Kiedy niemal dokładnie dwa lata temu prezydent Bronisław Komorowski zapowiadał przeprowadzenie referendum - czym pozbawił się szans na ponowny wybór - znaliśmy przynajmniej pytania, jakie chciał zadać. Dziś w sprawie referendum zapowiedzianego przez Andrzeja Dudę nie wiemy właściwie nic poza tym, że ma dotyczyć Konstytucji. Skutek zaś może być podobny.

REKLAMA

Dwa lata temu

11 maja 2015 był dla Bronisława Komorowskiego dniem fatalnym. Poprzedniego dnia przegrał z kandydatem Prawa i Sprawiedliwości pierwszą turę wyborów prezydenckich. Do drugiej wszedł, ale z poparciem 33,77 proc. Polaków. Jego konkurent Andrzej Duda wygrał zdobywając 34,76 proc. głosów.

Komorowski zapowiedział ogłoszenie na 6 września referendum, w którym Polacy mieli zająć stanowisko w sprawie jednomandatowych okręgów wyborczych, finansowania partii z budżetu i interpretowania przepisów podatkowych na korzyść podatników.

Kilkanaście dni później prezydent przegrał wybory. Referendum 6 września odbyło się, przypieczętowało jednak klęskę autora pytań - do urn poszło 7,8 proc. uprawnionych, co było najgorszym wynikiem we wszystkich ogólnokrajowych głosowaniach, przeprowadzonych w Europie od 1945 roku.

Dziś

Także na początku maja zwycięzca sprzed dwóch lat także przedstawia autorski, nieskonsultowany z nikim pomysł przeprowadzenia referendum. Konstytucyjnego tym razem wprost, tyle że pozbawionego na razie podstawowej treści - propozycji pytań. Z wypowiedzi samego Andrzeja Dudy można wnioskować, że w gruncie rzeczy chodzi o pytanie, na które Polacy odpowiedzieli już w 1997 - czy Konstytucja jest dobra, czy nie.

Nikt nie wie, o co dokładnie Andrzej Duda chciałby zapytać. W tej sprawie wiedza każdego z nas jest dokładnie taka sama jak prezydenckiego prawnika, Andrzeja Dery, który wyłącznie przypuszcza, o co prezydentowi może chodzić: zapewne o wybór między systemem kanclerskim a prezydenckim, ograniczenie nie do końca zidentyfikowanych przywilejów nie do końca zidentyfikowanych elit, usunięcie nie do końca zidentyfikowanych mankamentów...

O co chodzi?

Na kilka pytań podstawowych Kancelaria Prezydenta udziela odpowiedzi tyleż zręcznych, co niewiele mówiących: "To autorski pomysł Prezydenta, ale to nie głowa państwa będzie zmieniać Konstytucję, lecz społeczeństwo" - odpisał nam dyrektor Marek Magierowski - "Andrzej Duda jest przekonany, że jako wybrany przez Naród powinien w takich sprawach zwracać się właśnie do Narodu. Konstytucja ma służyć ludziom. Dlatego pan Prezydent chciałby najpierw poznać opinię społeczeństwa nt. ewentualnych kierunków zmian".

Jeśli coś z tej części odpowiedzi wynika to to, że społeczeństwo powinno samo powiedzieć, jakich zmian oczekuje. To jednak stawia pod znakiem zapytania inicjującą rolę Prezydenta w tej sprawie i właściwą treść jego autorskiej propozycji. Gdyby społeczeństwo czuło potrzebę zmian - wystąpiłoby zapewne z własną inicjatywą. Być może zawierającą bardziej określoną treść.

Rzecznik Prezydenta niezupełnie jednak stroni od konkretów: "W opinii pana Prezydenta, ale także wielu obywateli, obecna Konstytucja ma istotne mankamenty - chociażby jeżeli chodzi o kwestie podziału kompetencji pomiędzy władzami. Według głowy państwa w przygotowanie pytań do referendum powinno być zaangażowanych wiele środowisk. Konstytucjonaliści, eksperci Narodowej Rady Rozwoju, prawnicy Kancelarii Prezydenta etc. Po referendum nastąpi proces przekładania woli narodu na projekt nowej Konstytucji. Nie sposób dziś przewidzieć jak szybko to nastąpi. Wiele zależy od tego, jak głębokich zmian będzie oczekiwało społeczeństwo. Data referendum nie jest jeszcze ustalona."

Czyli co?

Niestety, znacznie mniej nawet, niż w wypadku chybionego pomysłu referendum sprzed dwóch lat. Mankamenty obecnej Konstytucji są istotne, ale nieokreślone, a próba ich określenia nieprzyjemnie często prowadzi do wniosków niezwiązanych z treścią Konstytucji, a raczej z jej stosowaniem, by nie rzec wprost - naruszaniem.

Treści ewentualnych pytań referendalnych nie znamy. Jeśli mają nad nimi pracować konstytucjonaliści, członkowie Narodowej Rady Rozwoju i prawnicy Kancelarii Prezydenta - warto zadać pytanie, czy nie byłoby właściwszą kolejnością najpierw je sformułować, a potem dopiero referendum ogłaszać?

Znamienne przy tym, że wśród przygotowujących treść pytań nie wymieniono ani posłów, ani senatorów, ani organizacji społeczeństwa obywatelskiego. Dla każdego z tych podmiotów, a także ich części, tak skromnie opisany krąg autorów "autorskiego" pomysłu prezydenta jest osobnym problemem.

Reasumując:

Niemal w połowie 2017 jesteśmy na początku długiej drogi.

Niezupełnie wiemy kto niezupełnie wiadomo kiedy przygotuje prawdopodobnie niezupełnie wiadomo co, tyle że pod auspicjami prezydenta. Następnie w 2018 niezupełnie wiadomo jakie stanowisko zajmie w tej sprawie społeczeństwo. A potem, ponieważ rok po referendum, w 2019 odbędą się wybory parlamentarne - także niezupełnie wiadomo kto nada temu stanowisku kształt zmiany ustawy zasadniczej.

Trudno sobie wyobrazić, że projekt zmian opartych na wynikach referendum zdąży opracować i uchwalić obecny parlament. Musiałoby się to dziać w trybie bardzo przyśpieszonym, nie odpowiadającym powadze zmian w ustawie zasadniczej, nie mówiąc o potrzebnych do tego 2/3 głosów. Tzw. reguła dyskontynuacji zniesie zaś wyniki tych prac, i trzeba je będzie w nowej kadencji Sejmu i Senatu zacząć od początku.

Poza tym niektóre ze zmian w Konstytucji mogą wymagać przeprowadzenia tzw. referendum zatwierdzającego, o które może wystąpić np. 1/5 posłów, a przełom kadencji nie sprzyja podobnym operacjom.

Zastanawiając się więc nad prawdziwą treścią prezydenckiej propozycji zmuszony jestem do poddania się. W to, że Andrzej Duda życzy sobie jego spektakularnej porażki nie dowierzam.

Ale czego sobie życzy - nie wiem.