Od stycznia 2014 roku szpitale nie będą musiały kupować obowiązkowych ubezpieczeń od zdarzeń medycznych. By nie doprowadzić do finansowej katastrofy, rząd opóźnił o dwa lata wejście w życie przepisów, które regulują tę kwestię.

Decyzja o opóźnieniu spowodowana była przede wszystkim tym, że przepisy w niczym nie przystawały do realiów. Okazało się, ze nie ma chętnych do ubezpieczania szpitali od zdarzeń medycznych. Takie polisy sprzedaje tylko jedna firma. Składki są horrendalnie drogie i szpitale, które i tak toną w długach, mogłyby ich nie udźwignąć.

Wiceminister zdrowia Sławomir Neumann tłumaczy, ze kolejne odsunięcie ubezpieczeniowego obowiązku (wcześniej opóźniano go o rok) pozwoli samorządom i szpitalom powołać własne towarzystwa ubezpieczeń wzajemnych. Chcemy dać szansę na to, żeby one powstały. To sprawi, że na rynku ubezpieczeń będzie konkurencja - tłumaczy w rozmowie z naszym dziennikarzem Mariuszem Piekarskim. Być może to było za szybko pisane - przyznaje, przenosząc w ten sposób odpowiedzialność na poprzednie kierownictwo resortu z Ewą Kopacz na czele.

Teraz posłowie muszą złożyć odpowiednią poprawkę do ustawy, by uratować szpitale przed katastrofą. Ta byłaby tylko kwestią czasu - dziś ubezpieczenie od zdarzeń medycznych ma zaledwie 30 na ponad tysiąc placówek medycznych.