji. Możemy sami zadbać o to, żeby być w spokoju. Po to, żeby naładować baterie. Po to, żeby przez chwilę skontaktować się z samym sobą. Bo jeżeli się tak biega, słucha i cały czas coś się robi i te bodźce przetwarza, to wyczerpuje to nasze tzw. zasoby poznawcze - czyli możliwości, które mamy ograniczone. To powoduje, że się męczymy, powoduje, że zaczynamy odczuwać stres, który przechodzi w stan chroniczny. Potem nie możemy spać. A jak już zaśniemy, to budzimy się o czwartej nad ranem, a potem znów nie możemy zasnąć. Natomiast to, co możemy zrobić, to odejść trochę od tego i zadbać o siebie. A nie bardzo jesteśmy tego uczeni. Ani w szkole, ani później.

Ale może cisza nie jest dla każdego?

Nieraz można się spotkać z opiniami typu: "A co ja się tam będę wyciszać, będę wtedy jakiś nieprzytomny i nie będzie do mnie świat docierał". Ja mam zawsze na to taką metaforę, która odwołuje się do tafli wody. Jeżeli spojrzymy na morze - wzburzone, wielkie fale, burza - i do tego morza wrzucimy szafę, a nawet hipopotama w ciąży mnogiej, to można nie zauważyć. Bo to chlup... i nadal morze będzie szalało. Ale jeśli mamy spokojne jezioro, gdzie tafla wody jest jak szkło i usiądzie na niej chudy komar, to te kręgi się rozchodzą. I tak samo jest z naszym umysłem. Jeżeli on jest rozszalały i ma mnóstwo myśli i mnóstwo rzeczy przetwarza, to mniejszą mamy szansę, że zauważymy coś naprawdę ważnego. To ważne może być z zewnątrz - człowiek, rozmowa, ktoś bliski. Ale również małą mamy szansę na zauważanie czegoś wewnątrz nas. Czasem wystarczy usiąść w spokoju na parę chwil, przy herbacie, nie wsłuchując się w muzykę, w telewizor grający w drugim pokoju, w komputer mrugający do nas. Tak, żeby na chwilę się od tego odłączyć. Wtedy zobaczymy być może to, co jest ważne.

Czy są inne sposoby? Czy rzeczywiście jest tak, że wystarczy - mówiąc w skrócie - wyłączyć telefon, czy też jednak wyłączymy go, a będziemy cały czas zastanawiać się, czy ktoś nie pisze, nie dzwoni? To nie daje wyciszenia. Czy są skuteczne i proste sposoby, które można bez wysiłku zastosować, żeby się wyciszyć?

Ja bardzo wierzę, że wyciszenie i spokój są możliwe, kiedy zadbamy trochę o swoje ciało. Bo ciału, które jest spięte, zagonione, gdzieś tam przepalone papierosami i niedospane, jest się trudno wyciszyć. To może są jakieś truizmy, banały, ale to jest prawda. Musimy zadbać o siebie, żeby być gotowymi na przyjęcie ciszy, na relaks. Bardzo często żyjemy w takim "spięciu" - i to nam dodaje adrenaliny. Żeby szybciej, żeby się trzymać. Więc by się wyciszyć, na pewno potrzebne są długoterminowe działania, związane z tym, by zadbać o siebie. Wyregulować sen, nie objadać się wieczorem. Wszystkie te rzeczy, które każdy z nas zna, a nie zawsze stosuje. Do tego ruch fizyczny. Minimum ćwiczeń, spacer. Dla niektórych osób to również kontakt z przyrodą. Nie trzeba wyjeżdżać - wystarczy niewielki park, las. Wszędzie tam, gdzie mamy naturalne odgłosy przyrody. To moje doświadczenie - nic tak nie uspokaja jak kontakt z przyrodą. Nie mówię tu o jakimś wielkim kontakcie, że muszę chodzić, przytulać się i przeskakiwać z brzozy na brzozę. To są kwestie bardzo indywidualne. Czasem wystarczy się przejść, to też bardzo uspokaja. Nie wychodzić z domu po to, żeby lecieć do sklepu czy coś załatwiać...

Wyjść tak trochę po nic?

Tak, po nic. Jest takie pojęcie jak flanerowanie, które bardzo lubię. Flanerować to znaczy włóczyć się po mieście bez celu. Ja akurat to lubię i to mnie bardzo relaksuje. To oczywiście jest zupełnie bezcelowym działaniem, ale istota spokoju też polega na tym, że tam nie ma celu. Celem jest po prostu bycie z samym sobą. Dobrze też działają różne techniki oddechowe. Koncentracja na oddechu. Na przykład nabieram powietrza i przy wydechu liczę: raz, dwa... i tak do dziesięciu. Ale to może być cokolwiek. Niektórzy lubią sobie wejść do kościoła. Nawet osoby niewierzące. Bo tam jest jednak taki spokój. Każdy musi poszukać sobie czegoś takiego. To jest niezbędne.

Trochę taka jest też idea ciszy wyborczej, od której zaczęliśmy. Żeby był jeszcze spokój, żeby się zastanowić. A nie ulegać czemuś, co się pojawia. I taka jest też idea włączania spokoju i ciszy w nasze codzienne życie. Druga rzecz jest taka, że w ciszy możemy też jakby usłyszeć siebie, że coś jednak nam nie pasuje w tym życiu. Że może coś jednak chcielibyśmy zmienić.

Ale może nie zawsze tego chcemy? Może już nie warto się zastanawiać, mieć wątpliwości, wyciszać się? W takim świecie dziś żyjemy?

Wtedy się godzimy, że jesteśmy jakimś człowiekiem sformatowanym, jak to mówi Andrzej Stasiuk. Czyli takim, który jest przygotowany do tego, żeby żyć w korpo-świecie. Już nie mówię o korpo-firmie, ale w ogóle świecie. Żeby podążać, realizować jakieś plany, cele. Tylko czyje? W ciszy można zastanowić się szerzej - nie chcę mówić jakoś górnolotnie - ale (zastanowić się) w ogóle nad swoją kondycją. Póki mamy 20, 30 lat, to wszystko wygląda inaczej. Potem mamy 40, 50 - i już inaczej myślimy, bo wiemy, że czas się kurczy. Że już pewne rzeczy wydarzą się albo się nie wydarzą. Wtedy się jakby rozliczamy, bo widzimy, co się stało z dziećmi, co się stało z pracą, jak to życie się powiodło, czy możemy coś naprawić. Oczywiście w przypadku trzydziestolatków to jest złudzenie, wydaje im się, że mają świat u stóp - a nim się obejrzą...

W każdym razie zachęcam wszystkich do tego, by skupiali się na sobie bardziej i poszukiwali takiego osobistego spokoju i wyciszenia.