Jest we wczorajszych wydarzeniach, prowadzących do zatrzymania panów Kamińskiego i Wąsika, było kilka elementów, które zwróciły uwagę bacznych obserwatorów kombinacji operacyjnych. Ich przebieg skłania do zastanowienia się nad dziwnymi motywacjami części uczestników. To z kolei prowadzi do spiskowej teorii, na której udowodnienie, podobnie jak przy innych podobnych, nie ma żadnego dowodu poza domysłami. A może było właśnie tak?

REKLAMA

Może całe wczorajsze zajście, do którego uczestnicy dramatu doprowadzali stopniowo i konsekwentnie realizując założone plany, to przedstawienie? Przyjrzyjmy się szczegółom.

Zaproszenie zamiast ułaskawienia

Prezydent Duda wiedząc o sytuacji, w jakiej znaleźli się panowie Kamiński i Wąsik, zaprosił ich do Pałacu Prezydenckiego. Zrobił to dość ostentacyjnie, chociaż, co wielokrotnie podkreślał, nie chce ich ponownie ułaskawiać. Akurat to rozwiązałoby cały problem bez budzenia takich wątpliwości jak za pierwszym razem, w 2015 roku, kiedy ułaskawił ich, gdy dla prawa byli jeszcze niewinni.

Tym razem to już osoby skazane prawomocnie i żaden, nawet najbardziej niechętny prezydentowi prawnik nie kwestionowałby raczej skorzystania w tych warunkach z prawa łaski. A jednak Andrzej Duda z tej tym razem niekwestionowanej i nawet podpowiadanej możliwości nie korzysta, za to zaprasza do siebie na wiele godzin i pozwala prawomocnie skazanym na hasanie po dziedzińcu Pałacu Prezydenckiego i wygłaszanie na jego tle oświadczeń do kamer. Dziwne.

Zostańcie tu sobie, ja wychodzę

Wieczorem jednak prezydent wyjechał z Pałacu, zostawiając w nim panów Kamińskiego i Wąsika. To zachowanie dość niecodzienne. Raczej się nie zdarza, że kogoś zapraszamy, a sami wychodzimy - zwłaszcza zapewne ze świadomością, że chodzi o osoby poszukiwane przez policję, które właśnie ogłosiły publicznie, że siedzą akurat u nas. I to akurat takie osoby, które w deklaracjach wspieramy, choć moglibyśmy wybawić z kłopotów jednym ułaskawieniem, jak 8 lat wcześniej.

A jednak prezydent Pałac opuścił. Warto przy tym przypomnieć, że nie chodzi o miejsce objęte immunitetem, eksterytorialne - Pałacu pilnują oficerowie SOP, podlegający temu samemu ministrowi, co szukająca skazańców policja. Mało kto wie o tym lepiej niż niedawno nadzorujący te służby skazańcy. I prezydent to wiedział, a jednak opuścił Pałac. Zastanawiające.

Zaproszenie do interwencji?

Pewności naturalnie nie ma, ale wykluczyć tego nie można, bo przecież przypomnę - prezydent ich ugościł, ale wyszedł, mógłby ułaskawić, ale tego nie robi. Rząd zatem skwapliwie tę dogodną sytuację wykorzystał, funkcjonariusze podjęli działania i panowie zostali zatrzymani. Dzieło się dopełniło.

Reżyserowany, przewidywany, wynikający z dedukcji - nieważne w jaki sposób kształtowany rozwój sytuacji sprawił, że obaj panowie zostali zatrzymani, co pozwoliło się wykazać rządowi. Z nich samych niemal zaś natychmiast zrobiono męczenników, na czym zależy PiS-owi, szukającemu wsparcia dla swoich tez o totalitaryzmie, prześladowaniu patriotów walczących z korupcją, itp. Ich głoszenie zaczęli sami zatrzymani już kilka dni wcześniej, wieczorem przejęli to zadanie gromadzący się przed komendą policji przy ul. Grenadierów ich partyjni koledzy i sam prezes.

Każdy ugrał swoje

W tym scenariuszu Mariusz Kamiński już wczoraj, jeszcze na wolności, podpisał oświadczenie, że od pierwszego dnia za kratami będzie prowadził głodówkę. Oświadczenie opublikowane zostało dziś przed południem przed budynkiem Kancelarii Premiera.

Co więcej, zablokowany wczoraj w Belwederze przez zepsuty autobus linii 180 prezydent Duda też miał prawo do wygłoszenia oświadczenia o wstrząsie, poczuciu krzywdy. A także twardych zapowiedzi, że nie spocznie, jak długo czegoś z tym nie zrobi.

I na dodatek prezydent może się też czuć upoważniony do podjęcia bliżej nieokreślonych kroków odwetowych lub zaradczych - nawet do ułaskawienia obu panów po ugraniu tego, na czym zależało PiS-owi. Andrzej Duda mógłby tego dokonać, uwalniając skazańców zza krat z naturalną argumentacją, że "warunki się zmieniły, rząd zaatakował Pałac", itp.

Lubimy polaryzację, zwłaszcza ostrą

Jeśli jest ziarno prawdy w powyższych spekulacjach, to znak, że uczestnicy tej gry są zainteresowani jej dalszym prowadzeniem. Skrajności działają na ich korzyść, dlatego nieustannie szukają coraz wyrazistszych sposobów, by wyostrzyć swoje działania. Nawet apelując o godne zachowanie znajdują metody prowokowania przy tym przeciwnika.

Na opisane powyżej, świadomie tendencyjnie, motywacje uczestników wydarzeń nie ma jednoznacznych dowodów. To ledwo oparte na luźnych spostrzeżeniach domysły, których jednak także nie da się raczej jednoznacznie zakwestionować.

A szkoda, bo z dowodami, że tak nie było, zapoznałbym się z przyjemnością i ulgą.