Pański projekt prowadzi do zniszczenia ustrojowych podstaw wymiaru sprawiedliwości w Polsce, dlatego przedstawiam własny - tak z grubsza brzmi wstęp listu, jaki do prezydenta Andrzeja Dudy skierowała I prezes Sądu Najwyższego. Małgorzata Gersdorf przedstawiła swój projekt ustawy o Sądzie Najwyższym, jak zaznacza, "wychodzący naprzeciw" programowi wyborczemu PiS i oczekiwaniom prezydenta. Trudno wyobrazić sobie większe zaskoczenie.

REKLAMA

Parada niezręczności

Stwierdzić na wstępie, że projekt prezydenta łamie Konstytucję, a jednocześnie przedstawić mu własny, realizujący podobne założenia - to jeszcze nic. Uzasadnić to spełnianiem oczekiwań społecznych - to też ledwo pół biedy. Ale kiedy jeden z najwyższych przedstawicieli władzy sądowniczej podkreśla, że "przedłożona propozycja wychodzi naprzeciw także programowi wyborczemu partii rządzącej oraz postulatom formułowanym publicznie przez Prezydenta RP, jak i przedstawicieli aktualnej większości parlamentarno-rządowej" - a tak to właśnie ujęła I prezes SN - mamy niestety do czynienia z potężnym, co najmniej - mówiąc delikatnie, nieporozumieniem.

Niezręczność wstępu pisma do prezydenta można uznać za potwierdzenie ewidentnej różnicy zdań. Uniknąć jej zauważenia po prostu nie sposób. Powołanie się na odkryte po wielu miesiącach kanonady wymierzonej w sądy oczekiwania społeczne - może u I prezes SN lekko dziwić. Nie da się jednak zbyć półuśmiechem otwartego stwierdzenia, że szef Sądu Najwyższego przedstawia projekt wychodzący naprzeciw oczekiwaniom partii, zawartym w jej programie wyborczym, czy postulatom prezydenta.

Napisałam dla Pana projekt?

Nie jest istotne, o jaką partię, ani o którego prezydenta chodzi. Sąd Najwyższy nie jest od pisania projektów ustaw, nie ma też prawa inicjatywy ustawodawczej. Co więcej - mają takie prawo prezydent i "większość parlamentarno-rządowa". Co jeszcze więcej - zarówno prezydent, jak owa większość obficie z tego prawa - jak powszechnie wiadomo - korzystają, także w sprawie projektów ustaw o SN.

Sam Sąd Najwyższy może opiniować proponowane przez innych projekty. Ba, w sprawie prezydenckiego projektu ustawy o SN opinię taką już przedstawił!

Jak zatem uzasadnić przedstawienie własnego projektu?

Bez żadnego trybu

Pani prezes wskazuje, że zwłoka w jego przedłożeniu prezydentowi i Sejmowi wynika z chęci "uniknięcia jakichkolwiek zarzutów wpływania na proces ustawodawczy w Polsce". Jeśli brać to wyjaśnienie za dobrą monetę, otrzymamy wniosek, że własnych projektów dobrych i zgodnych z Konstytucją ustaw nie należy według I prezes SN przedstawiać do czasu, aż w pozaparlamentarnych uzgodnieniach partii rządzącej z prezydentem nie zapadnie decyzja o rozpoczęciu prac nad projektami złymi i niekonstytucyjnymi.

Takie stanowisko oznaczałoby liczenie się z faktami i rozwagę wynikającą z oceny rzeczywistości. Tak jednak niestety też nie jest...

W oderwaniu od realiów

Kompletnie niezrozumiałe jest to, dlaczego pani prezes występuje ze swoim projektem dopiero teraz, po dwóch miesiącach uzgadniania treści ustawy między PiS a prezydentem. Tym bardziej, że Andrzej Duda zignorował jak dotąd wszystkie składane mu w tej sprawie propozycje i opinie środowisk prawniczych. Nie sposób też zgadnąć, na czym prof. Gersdorf opiera nadzieje, że z jej projektem będzie inaczej niż z uwagami innych.

Chyba, że takich nadziei nie ma. Ale skoro tak, to tym bardziej zdumiewające jest wystąpienie z projektem, skazanym na zignorowanie.

Co będzie?

Co stanie się z projektem autorstwa pierwszej prezes SN, łatwo przewidzieć - nic. Nawet jeśli spełnia oczekiwania PiS, a w niektórych miejscach idzie znacznie dalej, nie łamiąc przy tym Konstytucji, został zgłoszony za późno, by został w pracach parlamentu uwzględniony. Znaczna różnica rozwiązań instytucjonalnych i formalnych między tym, co proponuje prezydent, a tym, co położyła właśnie na stole pani prezes, przekreśla raczej możliwość ich skompilowania.

Nadal nie rozumiejąc...

Ani powód, ani treść, ani uzasadnienie przedstawienia przez prof. Gersdorf projektu ustawy o Sądzie Najwyższym nie są dziś dostatecznie jasne. Zachodzi jednak obawa, czy rzecznik SN nie powinien sięgnąć do jednego ze swoich komunikatów, wyjaśniającego nie tak dawno inne zdumiewające wielu wydarzenie:

"W trudnym okresie stresów i przepracowania, każdemu z nas zdarzają się kroki podjęte bezrefleksyjnie, z przeoczeniem specyficznych uwarunkowań, które powinny być brane pod uwagę w działalności publicznej pierwszego prezesa Sądu Najwyższego".