Adam Bodnar opublikował wczoraj na stronie resortu niecodzienny apel do sędziów, by przy orzekaniu mieli na względzie obowiązujące w Polsce prawo międzynarodowe, a przy jego wykładni brali pod uwagę także wyroki trybunałów międzynarodowych, w tym również dotyczące statusu tzw. neo-sędziów. Czy sędziom trzeba o tym przypominać?

REKLAMA

Opublikowanie apelu wygląda na miękkie wsparcie dla przygotowywanych zmian w ustawie o powoływaniu Krajowej Rady Sądownictwa i innych planowanych zmian. Co warto podkreślić - nie ma znaczenia praktycznego dla stron występujących przed sądami.

Apel nie jest przecież żadną zmianą prawa ale tylko przypomnieniem, które Adam Bodnar publikuje po to, żeby było jasne, że źródłami powszechnie obowiązującego prawa są w Polsce Konstytucja, ustawy, ratyfikowane umowy międzynarodowe oraz rozporządzenia i inne akty niższego rzędu.

Ktoś może nie pamiętać?

Rzeczywiście, pamiętanie o randze prawa międzynarodowego nie jest oczywiste. Polski Trybunał Konstytucyjny parokrotnie podważał już decyzje trybunałów międzynarodowych i nasz porządek prawny chętnie ograniczał do hierarchii Konstytucja - ustawy - rozporządzenia - z pominięciem lub kwestionowaniem wyroków trybunałów międzynarodowych.

Dzięki temu że tzw. neo-KRS wyprodukowała przez ostatnie lata już ponad 2 tys. sędziów, powołanych w sposób (jak te trybunały orzekły) niezgodny z zasadami prawa europejskiego, takie sędziowskie zwątpienie w to, że są istotne - wymaga właśnie przypomnienia, że ETPCc i TSUE istnieją i ich wyroki powinny być wskazówkami dla polskich sądów.

Czemu tak słabo?

Ktoś oczekujący stanowczości może zapytać, dlaczego Adam Bodnar korzysta z tak miękkiej formuły - apelu. Odpowiedż jest dość prosta - obecnie minister może właśnie tyle. Podobne treści zawierał projekt wchodzącego dziś w życie regulaminu sądów, który właśnie dzisiaj wchodzi w życie. W regulaminie ich jednak ostatecznie nie ma. Zostały z niego usunięte, bo regulamin to nie jest miejsce na takie wskazówki/pouczenia/przypomnienia itp. Stąd jednak właśnie wczorajszy apel - jako osobny dokument, niestanowiący prawa i nikogo do niczego niezobowiązujący.

Na zmiany jeszcze dużo czasu

Zarówno sam minister, jak cały rząd, a nawet sejmowa większość wciąż muszą się liczyć z otoczeniem politycznym. Nie ma co ukrywać - wrogim i trudnym do "ruszenia" Trybunałem, z trudem przejmowaną Prokuraturą, nadal niezreformowaną KRS, a przede wszystkim prezydentem. Adam Bodnar wie, że szanse powodzenia w zmienianiu prawa są jeszcze przez 1,5 roku prezydentury Andrzeja Dudy nikłe, bo co nie spodoba się PiS-owi, TK czy KRS, prezydent prawdopodobnie będzie wetował.

Z drugiej strony rząd czuje też potrzebę wykazywania swoich intencji przed Komisją Europejską, która twardo obstaje przy przestrzeganiu zasad prawa Unii. Taki jest właśnie tego splotu uwarunkowań - miękki apel. Czyli dokładnie tyle, na ile dziś może sobie pozwolić Minister Sprawiedliwości, walczący przecież także na paru innych frontach nie jednej bitwy, a całej kampanii.