"Narodowy Fundusz Zdrowia z dużym impetem zmierza w kierunku bankructwa lub niewypłacalności. Myślę, że deficyt będzie bardzo duży i tutaj bez wsparcia ze strony budżetu państwa się nie obędzie" - mówi w rozmowie z reporterem RMF FM Krzysztof Łanda, ekspert rynku zdrowia i szef fundacji Watch Health Care. Komentuje w ten sposób informacje, że w przyszłym roku NFZ będzie dysponował zerową rezerwą finansową.

REKLAMA

Mariusz Piekarski: Czy gdy patrzy pan na stan finansów Narodowego Funduszu Zdrowia, to czy panu się nie wydaje, że ten domek z kart z napisem "Narodowy Fundusz Zdrowia" niedługo już runie?

Krzysztof Łanda: Tak, dokładnie mam takie wrażenie. NFZ z tak dużym impetem zmierza w kierunku skały, która nazywa się bankructwo albo niewypłacalność. I to z kilku powodów. System eWUŚ jeszcze nie jest głównym problemem. Głównym problemem wydaje mi się, że są konsekwencje dyrektywy transgranicznej, co okaże się w ciągu najbliższych kilku miesięcy. Ale rzeczywiście, jeżeli chodzi o eWUŚ, to wydaje mi się tutaj, że takie koszty za świadczenia zdrowotne dla osób nieubezpieczonych łatwo było przewidzieć. W tej chwili, kiedy NFZ już jest w trudnej sytuacji, nie ma tak naprawdę innego wyjścia, tylko musi rzeczywiście pozwać Ministerstwo Zdrowia do sądu administracyjnego. Inaczej obawiam się, że pani prezes Pachciarz byłaby posądzona o niegospodarność.

Zobacz również:

Panie doktorze, w tym roku ten pożar da się jeszcze ugasić, dlatego że jest rezerwa zapasowa... Właściwie była, pod koniec października rozwiązana i 650 mln wpompowano w system, kiedy okazało się, że pół miliarda mniej jest ze składek. NFZ mówi wprost: "W przyszłym roku nasza rezerwa zapasowa będzie wynosiła zero, jeśli mamy z własnych pieniędzy zapłacić za tych nieubezpieczonych, na których nie chce dać pieniędzy minister finansów". I co wtedy?

Ja myślę, że objawów tego, że mur nazywany NFZ za chwilę się przewróci, zostanie obalony i że NFZ będzie miał bardzo poważne kłopoty jest więcej. Aneksowanie umów na rok 2014 jest takim objawem. Rozpaczliwe próby opóźnienia wdrożenia dyrektywy transgranicznej i próba ograniczenia budżetu na finansowanie pacjentów, którzy wyjadą za granicę i skorzystają z dobrodziejstw dyrektywy. Teraz wreszcie spożytkowanie rezerwy przyszłego roku na łatanie dziury w związku z tymi problemami z nieubezpieczonymi, których wykrył eWUŚ.

Powstają bardzo poważne rysy na gmachu, który zwie się NFZ i który może rzeczywiście się zawalić. Myślę, że deficyt będzie bardzo duży i tutaj bez wsparcia ze strony budżetu państwa się nie obędzie. To może się przełożyć albo na zwiększenie składki zdrowotnej, albo na wprowadzenie w znacznie większym stopniu współpłacenia pacjentów doświadczeń, w tym również doświadczeń szpitalnych. Albo powinniśmy wycinać świadczenia zdrowotne z koszyka świadczeń gwarantowanych, albo powinniśmy wprowadzić ubezpieczenia komplementarne, czyli nowy typ ubezpieczeń dodatkowych, których w Polsce jeszcze nie mamy. Z tego co widzę, to na razie nie ma przygotowań do żadnego z tych działań, więc chyba wszyscy czekają aż rzeczywiście gmach runie.

To co czeka pacjenta?

Pacjenci w tym momencie nie powinni się aż tak bardzo martwić, dlatego że obejmuje nas dyrektywa transgraniczna i dzięki tej dyrektywie transgranicznej, jeżeli ktoś czuje, że świadczenia gwarantowane są dostępne, ale dopiero po długim czasie oczekiwania, to Polacy po prostu będą wyjeżdżać za granicę, przynosić rachunki do NFZ i NFZ będzie musiał zapłacić. Więc to, co nas czeka tak naprawdę, to jest bankructwo NFZ czy też niewypłacalność NFZ i prawdopodobnie konieczność po raz pierwszy w historii utrzymania stabilizacji NFZ poprzez dodatkowe dotacje z budżetu państwa. Innej drogi ja nie widzę, chyba że ktoś zacząłby wreszcie prawidłowo zarządzać koszykiem świadczeń gwarantowanych czy wprowadziłby na szeroką skalę ubezpieczenia dodatkowe. To się nie stanie nagle. Tego nie można zrobić w ciągu jednego roku. My tak naprawdę już jesteśmy opóźnieni ze środkami zaradczymi w tej trudnej sytuacji NFZ i wydaje mi się, że jednak NFZ będzie niewypłacalny w przyszłym roku.