Gdyby rząd jednakowo traktował wszystkie ustawy covidowe, ustawa o dodatkach dla medyków weszłaby w życie już w październiku. Tak się nie stało, bo rządzący wykorzystują każdą możliwość, żeby to ostatecznie uniemożliwić. Poniżej opis tego, kto i jak brał w tym udział.

REKLAMA

Obstrukcja w Sejmie

Ustawa covidowa, której publikację blokuje premier, została ostatecznie uchwalona wieczorem we wtorek 27 października. Chociaż wcześniejsze ustawy covidowe były przekazywane do prezydenta natychmiast, ta akurat wyszła z Sejmu dopiero sześć dni później w poniedziałek następnego tygodnia, 2 listopada. Pracami Sejmu pod nieobecność marszałek Elżbiety Witek kierował wówczas wicemarszałek Terlecki.

Dla porównania z podobnymi sytuacjami - niemal wszystkie wcześniejsze ustawy covidowe po upływie 6 dni były już nie tylko skierowane do prezydenta, ale przez niego podpisane i opublikowane: dwie ogłoszono w tym samym dniu, kiedy uchwalił je Sejm i podpisał prezydent, dwie następnego dnia itd.

Obstrukcja w rządzie

Prezydent podpisał ustawę następnego dnia po jej otrzymaniu, we wtorek 3 listopada. Tu pojawia się kolejna zastanawiająca luka w procedurze - Rządowe Centrum Legislacji twierdzi, że dokument wpłynął do niego dopiero w czwartek 12 listopada, a więc 9 dni później. Czy za to opóźnienie odpowiada nadawca czy adresat?

Rzecznik prezydenta Błażej Spychalski informował nas 9 listopada, że ustawa na pewno była już wtedy przesłana do RCL. Ktoś zatem w tej sprawie kłamie - albo rzecznik Prezydenta, albo Rządowe Centrum Legislacji, mówiące o wpływie dokumentu trzy dni potem.

Z ustaleń reportera RMF FM Patryka Michalskiego wynika jednak, że prezes RCL Krzysztof Szczucki wydał polecenie jak najpóźniejszego opublikowania ustawy. Na podstawie wewnętrznych procedur ustalono termin 2 grudnia. To nie 1, 2 czy 4 ale 36 dni, a więc ponad pięć tygodni od uchwalenia ustawy.

Można się zastanawiać, czy prezes RCL określa terminy ogłaszania ważnych aktów prawnych bez wiedzy premiera. Byłaby to jednak strata czasu - za wydawanie Dziennika ustaw, a więc i działania szefa RCL odpowiada wg prawa premier.

Obłuda

Opisany powyżej proceder nie tylko ma znamiona zmowy, zmierzającej do maksymalnego opóźnienia publikacji legalnie przyjętego prawa. W efekcie ma też na celu uniemożliwienie wejścia w życie przepisów, uchwalonych przez Sejm i podpisanych przez prezydenta - rządzący politycy mówią o tym wprost. Pokazuje także ostentacyjną hipokryzję osób, które biorą udział w tej akcji.

Wicemarszałek Terlecki, kierujący Sejmem w czasie zwlekania przez prawie tydzień z przesłaniem ustawy do prezydenta - to ten sam człowiek, który o wygranym przez opozycję głosowaniu ws. przerwy na zapoznanie się z jej projektem mówił, że zwyciężyli "zwolennicy obstrukcji sejmowej i odwlekania ustawy, na którą czekają Polacy".

Ten sam Terlecki, który zarzucał opozycji blokowanie ważnej dla walki z Covid-19 ustawy, sam zablokował ją na 6 dni.

A blokujący jej publikację dziś Mateusz Morawiecki (bo to szef rządu odpowiada wg prawa za ogłaszanie ustaw) to ten sam Morawiecki, który przed miesiącem w sprawie tej właśnie ustawy nawoływał w specjalnym oświadczeniu: "Chcę zaapelować o rezygnację z obstrukcji, z przerw, odroczeń i ze zwlekania" i deklarował, że chętnie przedstawi jak ważne są zawarte w nim rozwiązania i "jak bardzo pomagają lekarzom, pielęgniarkom, służbom w realizowaniu ich różnych zadań".

To właśnie premierowi podlega Rządowe Centrum Legislacji, które potrafi wydrukować każdy akt prawny niemal natychmiast, ale świadomie przełożyło ogłoszenie tego tak ważnego projektu na najpóźniejszy możliwy termin.

Hipokryzja dodatkowa

Przerzucanie odpowiedzialności za opóźnienia na opozycję jest absurdalne o tyle, że rządzący znakomicie znają zdanie opozycji, natomiast przyczyną histerycznego wypierania się własnych słów i blokowania ich własnej ustawy jest to, że to oni sami, rządzący, popełnili błąd w głosowaniu. Rozwiązanie, któremu rząd był przeciwny poparło 20 posłów PiS, co więcej - było wśród nich 5 członków rządu, w tym wicepremier Sasin i szef MSZ Rau.

Zwalanie na opozycję winy za wynik głosowania to rozpaczliwie niedorzeczny sposób na odwrócenie uwagi od własnej nieudolności. I od tego, że nawet wpędzającym rząd w potężne problemy politykom nie grożą żadne konsekwencje, jeśli tylko mają odpowiednio wysoką rangę.