REKLAMA

Jutro w południe w polskim Sejmie wystąpi kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder. Kanclerz będzie też świadkiem odsłonięcia pamiątkowej tablicy Willego Brandta u zbiegu ulic Lewartowskiego i Karmelickiej, w miejscu gdzie ówczesny kanclerz Niemiec uczcił ofiary getta. Wizyta nastąpi dokładnie w 30. rocznicę podpisania przez Polskę układu z Niemcami o normalizacji stosunków. Gest Brandta sprzed 30 lat odebrano wówczas jako symbol polsko-niemieckiego odprężenia. Jakie problemy bedą przewodnim motywem wizyty Schroedera i czy możemy się spodziewać deklaracji, że Niemcy będą adwokatem sprawy polskiej w Unii Europejskiej? Z byłym premierem Tadeuszem Mazowieckim rozmawia w Sejmie Barbara Górska.

Barbara Górska (RMF): Panie premierze, czy pan pamięta tą scenę - Willy Brandt klęczący pod pomnikiem Warszawskiego Getta w 1970 roku. Co pan wtedy myślał i czy to było ważne dla pana?

Mazowiecki: Oczywiście gest Willy Brandta był bardzo wtedy ważny i powiedziałbym, wzruszający, spontaniczny i poruszający wszystkich. Ta wizyta i podpisana umowa jak na ówczesne warunki była bardzo ważnym wydarzeniem.

RMF: Minister Czyrek wówczas był partnerem kanclerza, co pan wtedy robił, na jakim etapie był pan wówczas?

Mazowiecki: Byłem redaktorem miesięcznika „Więź”, obserwowałem te sprawy i uważałem to porozumienie zawarte w tej umowie, które przecież odnosiło się do naszej granicy zachodniej, za bardzo ważne. Powtarzam – jak na ówczesne warunki, natomiast trzeba było to odnowić, powtórzyć po 1989 roku z w pełni już niepodległym państwem polskim, no i zwłaszcza w momencie, kiedy nastąpiło zjednoczenie Niemiec, że to stanowisko dotyczące granicy zachodniej obejmuje stanowisko całego zjednoczonego państwa niemieckiego.

RMF: I wówczas było to już pańskie dzieło jako premiera.

Mazowiecki: Było to zapoczątkowane przeze mnie wspólną deklaracją z kanclerzem Kohlem, później traktatem granicznym i traktatem w 1991 roku, który już podpisywał mój następca – o współpracy i przyjaźni.

RMF: Wróćmy do tej chwili sprzed 30 lat. Zrzeczenie się roszczeń do ziem odzyskanych przez Polskę, a utraconych przez Niemcy w wyniku umów poczdamskich, niektóre ziomkowstwa wtedy uznały za zdradę, a 49 procent Niemców pytanych przez pismo Der Spiegel powiedziało, że to klęknięcie Brandta było niepotrzebne. Tak było w 1970 roku – polityka odprężenia miała swoje wzloty i upadki od tamtej pory. Czy wizyta Schroedera coś tu ostatecznie rozstrzygnie i przypieczętuje?

Mazowiecki: Co do wizyty kanclerza Schroedera to myślę, że nikt nie ma wątpliwości, że w sprawie naszej granicy zachodniej stanowisko ostatecznie przez Niemcy zostało zajęte i było ono konsekwentne. Nie było ono najlepsze i tak konsekwentne później – w okresie stanu wojennego i myślę, że kanclerz Schroeder będzie chciał to jakoś wyprostować. Ale sądzę, że ta wizyta ma też znaczenie z innych powodów, a mianowicie, że odbywa się przed szczytem Unii Europejskiej w Nicei – i tutaj mamy dwa oczekiwania, że ta wizyta się do tego przyczyni. Po pierwsze, żeby uświadomić przywódcom Unii Europejskiej, że już po Nicei nie będzie można mówić, że jakieś problemy wewnętrzne Unii nie zostały załatwione i kandydaci mają jeszcze czekać na ich załatwienie, więc że powinni te najkonieczniejsze decyzje, które są do podjęcia w Unii – podjąć, bo jest ku temu ostatni moment. Po drugie – oczekujemy wyznaczenia przez Unię daty jej gotowości do rozszerzenia, ponieważ proces rozszerzenia nie może być hamowany i liczymy na to, że prezydencja szwedzka na tym przede wszystkim się skupi.

RMF: Panie premierze, Polska w pewnym sensie czuła się bezpieczniej kiedy kanclerzem był Helmut Kohl, który uchodził za adwokata rozszerzenia Unii na wschód, a Schroedera socjaldemokraty i technokraty polscy obserwatorzy trochę się obawiali. Czy jest on w stanie coś nam jutro obiecać?

Mazowiecki: Nie wiem, problem nie leży według mnie w obietnicach, a przede wszystkim w realizacji tych zamierzeń, o których mówiłem, to znaczy konieczności pewnych decyzji wewnętrznych w Unii, konieczności określenia stanowiska co do terminu gotowości do rozszerzenia ze strony Unii, a jeśli chodzi o sprawy niemieckie związane z Unią i rozszerzeniem – pewnego przezwyciężania różnicy jaka istnieje w elitach politycznych, które popierają rozszerzenie, a jaka istnieje w szerokiej opinii publicznej w Niemczech, gdzie pewne obawy przed rozszerzeniem są wyrażane i gdzie procent ludzi opowiadających się za rozszerzeniem nie jest taki wielki, więc jest duża praca do wykonania. Sądzę, że w tych rozmowach na to kanclerzowi Schroederowi zostanie zwrócona uwaga.

RMF: Joschka Fischer, szef niemieckiej dyplomacji marzył niedawno o tym, by Europa wybierała swego prezydenta, dwuizbowy parlament i by była federacją. Czy taką wizję Europy przedstawi jutro w sejmie kanclerz Schroeder?

Mazowiecki: Sądzę, że to jest sprawa bardzo poważnej dyskusji, nie chciałbym w tak krótkiej rozmowie się do niej ograniczać, uważam wystąpienie ministra Fischera za bardzo pobudzające, ale osobiście nie uważam, by Europa miałaby być jakimś super-państwem, natomiast, że będzie pewnym zjednoczeniem państw i społeczeństw i dlatego mam bardziej realistyczną wizję Europy.

RMF: Niż Joschka Fischer... Kanclerz Schroeder prosto z Warszawy odleci do Nicei. Czy to będzie wizyta równie pamiętna jak ta sprzed 30 lat, o tym przekonamy się jutro. Dziękuję za rozmowę.