To już swoista tradycja, że gdy kończy się październik, w niektórych mediach katolickich pojawiają się alarmujące artykuły dotyczące obchodów Halloween, zwyczaju, jak wiadomo wywodzącego się z pogańskiego święta. I zaczyna się tropienie diabła w otaczającej nas rzeczywistości. Ale czy to ma sens? - pyta Roman Zając, felietonista portalu Stacja7.

REKLAMA

Muszę wyjaśnić na początek, że jestem zdecydowanym przeciwnikiem przeszczepiania na polski grunt czegoś, co jest obce naszej tradycji, kulturze i wrażliwości. Bezmyślne importowanie pogańskich zwyczajów uważam za czystą głupotę, a łatwość, z jaką się upowszechnia Halloween i zaczyna przyćmiewać tradycyjny sposób obchodzenia dnia Wszystkich Świętych, głęboko mnie zasmuca, bo jest świadectwem, jak promowane w marketingowy sposób mody, mogą niszczyć prawdziwą i piękną tradycję.

Pełne zadumy i refleksji święta, zaczynają sąsiadować z jazgotliwą i hałaśliwą zabawą, opartą na wygłupach i zamiłowaniu do makabry. Nasza, chrześcijańska kultura każe nam odwiedzać groby przodków, przynajmniej, w tym jednym dniu, choćby życie rzuciło nas od nich bardzo daleko.

Nasza, chrześcijańska kultura każe nam odwiedzać groby przodków, przynajmniej, w tym jednym dniu, choćby życie rzuciło nas od nich bardzo daleko.

To święto przypomina nam, że należy pamiętać o śmierci, o konieczności rozliczenia się z całego życia, podsumowania go oraz dokonania bilansu uczynionego dobra i zła.

Halloween, w swoim pop-kulturowym wydaniu, proponuje, aby ze śmierci się śmiać, sprowadzić ją do zgrywy, do zmyślonego świata wampirów, zombi i czarownic. Pod wesołą zabawą i wygłupem ukryte jest de facto znaczenie antykulturowe tej zabawy.

Przeczytaj inne felietony Romana Zająca na Stacja7

Szczególnie irytuje mnie w tej materii swoisty przymus. Na przykład, nie podoba mi się organizowanie Halloween w szkołach i przedszkolach. Uważam za niestosowne, że przedszkola włączają się w promowanie czegoś, co jest komercyjnym tworem z Ameryki. Jako ojciec czteroletniej córki, nie chcę, aby brała udział w czymś co uważam po prostu za głupie, a tymczasem dyrekcja i nauczyciele nawet nie pytają rodziców, czy życzą sobie takich zabaw.

Z drugiej jednak strony, jak najbardziej daleki jestem od twierdzeń, że zabawy halloweenowe to promocja okultyzmu, a co za tym idzie bezpośrednia droga do zniewolenia duchowego albo nawet opętania. Nie sadzę, aby szło za tym koniecznie jakieś zainteresowanie okultyzmem. Chyba jedynie w skrajnych przypadkach może mieć to miejsce... Wiem oczywiście, że Halloween wywodzi się prawdopodobnie z celtyckiego święta Samhain, podczas którego, jak wierzyli druidzi, zaciera się granica między zaświatami, a światem ludzi żyjących, zaś duchom, zarówno złym, jak i dobrym, łatwiej przedostać się do świata żywych. Duchy przodków czczono i zapraszano do domów, złe duchy zaś odstraszano poprzez dziwaczne stroje i maski.

Czy powinniśmy się więc bać wydrążonej dyni? Czy mieszka w niej Szatan? Bynajmniej! Co najwyżej mieszka w niej ludzka głupota.

Wiem też, że noc z 31 października na 1 listopada jest datą istotną dla "Kościoła Szatana" założonego przez Szandora La Vey w hippisowskich latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku.

Ale skomercjalizowany Halloween nie niesie już swych pierwotnych treści nawet w kulturze amerykańskiej. Nie ma w nim odniesienia do kultu zmarłych przodków, jak było w pierwotnych celtyckich obrzędach. Jest to prostu okazja do przebierania się w dziwaczne stroje, zakładania masek i wygłupów. Pożywką Halloween jest zamiłowanie do makabry i filmów grozy. Wszystko to odbywa się bowiem właśnie w takich klimatach. Kontekst duchowy zniknął.

Młodzi ludzie poprzebierani za Drakulę albo Frankensteina, nie są satanistami ani okultystami, tylko po prostu wygłupiającymi się młodymi ludźmi. Czy powinniśmy się więc bać wydrążonej dyni? Czy mieszka w niej Szatan? Bynajmniej! Co najwyżej mieszka w niej ludzka głupota.