​Nasi kandydaci do europarlamentu nie grzeszą wiedzą o Unii Europejskiej. Dziennikarze RMF FM udowodnili, że pretendenci do unijnych stanowisk nie znają podstawowych informacji o Wspólnocie. Dają się nabierać na fikcyjne dyrektywy i absurdalne wymysły. Czy to ich kompletnie dyskredytuje? Spieramy się o to w popołudniowych Faktach RMF FM. Zdaniem Agnieszki Friedrich ta niewiedza nie powinna ich od razu wykluczać. Bogdan Zalewski uważa, że taka ignorancja to rodzaj wilczego biletu i powinna natychmiast zamykać drogę do Brukseli. A co Wy o tym sądzicie? Zagłosujcie w naszej sondzie, zabierzcie głos w dyskusji i słuchajcie naszego programu. Będziemy cytować najciekawsze komentarze.

Polscy politycy, którzy totalnie się błaźnią przed wyborami, będą kiepską wizytówką w Brukseli. Gdyby mieli odrobinę honoru nie pchaliby się tam, gdzie powinno być miejsce tylko dla kompetentnych przedstawicieli naszego kraju. Na co my możemy liczyć, skoro wybierzemy człowieka, który nie potrafi powiedzieć, ile krajów liczy Unia?
Oj tam oj tam, Bogdan. Nie wiedzą, ale na pewno się dowiedzą. Muszą tylko przekonać się, w jakim zakresie mają braki. Nikt nie jest doskonały, prawda? Pojadą do Brukseli zrobią rekonesans i wierzę, że odrobią lekcje. A tak swoją drogą myślisz, że kandydaci z innych krajów mają doskonałą wiedzę o Unii?
Agnieszko, nie mam na myśli wiedzy eksperckiej, szczegółowej. Chodzi o podstawowe wiadomości, elementarz, żeby nie powiedzieć - alfabet europosła. Jeśli nasi przyszli wybrańcy polegli na elementarnej wiedzy, to co można o nich powiedzieć? Równie ważne są też inne kwalifikacje - myślę tu o odporności na unijny lobbying. Takich europosłankę i europarlamentarzystę czekają z pewnością liczne pokusy w stolicy Unii. Ważne, żeby mieli i taką wiedzę: jak się zachować, jak się nie dać przerobić na eurokratów, całkowicie poddanych ideologicznemu glajchszaltungowi, równaniu wszystkich do jednego biurokratycznego wzorca z Brukseli czy ze Strasburga.
Co nie zabronione jest dozwolone, czyż nie? Przepisy, Bogdan nie uniemożliwiają niedouczonym kandydowania w wyborach czy to do naszego czy europejskiego parlamentu. Owszem zdarzają się kompromitacje i to wielkie - czasami ma się wrażenie, że dzieci mają większą wiedzę o UE niż kandydaci, ale zauważ - to TYLKO kandydaci. Ja osobiście liczę na mądrość, wielką mądrość wyborców. Tak wielką jak wielka jest niewiedza tych, którzy proszą o nasze głosy. Bo w końcu kto pomaga im osiągnąć cel?
Wiadomo, my - wyborcy. To my otwieramy im drogę do gwiazd, do unijnych gwiazdek na fladze. Chciałbym jednak, żeby ta droga dla nich była bardziej ciernista. Łacińskie przysłowie- per aspera ad astra, przez ciernie do gwiazd - powinni sobie nasi kandydaci wyszyć na wyborczych sztandarach. Zanim popędzą stadkiem do Brukseli, powinni indywidualnie wykazać się szczególnymi predyspozycjami w naszym kraju, pochwalić się jakąś wytężoną pracą. Myślę, że nie jestem odosobniony w tym poglądzie.
Ale, Bogdanie przecież wielu z nich to profesjonaliści, którzy mogą pochwalić się osiągnięciami nie tylko w kraju, ale też poza jego granicami. Fakt ich niewiedzy, która w kampanii wychodzi na jaw uznaję jako właśnie tę drogę ciernistą. Później czegoś tam się dowiedzą i może będą z nich gwiazdy europarlamentu. Widzisz, nasz internauta "bogdano" zauważa, że "nawet najlepszy europoseł zna jedynie drobną część unijnych dyrektyw". Trudno się z tym nie zgodzić.