Wtorkowa prasa przynosi nowe informacje o samochodowych wyczynach zwierzchników resortu zdrowia. Pisze też o tym, że rząd chce ułatwić ABW inwigilację Polaków.

Przykład idzie z góry, czyli resort zdrowia w rozjazdach

"Fakt" kolejny dzień przygląda się kosztom użytkowania samochodów przez Ministerstwo Zdrowia. W ubiegłym tygodniu ujawnił, że Bartosz Arłukowicz, który na co dzień korzysta z ministerialnej limuzyny, dostał od Kancelarii Sejmu ponad 27 tysięcy złotych zwrotu za korzystanie z prywatnego auta. Na antenie RMF FM tłumaczył, że samochodu używa do pełnienia obowiązków poselskich, a wydaje na niego tak dużo, bo jest bardzo aktywny w regionie.

We wtorkowym wydaniu tabloid donosi, że w ślady swojego zwierzchnika poszedł wiceminister zdrowia Sławomir Neumann. Jego wydatki na korzystanie z prywatnego samochodu w celach poselskich wzrosły znacząco w porównaniu z poprzednim rokiem i w 2012 wynosiły 35 103 złotych. Najciekawsze jest tłumaczenie samego wiceministra. "Rożnica w rozliczeniu bierze się stąd, że wcześniej dokładałem z własnej kieszeni. Za 2012 rok rozliczyłem się zaś z całych kosztów" - tłumaczy w rozmowie z "Faktem". Zapewnia też, że "jeździ dużo", a używanie służbowego samochodu z kierowcą uważa za droższe od jazdy prywatnym autem.

Więcej uprawnień dla ABW

"Rząd chce obdarzyć Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego szerszymi, kontrowersyjnymi uprawnieniami" - alarmuje "Dziennik Gazeta Prawna", powołując się na tekst projektu ustawy o tej służbie, który jest na etapie uzgodnień międzyresortowych. "Podstawę do inwigilacji może stanowić  "profilaktyka kontrwywiadowcza", zaś cudzoziemcy będą mogli być śledzeni nawet bez zgody sądu" - wylicza.

"Część proponowanych rozwiązań budzi moje obawy o zgodność z konstytucją, a także z zasadami dobrego prawodawstwa" - komentuje w rozmowie z "DGP" dr Zbigniew Rau, były wiceminister spraw wewnętrznych. Szef CBA Paweł Wojtunik zwraca z kolei uwagę na to, że "profilaktyka kontrwywiadowcza" nie jest zdefiniowana ani w samej ustawie, ani w innych aktach prawnych. 

Jak najlepiej zarobić? Po znajomości

Wtorkowa "Gazeta Wyborcza" przytacza na pierwszej stronie bulwersujące przykłady z "kumoterskiej listy płac". "Ok. 5000 zł zarabiał w opolskim oddziale Agencji Nieruchomości Rolnych tapicer przedstawiający się jako krewniak premiera (ma to samo nazwisko). 6000 zł - to ubiegłoroczna miesięczna pensja szczecińskiego radnego PiS w gminnej spółce Szczeciński Fundusz Pożyczkowy. PiS popiera prezydenta Szczecina. Ponad 6700 zł dostawała kancelaria adwokacka, która wygrała przetarg na usługi prawne w szpitalu dziecięcym w Poznaniu. Kancelarię prowadzi teściowa dyrektora szpitala" - wylicza.

(mn)