Rumuński parlament przegłosował prawo nakazujące natychmiastowe wymordowanie kilkudziesięciu tysięcy bezdomnych psów żyjących w stolicy (oraz w innych miastach, które też chciałyby taki zabieg wykonać).

REKLAMA

Wszystkie bezdomne zwierzęta mają zostać wyłapane, a po dwóch tygodniach wybite. Żeby zrobić miejsce w schroniskach, które mają teraz zmienić się w rzeźnie, niektóre samorządy już wzięły się za mordowanie dotychczasowych lokatorów schronisk (w tym wysterylizowanych, zaczipowanych i nie stanowiących żadnego zagrożenia dla społeczeństwa). Pani burmistrz miasta Craiova właśnie przeprowadza eksterminację wszystkich pięciuset psów w miejskim schronisku. Nikt się rzecz jasna nie oszukuje, że będzie się w tym celu marnować czas weterynarzy, igły i trucizny. Zwierzęta zostaną zatłuczone jakimś szpadlem na śmierć, uduszone, spalone, albo po prostu zarżnięte (jak wdrażanie prawa przebiega w praktyce można sobie obejrzeć na youtubie, na stronach i profilach K-9 angels, albo po prostu wpisać w google "stray dogs killing romania").

Wszystkie te zabiegi podyktowane są troską władz o bezpieczeństwo mieszkańców i turystów. Burza w kraju wybuchła, gdy bezdomny pies zaatakował parę tygodni temu bawiącego się w parku chłopca i zagryzł go na śmierć. "Mamy tego dość, jesteśmy europejską stolicą i boimy się, że przez te cholerne psy przestaną do nas przyjeżdżać turyści“ - żali się w internecie lokalna bizneswoman.

Od pół roku planowałem wycieczkę do Bukaresztu, bardzo chciałem dowiedzieć się czegoś o fascynującym mieście, kulturze i kraju, o którym w Polsce - mimo bliskości - nie wiemy prawie nic. Dziś z wyjazdu rezygnuję. Władze chciały oczyścić Bukareszt na moje (turysty) przyjęcie, mnie jednak jakoś średnio kręci zwiedzanie wielkiej rzeźni.

WIĘCEJ FELIETONÓW SZYMONA HOŁOWNI ZNAJDZIESZ W PORTALU STACJA7.PL

Prymitywizm regulacji prawnych przyjętych przez rumuńskich polityków jest porażający: przecież nie jest to rozwiązanie problemu, tylko ordynarna zemsta na fragmencie świata, za zepsucie którego odpowiada też człowiek. Głupi rumuńscy włodarze najpierw nie robią nic, by odpowiedzialnie uregulować populację zwierząt (która sama się w warunkach miejskiej cywilizacji nie ureguluje) a gdy na skutek ich zaniedbań dochodzi do tragedii (bo śmierć tego dziecka obciążą winą burmistrza, posłów i prezydenta, a nie nierozumnego psa), by przypodobać się publice rzucają do akcji bandy hycli, fundujących społeczeństwu publiczne pokazy wynaturzonej agresji .

Podobne rzeczy działy się przed piłkarskimi mistrzostwami na Ukrainie, dziś padło na naszych kolegów z Unii Europejskiej. Psy do sądu nie pójdą, rzeźnia będzie trwała, co ja mogę zrobić poza tym, że powiem dziś głośno: tego barbarzyńskiego oblicza Rumunii po prostu się brzydzę. Na tyle mocno, że minęła mi chęć na zwiedzanie, picie rumuńskich win, śledzenie tamtejszej kultury. Dwie trzecie waszych przedstawicieli, drodzy bracia Rumuni, zagłosowało parę dni temu za takim kształtem świata z którym nie chcę mieć nic wspólnego. Jeśli Państwo też nie chcą: rozpowszechniajcie moje wezwanie do bojkotu dalej. Jeśli nie - podajcie mi argumenty, które pozwolą mi zmienić zdanie i zrozumieć, co z Bożym nakazem brania odpowiedzialności za świat ma wspólnego mszczenie się przez człowieka za swoje własne błędy na nierozumnym stworzeniu.

I jeszcze jedno - apel do wszystkich tych, którzy zaraz zaczną mi pisać, że skoro jestem taki wrażliwy to dlaczego nie bojkotuję USA czy w Wielkiej Brytanii, w których każdego roku zabija się w majestacie prawa setki tysięcy nie psów, a dzieci. Przyzwyczaiłem się już, że zanim powiem słowo w obronie godności człowieka w relacji z resztą stworzonego świata (bo dla mnie dręczenie zwierząt jest w pierwszym rzędzie gwałtem na człowieczeństwie dręczyciela, wolę mówić o obowiązkach człowieka niż o prawach zwierząt), muszę najpierw trzy razy potępić mordy na ludziach. Jasne, że potępiam, proszę mi jednak pozwolić mojej pojemnej (jak się okazuje) wrażliwości oburzać się na to i na to. Precyzyjnie rozróżniając moralną wagę obu sytuacji.

To właśnie skandalicznie niehumanitarne prawo jest jednym z głównych powodów, dla których w USA ani w Wielkiej Brytanii nie pragnę wcale zamieszkać, nie mieści mi się w głowie jak można funkcjonować - jeść, pić i robić zakupy - w ramach prawnych, które zezwalają na robienie z człowiekiem takich rzeczy, jakie robione są w tamtejszych klinikach. Wciąż tam jednak jeżdżę, bo znam tam tysiące ludzi myślących zupełnie inaczej, nie zgadzających się na chore status quo. W Rumunii chwilowo ich nie widzę (a może nie doszli do głosu). Może ktoś zna kogoś stamtąd, może ktoś z nich zechce wypowiedzieć się, co na ten temat myśli?