To był tydzień! Chodź blogosfera nigdy nie śpi i zawsze ma dużo do powiedzenia, tym razem mieliśmy do czynienia z prawdziwą eksplozją wydarzeń. Afery i kontrowersje, polityczne przytyki i sportowe skandale – dla każdego coś miłego. Nowe tematy pojawiały się niespodziewanie jak fotoradary na wiejskiej drodze i wyskakiwały zza zakrętów jak kolarze na lotnej premii.

Fotoradary zdobędą wiosnę?

W internetowych debatach nie mogło zabraknąć fotoradarów. Aktywność ministra Sławomira Nowaka, który broni tych urządzeń niczym Częstochowy doczekała się wielu emocjonalnych komentarzy. Raczej nie zaskakuje fakt, że większość z nich była skrajnie negatywna.

"Według premiera Tuska, fotoradary to jest egzekucja prawa. Naprawdę to jest egzekucja kierowców" - napisała na Twitterze Joanna Senyszyn. Znany bloger Azrael Kubacki chyba potraktował ten wpis zbyt dosłownie, bo bał się takiej egzekucji wychodząc na spacer. "Będę przechodził obok fotoradaru. Jakbym nie wrócił do 12.00 - proszę mnie szukać na policji..." - twittował. Długo trzymał śledzących jego profil w niepewności. Dopiero po kilku godzinach triumfalnie ogłosił: "Wróciłem. Szedłem obok fotoradaru, ale potem ukrywałem się w Lesie Bielańskim. Się udało..." Jego entuzjazm natychmiast zaczęli studzić trzeźwo myślący followersi. "Nie ciesz się - pocztą mandat przyjdzie. Dostaną Twoje dane ze zdjęciem z wydziału ewidencji ludności" - przekonywali.

Za fotoradary oczywiście dostało się politykom. Nie zawsze nawet tym, którzy bezpośrednio zajmują się tą sprawą. Każdy poseł, senator, minister były czy przyszły komentując tę sprawę wystawiał się pod ostrzał internetowych złośliwości. "Schetyna mówi, że stara się jeździć po Warszawie wolno, bo jest dużo fotoradarów. A ja myślałem, że z powodu przepisów :-)" - punktował byłego marszałka Sejmu bloger, informatyk i entuzjasta esperanto Paweł Wimmer. Sławomir Nowak zażarcie przekonywał, że po występie w programie dotyczącym fotoradarów jechał przez miasto zgodnie z przepisami. Przekonywał, przekonywał, a gdy skończyła mu się cierpliwość i argumenty zagroził, że wytoczy w tej sprawie proces.

Niektórzy politycy, chyba przyzwyczajeni do umiarkowanej miłości ze strony narodu nie przejmowali się twitterowymi przytykami i śmiało dokonywali fotoradarowych coming outów."Jest nas już troje za fotoradarami: Sławomir Nowak, ja i premiertusk" - napisała odważnie europosłanka Róża Thun. "Jak spadnie ilość wypadków będziecie mówić, że zawsze popieraliście :)" - dodała. Widać nie brała pod uwagę tego, że w środowisku blogowo-twiiterowym już są tacy, który bez żenady przyznają się do popierania rządowych pomysłów w tej sprawie. Jedną z tych osób jest bloger ukrywający się pod pseudonimem Galopujący Major, który przystaną na chwilę w galopie i postanowił zostać pogromcą fotoradarowych mitów. Zaczął z wysokiego "C", by już po pierwszych kilku linijkach stwierdzić, że fotoradary może nie są idealne, ale na pewno nie są takie złe, jak twierdzą nieżyczliwi. ‘Nie wiadomo czy i przede wszystkim w jakiej skali fotoradary stoją w niewłaściwych miejscach" - przekonywał by na końcu przygwoździć czytelników argumentem, że społeczeństwo wcale nie jest przeciwko fotoradarom. Czy w takim razie większość z nas w ukryciu je popiera, snobuje się tylko na fotoradarową opozycyjność, bo to modne i mainstreamowe? Tego Galopujący major już nie wyjaśnił. Pozostaje nam więc ogryzanie paznokci i nerwowe oczekiwanie na dalszą część jego idącej pod prąd analizy.

Wielkie kłamstwa i dyskusyjne przeprosiny

Tematem, który zelektryzował światową blogosferę jest bez wątpienia wyznanie Lance Armstronga, który przyznał się do tego, że zbudował swoją legendę na kłamstwie. Szczególną uwagę blogerów przyciągnęły deklaracje kolarza. Czy to były przeprosiny? Trudno powiedzieć. Jakość przeprosin ma znacznie. Nie możesz uważać, że przepraszasz, tak jak nie możesz udawać, że jest kelnerem. Albo podajesz posiłek, albo go nie podajesz. A, trzymając się tego porównania, Armstrong podał nam tylko przystawkę" - pisze na platformie blogowej gazety "The Wall Street Journal" John Kador, autor bestsellerowych w USA poradników dla ludzi biznesu i wszystkich, którzy troszczą się o swój wizerunek. "Wątpię, że Armstrong naprawdę przeprosi w drugiej części rozmowy" - podsumowuje.

Podobny opis tego wydarzenia znajdujemy u jednego z blogerów brytyjskiego "The Daily Telegraph". “Spowiedź Armstronga nie była tak słaba, jak mogłaby być. W końcu nie rozpłakał się i nie powiedział, że przez długi czas cierpiał na depresję" - pisze Ed West. Patrzy też na całą sprawę trochę szerzej - według niego przypadek Armstronga pokazuje, że ludzie ze świecznika nie chcą i nie umieją przepraszać. "Kiedy parlamentarzysta przyłapany jest na złym uczynku mówi, że zostały popełnione błędy albo ocena sytuacji okazała się nieadekwatna. Używając strony biernej chce pokazać, że nie brał w tym aktywnego udziału. Co więc skłoniło go do okradania podatników? Bogowie?" - pyta retorycznie bloger.

Intymne wyznania na 30. urodziny

Ten tydzień przyniósł nam na szczęście nie tylko przykre informacje ze świata sportu. Po porażce ze Słowenią nasi szczypiorniści zrehabilitowali się i pokonali Serbów na mistrzostwach świata w Hiszpanii. Internet oszalał! "Wenta na prezydeenta POLAND Szmal na ministra finansów, Żyła na rzecznika rządu!" - to jeden z ciekawszych komentarzy, jakie można było znaleźć po meczu na Twitterze. I cóż z tego, że trenerem kadry nie jest już Bogdan Wenta, a Piotr Żyła to zupełnie inna dyscyplina sportu? Sama koncepcja jest niezwykle pociągająca. Od wielu lat słyszymy apele o rząd fachowców, a nasi sportowcy to przecież niekwestionowani eksperci w swoich dziedzinach.

Absolutną mistrzynią jest też Justyna Kowalczyk, niewymieniona w gronie potencjalnych kandydatów do sportowego rządu. Nasza biegaczka pokazała na swoim blogu, że mimo nawału pracy nie opuszcza jej dobry humor. "Nikt mnie nie miażdży, nie nokautuje i w ziemię nie wbija. Czyżby tak długo trwała zadyszka po Alpe Cermis?:)" - napisała. Przyznała też, że ten weekend jest dla niej szczególny nie tylko ze względów sportowych. "Cholera! Trzydzieści lat kończę!! Kiedy to minęło?" - czytamy w internetowym dzienniku biegaczki. Później mamy jej autocharakterystykę napisaną z dystansem i humorem. "Jaka ze mnie trzydziestolatka? Dokładnie taka jak biegaczka - pokręcona, szalona i pełna kontrastów:) Ostatnio zauważyłam, że farbowanie włosów staje się koniecznością, a nie fanaberią estetyczną. Pani dermatolog powiedziała, że trądzik młodzieńczym już nie jest. To co - starczym??:)" ­- pyta mistrzyni. I jak tu jej nie kochać, jak jej nie kibicować? No, powiedzcie, jak?