Po wczorajszym orędziu prezydenta już to wiemy - w 100-lecie odzyskania niepodległości czeka nas niebywałe spiętrzenie wydarzeń: poza obchodami Święta Niepodległości odbędą się też wybory samorządowe i zapowiedziane przez Andrzeja Dudę referendum konstytucyjne. Historyczne nagromadzenie doniosłych wydarzeń na pewno będzie kosztowne, może się też zamienić w historyczną katastrofę.

REKLAMA


Święto Niepodległości

Od kilku lat obchodzone jest w sposób co najmniej kontrowersyjny, zwłaszcza w Warszawie. Odbywające się tu prawicowe, wielotysięczne Marsze Niepodległości wielokrotnie zamieniały się w fizyczne starcia z uczestnikami innych manifestacji i policją: w 2011 zatrzymano ponad 200 osób, rannych było ok. 40 policjantów, spalony został wóz transmisyjny TVN. W 2012 zatrzymano 176 osób, pobito operatora TVP, policja użyła broni gładkolufowej. W 2013 spalono tęczę na pl. Zbawiciela, doszło do zamieszek przed budynkiem ambasady Federacji Rosyjskiej. W 2014 do przeciw kostce brukowej, racom, petardom i drzewcom flag policja kolejny raz użyła broni gładkolufowej i armatek wodnych.

Potem nie było tak groźnie, ale też w 2015 święto wypadło niedługo po wyborach wygranych przez prawicę. Spokojnie 11 listopada było dopiero w 2016. Ulica przez cały rok należała bardziej do ugrupowań prawicy przeciwnych, manifestacje były częste ale mniej dynamiczne. Samo jednak przywołanie wydarzeń sprzed kilku ledwo lat pokazuje, że obchody Święta Niepodległości, choć powinny - nie muszą wcale przebiegać godnie. W 2018 trzeba jednak do tego doliczyć.

Wybory samorządowe

Według obowiązujących przepisów, na co w liście do Sejmu zwróciła uwagę Państwowa Komisja Wyborcza - muszą się odbyć nie wcześniej niż na 4 i nie później niż na trzy miesiące przed upływem kadencji władz samorządowych. Wybory zarządza się na ostatni dzień wolny od pracy, poprzedzający upływ kadencji.

Czyli, w wypadku wyborów samorządowych w 2018 - właśnie 11 listopada.

PKW nie widzi wprawdzie przeszkód dla ich przeprowadzenia, zwraca jednak uwagę na zbieg wyborów ze Świętem Niepodległości. Nawet bez uwzględniania opisanych powyżej osobliwych sposobów jego świętowania, przy okazji wygłaszanych podczas uroczystości wystąpień i spontanicznych reakcji na nie trudno będzie o dochowanie ciszy wyborczej. Można też przypuszczać, że chęć udziału w wyborach lokalnych ograniczy możliwość udziału w obchodach święta tym, którzy np. chcieliby wybrać się tego dnia na Marsz Niepodległości.

Pismo Państwowej Komisji Wyborczej do prezydenta Andrzeja Dudy znajdziecie TUTAJ >>>
Nie widząc przeszkód organizacyjnych czy prawnych Państwowa Komisja Wyborcza wyraziła jednak opinię, że wybory samorządowe w 2018 nie powinny się odbywać w dniu Święta Niepodległości. By to zmienić trzeba byłoby zmienić przepisy, tak, by zarządzający je premier miał możliwość pewnej dowolności w określaniu ich terminu.

W Sejmie nikt jednak tego tematu nie podjął. Gdyby chciał, powinien zważyć, że przy zmianach przepisów wyborczych wskazany jest pośpiech - nie wolno tego robić tuż przed wyborami.

Dodatkową komplikację wprowadza w przyszłoroczne plany zapowiedź prezydenta.

Referendum konstytucyjne

Od wczoraj wiemy, że także planowane na 11 listopada 2018, zatem dopełniające obraz Wielkiej Kumulacji tego dnia. Pomijając nawet abstrakcyjny wdzięk pomysłu referendum, w którym nie wiemy, ile będzie pytań, o co ani kto je przygotuje, za to znamy datę ich zadania obywatelom - piętrzy ono koszty 11 listopada i problemy PKW w sposób dotychczas niespotykany.

Ustawa o referendum ogólnokrajowym nie przewiduje możliwości przeprowadzenia go łącznie z wyborami samorządowymi. Takie referendum można łączyć z wyborami do Sejmu i Senatu, z wyborami prezydenta - a z samorządowymi nie.

Wynika to głównie z tego, że w referendum nie mogą - jak w wyborach samorządowych - brać udziału obywatele innych państw UE, mieszkający w Polsce. Z kolei żeby brać udział w wyborach samorządowych trzeba stale zamieszkiwać na obszarze danej jednostki samorządu, co w wypadku referendum nie jest wymagane. Inne są wreszcie obwody do głosowania (w referendum są np. obwody za granicą, na statkach czy w akademikach, w wyborach lokalnych ich nie ma) itd.

Podwójna maszyneria

Brak możliwości zorganizowania wyborów łącznych nie oznacza jeszcze, że referendum i wybory lokalne nie mogą się odbyć tego samego dnia. W takim jednak wypadku trzeba jednak przeprowadzić dwa osobne akty wyboru. Wybory łączne pozwalałyby na wrzucanie kart w obu wypadkach - do jednej urny. Skoro to niedopuszczalne - potrzebne będzie podwojenie ilości urn, tak, by osobno można było wrzucać karty referendalne i pakiety samorządowe. Sam koszt zakupu dodatkowych urn to wg PKW - 30 milionów złotych. Wyrzuconych zresztą w błoto, bo trudno sobie wyobrażać, że podobna podwójna elekcja nastąpi jeszcze kiedykolwiek. Jeśli zobowiązane do tego gminy miałyby te urny przechowywać - należałoby na ich magazynowanie wygospodarować dodatkową, podwojoną przestrzeń magazynową, bo z już kupionymi zajmą przecież dwa razy tyle miejsca.

Urny to jednak tylko symbol

Podwójna elekcja tego samego dnia musi oznaczać podwojenie ilości komisji wyborczych (począwszy od obwodowych), zapewnienie im w miarę osobnych lokali a także zatrudnienie podwojonej ilości ich członków. Państwowa Komisja Wyborcza wprost wylicza, że w wyborach samorządowych w 2014 powołano 224 766 członków komisji obwodowych, a w przypadku połączenia kolejnych z przeprowadzeniem referendum trzeba będzie powołać dodatkowo 212 670 członków obwodowych komisji referendalnych - tyle zatrudniono przy referendum w 2015.

To co najmniej trudne, zważywszy że komisje wyborcze od kilku lat mają kłopoty ze skompletowaniem składów na pojedyncze akty wyborcze.

To także kosztowne, bo członkowie komisji nie pracują za darmo.

System informatyczny PKW

On także może mieć 11 listopada 2018 słabszy dzień. Warto pamiętać, że system obecnie używany przez Krajowe Biuro Wyborcze powstał naprędce, po katastrofie swojego poprzednika podczas wyborów w 2014 - właśnie samorządowych. Wybory lokalne są najtrudniejsze od strony technicznej - wybieramy cztery szczeble samorządu na osobnych kartach, liczone są więc dane w czterech pakietach i to lokalnie, tymczasem używany dziś system PKW na razie sprawdził się tylko w znacznie łatwiejszych wyborach prezydenckich i parlamentarnych.

Na możliwość wpadki przy samych wyborach lokalnych nakłada się konieczność opracowania w tym samym czasie wyników referendum. Przypomnijmy - w innych okręgach, z innym kręgiem uprawnionych, gromadzonych w osobnych urnach i osobno liczonych. Poza ew. usterkami oprogramowania należy się liczyć ze zwykłym przeciążeniem serwerów PKW.

By temu zaradzić należy kupić dodatkowe serwery. Wynajęcie odpada, choćby ze względu na zarzuty przesyłania danych na serwery komercyjne, nienależące do PKW. Zakupione serwery, drogie z natury, także wymagają specyficznych zabezpieczeń, zatrudnienia obsługi i zapewnienia spełniającej specjalne wymagania przestrzeni na ich przechowywanie. Koszty rosną więc i rosną, przy czym patrzymy na to ze świadomością, że podobna kumulacja raczej się już nie przytrafi, a więc - rosną niepotrzebnie.

Czy klamka zapadła?

Patrząc na stan spraw dziś - tak. Prezydent w orędziu zapowiedział zamiar przeprowadzenia referendum konstytucyjnego właśnie 11 listopada 2018. Na ten sam dzień jako termin wyborów samorządowych wskazują przepisy, których nikt nie zamierza zmieniać. Nawet gdyby chciał - powinien się śpieszyć. Tego samego 11 listopada poza wyborami i referendum będziemy świętować 100-lecie niepodległości - godnie jak ostatnio lub mniej godnie, jak kilka lat wcześniej.

Wszystko to stanie się jednego dnia.

Można to jeszcze zmienić.

Zanim 12 listopada 2018 przekonamy się, czy poprzedni dzień był - jak byśmy dziś chcieli - dniem chwały i tryumfu demokracji, czy - czego dziś nie można wykluczyć - kosztowną jej katastrofą.

Przez przeciążone serwery, burzliwe demonstracje, usterkę systemu informatycznego, brak doświadczenia członków komisji wyborczych czy powszechne łamanie ciszy wyborczej.