Prezydium Sejmu decyduje dziś, w jaki sposób zabezpieczyć posłów przed zakażeniem koronawirusem w czasie najbliższego posiedzenia Sejmu. Jak ustaliliśmy wczoraj nieoficjalnie, Marszałek Sejmu ma zaproponować wprowadzenie możliwości uczestnictwa w obradach za pośrednictwem elektronicznych środków łączności, bez konieczności przebywania na terenie Sejmu. Dla polskiego parlamentaryzmu to istotny przewrót.

REKLAMA

Projekt uchwały, jaki według naszych informacji Marszałek Sejmu Elżbieta Witek ma zamiar przedstawić wicemarszałkom przedstawiliśmy wczoraj.

Dla prawników-konstytucjonalistów pomysł pani Marszałek jest tak niewiarygodny, że wręcz nie nadaje się do rozważania. Po pierwsze to jawne naruszenie regulaminu Konstytucji, która mówi, że Sejm obraduje na posiedzeniach, posiedzenia są jawne, a głosowanie wymaga OBECNOŚCI co najmniej połowy posłów. Po drugie wprowadzanie podobnie skrajnych środków w Regulaminie Sejmu, który jest zaledwie uchwałą, jest też oczywistym naruszeniem samego Regulaminu. Jego zmienianie musi być zgodne z samym Regulaminem, a projekt pani Marszałek apeluje o przeprowadzenie tego już z użyciem głosowania zdalnego.

Rządy tabletów?

Zdalny udział w obradach jest właściwie zmianą ustrojową. Proponowane zmiany w regulaminie wymagają w sprawie wprowadzenie takiej możliwości decyzji Marszałka, uzasadnionej zagrożeniem, jakie może dla innych stanowić któryś z posłów. Skoro jednak uchwałą Sejmu można podważyć jasny przepis Konstytucji o obecności posłów podczas obrad, z powodzeniem można też sobie wyobrażać stopniowe poszerzanie możliwości, jakie daje uznanie nieobecności za obecność.

Nie tylko nigdy nie byłoby już wtedy zagrożone kworum w czasie obrad. Żadna rządząca partia nie miałaby już także problemów z większością, bo w razie takiej potrzeby przy głosowaniu bez trudu dałoby się nawiązać połączenie z brakującą jej akurat na sali liczbą posłów. To kusząca perspektywa.

Co więcej - możliwe, że tak naprawdę rządziliby niekoniecznie ci, którzy są posłami, ale raczej ci, którzy akurat mają ich służbowe iPady - bo zapewne te urządzenia miałyby służyć do zdalnego udziału w obradach i - co najistotniejsze głosowania.

Bezpieczeństwo w sieci?

Szczegóły środków technicznych, jakie ma zapewnić pracującym zdalnie posłom Kancelaria Sejmu, uregulowane zostaną zarządzeniami. Mają one zapewnić możliwość identyfikacji korzystających z nich osób, komunikację z nimi, zabieranie głosu, składanie wniosków formalnych i gwarancję bezpieczeństwa systemu teleinformatycznego.

Jednak przejęcie urządzenia, należącego do posła, choćby chwilowe, jest nie tylko możliwością realną w warunkach domowych czy towarzyskich. Jest też całkiem prawdopodobną praktyką, umożliwiającą to, co dotychczas wywoływało nie tylko potępienie, ale też odpowiedzialność karną - mowa oczywiście o głosowaniu "na dwie ręce". Na sali sejmowej można to zaobserwować, przez kamerkę internetową - nie.

Niekoniecznie dwie ręce

Idąc dalej można sobie wręcz wyobrazić magazynek na zapleczu siedziby partii, gdzie jej szef/sekretarz lub ktoś zaufany przechowuje tablety swoich posłów, i wyposażony w odpowiednią ilość nagrań głosujących posłów z ich pomocą markuje na potrzeby systemu nadzoru przeprowadzanie głosowań, a w istocie głosujący "jak trzeba".

To oczywiście sytuacja skrajna, niesprawiedliwie zakładająca ewidentną złą wolę. Oparta jest jednak na założeniu, że tablety są zabezpieczone przed ingerencją z zewnątrz.

Bo jeśli nie są, to głosować za ich pośrednictwem może nie poseł, mniej lub bardziej do tego upoważniony, ale np. jakiś bystry haker.

Niekoniecznie z Polski.