Pierwsze expose, wygłoszone przez Donalda Tuska było rekordem - trwało ponad 3 godziny. Potem szef rządu bił kolejne rekordy, przez 6 lat, 9 miesięcy i 23 dni. Dziś urzędujący przez niemal dwie kadencje szef rządu składa dymisję. Co po nim zostaje i jak go zapamiętamy?

REKLAMA

Uświadomiono mi niedawno, że w ciągu 2488 dni urzędowania Donalda Tuska wyrosło niemal nowe pokolenie, które nie zna innego premiera. Są też z werwą opisujący rzeczywistość całkiem liczni dziennikarze, którzy nie pamiętają, by rządem kierował ktokolwiek inny. Stąd próba zapewnia nieudolnego zrekapitulowania, jak Donald Tusk dał im się zapamiętać.

Czapeczka i dres

Wizualnie pewnie zapamiętamy premiera w cokolwiek idiotycznej jako nakrycie głowy męża stanu czapeczce Słońca Peru. Być może także w stroju piłkarskim, kryzysowej kurteczce na wałach przeciwpowodziowych albo śpiewającego "Hey Jude". To jednak tylko powierzchowne impresje, jakie nasuwają się w najprostszych skojarzeniach.

Poza obrazem Słońca Peru, z działania zapamiętamy chyba głównie spryt. Zręczność, z jaką Donald Tusk przetrwał jako szef rządu nie tylko wydarzenia historyczne, światowy kryzys, katastrofę w Smoleńsku czy - w kryzysowej kurteczce - powódź sprzed 4 lat. Donald Tusk zachował stanowisko w sytuacjach, które dla niejednego skończyłyby się klęską. Podniósł podatki - i przetrwał, przegrał z Rosją spór o wrak i czarne skrzynki prezydenckiego samolotu - i wygrał kolejne wybory, wchodził w przegrane z góry starcia z Paprykarzem, opiekunami niepełnosprawnych - i wychodził z nich. Nie zawsze zwycięsko, ale wychodził. Tej cechy, umiejętności przetrwania nawet w skrajnie nieprzyjaznych warunkach - nie sposób Donaldowi Tuskowi odmówić.

Przetrwanie kosztem wyrzucania balastu

Istotną częścią "przetrwania" było umiejętne pozbywanie się w porę budzących kontrowersje przez kolejne afery ministrów. Za zamieszanie w kolejne afery czy skandale członkowie rządów Tuska płacili, on sam - zostawał. Kupowanie stoczni przez Katar, afera hazardowa czy zegarkowa - wcześniej czy później szef rządu pozbywał się kłopotliwego balastu. Od wypominającego nam z fotela na Florydzie, że Polska to dzicz Mirosława Drzewieckiego, przez podejrzewanego w aferze hazardowej Grzegorza Schetynę, Andrzeja Czumę po fundującą za państwowe środki koncert Madonny na Stadionie Narodowym Joannę Muchę, czy ostatnio - okazującego brak rozsądku w zamiłowaniu do zegarków Sławomira Nowaka.

Swoją drogą kolejne wymuszane okolicznościami "nowe otwarcia" pozwoliłyby chyba wręcz sformować trzeci rząd Tuska, z samych jego byłych, czasem niezbyt udanych ministrów. Zabawmy się:

Trzeci rząd Tuska?

Pomysł wydaje się trafiony zwłaszcza, że sama przyszła pani premier jest właśnie ministrem, któremu podziękowano. Taki gabinet z pewnością nie miałby problemu z obsadą resortu sprawiedliwości, w którym zasiadali już panowie Ćwiąkalski, Czuma, Kwiatkowski i Gowin - każdy o innych kompetencjach, temperamencie, zapatrywaniach i randze w środowisku prawniczym, zatem do wyboru do koloru.

Wybór byłby też w MEN, gdzie mogłyby urzędować cieszące się wielką popularnością panie Hall albo Szumilas. Podobnie w sporcie, gdzie poza minister Madonną Muchą krzywdząca rotacja poza min. Gierszem objęła nieocenionego min. Drzewieckiego. Infrastrukturą mogliby się ponownie zająć słynący z sukcesów Cezary Grabarczyk albo znany z punktualności min. Nowak, w MSW mogliby znów pracować panowie Miller albo Cichocki...

I na dodatek wicepremierem mógłby znów być dusza towarzystwa - Waldemar Pawlak...

A poważnie?

Choć te przywołane z przeszłości nazwiska przypominają czasy świetności podupadającej od kilku miesięcy w sondażach koalicji, nie sądzę jednak, by tędy prowadziła droga do jej sukcesu.

Którędy jednak prowadzi - nikt chyba nie wie. Głównie dlatego, że jeszcze sprawniejszy był premier w pozbywaniu się ze swojego otoczenia tak w rządzie jak w partii wszystkich osób wyrazistych i ewentualnych konkurentów. Stąd właśnie dzisiejsza pustka wokół lidera PO i słaba pozycja jego następczyni.

Odejście Tuska Spryciarza i Rekordzisty oznacza więc prawdopodobnie koniec pewnej ery. Nie tylko dla bardzo wyraźnego podziału między PiS a PO, w którym zabraknie jednego z głównych graczy, ale przede wszystkim dla samej PO i pracy rządu.