Gdyby nie otoczka medialna, zrobiona głównie przez „Wyborczą”, że oto wypływa z IPN-u jakaś rzekoma lista agentów, to całego tego napięcia nie byłoby - mówi gość RMF Andrzej Grajewski z IPN-u.

REKLAMA

Tomasz Skory: To, co zrobił Bronisław Wildstein, pan – członek kolegium IPN-u – uważa za szkodliwe dla Instytutu, lustracji?

Andrzej Grajewski: Było to niewątpliwie pewne nadużycie naszego zaufania, aczkolwiek…

Tomasz Skory: Złamaniem prawa?

Andrzej Grajewski: Wydaje mi się, że nie, ponieważ materiały były jawne. Można sobie wyobrazić sytuację, że ktoś codziennie przychodziłyby do czytelni IPN-u i pracowicie spisywał sygnatury i po jakimś czasie również ogłosił taką listę. Pytanie więc, czy źle oceniamy meritum czy technikum zdobycia tych informacji.

Tomasz Skory: Co do meritum.

Andrzej Grajewski: Meritum – każdy mógł taką listę zrobić, a technika była może mało elegancka, ale - jak się okazało - skuteczna. Muszę podkreślić, że gdyby nie otoczka medialna, zrobiona przede wszystkim przez „Gazetę Wyborczą” – że oto wypływa z IPN-u jakaś rzekoma lista agentów, ubecka lista. To była skandaliczna manipulacja. To całego tego napięcia nie byłoby wokół tej sprawy.

Tomasz Skory: Wildstein nie ukrywał tego, co zrobił. Na tydzień czy 10 dni przed publikacją w „GW” jakoś nikt się bardzo nie przejął. Dopiero „Wyborcza” rozpętała histerię.

Andrzej Grajewski: Wokół tej listy jest wiele nieporozumień, bzdury wypisują niektóre media na temat tych zer.

Tomasz Skory: Proszę powiedzieć, jak to jest z tymi zerami, bo lista jest dostępna w Internecie. Ludzie tam zaglądają i gubią się.

Andrzej Grajewski: Oświadczam, że nieprawdą jest, iż jedno zero przed tą sygnaturą oznacza funkcjonariusza, a dwa zera – że sprawa dotyczy tajnego współpracownika lub kandydata. To są po prostu oznaczenia gryfów tajności. Jedno zero to tajne, dwa zera – ściśle tajne. I nic więcej, reszta jest dorabianą legendą, aby podsycać nastroje emocji oraz dwuznaczności dokumentu, który jest spisem archiwalnym.

Tomasz Skory: Wczoraj - pewnie dzięki wrzawie, histerii - lista Wildsteina wisi w Internecie. Ciężko się na tę stronę wbić ze względu na ogromne zainteresowanie. Ale powstała nowa sytuacja. Co zdecyduje w sprawie listy kolegium IPN-u? Opublikuje, skoro jest już opublikowana, tylko nie ma pewności, czy to ta?

Andrzej Grajewski: Ona w jakimś sensie została opublikowana, skoro była dostępna w jawnej czytelni. Nas jest 11 – każdy z nas ma pogląd na tę sprawę. Ja uważam, że trzeba konsekwentnie działać dalej na rzecz odtajniania. Po to powstał Instytut, aby ujawniać, odtajniać, a nie ukrywać. Jakieś bzdurne tytuły robiące z prof. Kieresa strażnika demonów to jest po prostu mistyfikacja. Prof. Leon Kieres w sposób niezwykle rzetelny, uczciwy stara się udostępniać te akta wg procedur zawartych w ustawie o IPN-ie. I myślę, że w dalszym ciągu w tę stronę powinno się iść. Lista powinna zostać porządnie opisana, aby nie było żadnych wątpliwości, i udostępniona w szerszej formie niż teraz.

Tomasz Skory: Ile by to zajęło?

Andrzej Grajewski: To zajmie trochę czasu.

Tomasz Skory: Tydzień, dwa?

Andrzej Grajewski: Myślę, że trochę więcej. Jeśli ma to być w sposób poważny opisany i dobrze zrobione, aby nie było żadnej wątpliwości co do tego, ta lista musiałaby zostać raz jeszcze przejrzana, skategoryzowana w odpowiedni sposób.

Tomasz Skory: Gigantyczna praca. Ale idąc dzisiaj na posiedzenie kolegium ma pan pewnie pomysł, jak złagodzić cios, jakim dla niewinnych jest znalezienie się na liście Wildsteina. Jakaś szybka ścieżka wydawania statusu pokrzywdzonego?

Andrzej Grajewski: Zdecydowanie tak.

Tomasz Skory: Jak szybka jest ta ścieżka? Pani Staniszkis usłyszała wczoraj, wypełniając ten formularz, że poczeka 2 miesiące.

Andrzej Grajewski: Jeśli tak jest, to jest bardzo źle. Aczkolwiek siły pracujące w archiwach są szczupłe. I tutaj niewątpliwie sytuacja jest nadzwyczajna i trzeba stosować nadzwyczajne środki. Ludzie, którzy znaleźli się na tej liście, a są osobami pokrzywdzonymi, muszą mieć prawo przynajmniej do szybkiego zaświadczenia określającego ich status. Ja nie mówię o dostępie do teczek, ale określenie ich statusu powinno zostać bardzo szybko wydane, aby nie było żadnych wątpliwości, że właśnie ktoś taki, jak pani Staniszkis była osobą pokrzywdzoną. Powtarzam, te dwa zera nigdy nie oznaczały, że mamy do czynienia z tajnym współpracownikiem.

Tomasz Skory: Nie świadczą o czymś ważnym.

Andrzej Grajewski: Opinii publicznej starano się to wmówić.

Tomasz Skory: Tak na koniec. Pan nie ma wrażenia, że Instytut zaniechał tego, czego od niego oczekiwano, czyli ujawniania i stąd ten cały zgiełk i potrzeba improwizacji? Minęło 15 lat i te akta wciąż budzą emocje i wciąż pozostają tajemnicą. Znamy tylko indeks i to indeks, który wyciekł.

Andrzej Grajewski: Ale ustawa bardzo wyraźnie określa, kto ma dostęp do tych akt Pokrzywdzeni mieli dostęp, naukowcy mieli dostęp. W skali być może nie tak wielkiej, jak oczekiwano, ale proszę zwrócić uwagę – IPN musiał zbudować te archiwa, przejąć te dokumenty i uporządkować. To jest 80 km akt. To jest bardzo skomplikowana operacja.

Tomasz Skory: A ustawę, która to porządkuje, można zmieniać. Dziękuje za rozmowę.