Choć termin zgłaszania kandydatów na 15 sędziowskich miejsc w Krajowej Radzie Sądownictwa mija jutro, jak dotąd jest ich dopiero jedenaścioro. Sędziowie najwyraźniej nie kwapią się do zasiadania w organie, którego konstytucyjność podważa tak wielu z nich.

REKLAMA

Nie chcą do KRS

Brak powodzenia otwartego naboru do organu, odpowiadającego za powoływanie sędziów u części z nich wynika z przekonania o rzeczywistym łamaniu konstytucji przez Radę powołaną na wymyślony w Sejmie sposób. Przepis o wyborze członków KRS spośród sędziów oznacza dla nich jednoznacznie, że wyboru tego dokonują sędziowie, a nie posłowie, jak wskazuje nowa ustawa o Krajowej Radzie.

Dla wielu sędziów niekoniecznie nawet przekonanych do takiej interpretacji przepisów istotna jest zdecydowana i po wielokroć podkreślana opinia zarówno autorytetów prawniczych, jak byli prezesi TK czy Sądu Najwyższego, jak wszystkich stowarzyszeń sędziowskich w kraju oraz - co tez nie bez znaczenia - samych sędziów obecnej, jeszcze urzędującej Krajowej Rady, wybranych spośród sędziów jeszcze przez sędziów.

Z pewnością można też mówić o swoistej środowiskowej presji, związanej z wszystkimi powyższymi czynnikami. Mówiąc najoględniej - trudno być dziś wśród sędziów tym, który zechce uczestniczyć w "zamachu na niezależność sądów i niezawisłość sędziowską i łamaniu zasady trójpodziału władz" - a tak właśnie jest określany cały zestaw reform sądownictwa, wprowadzanych przez rządzącą większość.

Trudno także dlatego, że apelujący do sędziów o powstrzymanie się od kandydowania apelują jednocześnie o nieudzielanie przez nich poparcia tym, którzy zdecydują się przełamać bojkot naboru i jednak kandydować. Ustawa daje prawo zgłaszania kandydatów 2 tysiącom obywateli oraz grupom 25 sędziów. Wykorzystanie pierwszej drogi jest w tak krótkim terminie, jaki wyznacza ustawa bardzo trudne, użycie drugiej - wymaga znalezienia wśród sędziów aż 25 "łamistrajków".

Nie chcą się ujawniać

Wśród ponad 10 tysięcy sędziów w Polsce z pewnością znajdzie się 15 osób, które przyjmą propozycje kandydowania i zasiądą ostatecznie w nowej KRS. Na razie się jednak nie ujawniają, zapewne właśnie z powodu presji środowiska. Im później poznamy ich nazwiska, tym krócej potrwa weryfikowanie ich kompetencji i publiczna krytyka, a w efekcie także ich powoływanie do Rady.

Ustawowy wymóg zdobycia poparcia odpowiedniej liczby sędziów możliwy jest do zrealizowania tylko w bardzo szczególnych przypadkach. Nie dość, że popierający muszą to poświadczyć własnym nazwiskiem, ze świadomością naruszenia zasad obowiązujących w korporacji, to jeszcze - w oczywisty sposób - da się to zrobić tylko tam, gdzie istnieją większe skupiska sędziów. W grę wchodzą zatem głównie sądy w dużych ośrodkach miejskich.

Także jednak tam, gdzie w ogóle można znaleźć dla łamiącego bojkot kandydata aż 25 innych sędziów, także łamiących sędziowskie normy (bez żadnej właściwie korzyści dla siebie, a wręcz przeciwnie, za cenę ostracyzmu środowiska) przeprowadzenie takiej operacji spontanicznie musi być bardzo trudne.

Sędziowie resortowi

O ile w wersji spontanicznej i nazwijmy to "oddolnej", zdobycie podpisów 25 sędziów pod kandydaturą do KRS jest bardzo utrudnione, o tyle nie będzie z tym pewnie problemu tam, gdzie pracuje ponad 160 sędziów oddelegowanych, i żywiących wobec reformy KRS zupełnie inne odczucia - w Ministerstwie Sprawiedliwości.

W gronie ponad setki sędziów podwładnych ministra Ziobry nie będzie zapewne problemu ze znalezieniem wręcz entuzjastów nowego kształtu KRS. Takich, którzy zechcą nie tylko do niej kandydować, ale też wesprzeć czyjeś kandydowanie. Jeśli nie spontanicznie, to pod wpływem presji także środowiskowej, tyle że środowisko to mniejsze, a możliwe konsekwencje ewentualnego oporu - bardziej wyraziste. Delegowanie sędziego do pracy w resorcie minister może przecież cofnąć.

Wystarczy ledwo 26 z 10 tysięcy sędziów

Co więcej, do zgłoszenia kandydatów do zapełnienia wszystkich 15 sędziowskich miejsc w KRS nie trzeba więcej niż... 26 sędziów, którzy zechcą w tym uczestniczyć. Ustawa nie wyklucza popierania się przez sędziów nawzajem, teoretycznie więc z każdego pokoju, w którym jest 26 sędziów może wyjść 26 kandydatów do KRS - wystarczy, że każdy z nich zdobędzie podpisy 25 pozostałych...

Mimo to, że dziś kandydatur na sędziów-członków mamy tylko cztery - nie ma żadnego zagrożenia, że nie jutro wystarczy ich na obsadzenie 15 miejsc w Radzie.

Zagrożenie polega jednak na tym, że nowa, tak właśnie wybrana sędziowska część KRS w oczywisty sposób nie będzie reprezentować wszystkich, a jedynie niektórych sędziów. Tych nieakceptowanych przez większość środowiska, bo wspierających, jego zdaniem, łamanie zasad państwa prawa.

I ta właśnie Krajowa Rada będzie odtąd odpowiadać za powoływanie kolejnych sędziów.