Rosja jest krajem o dużych tradycjach przemocy, terroru, krajem, w którym jest wojna w Czeczenii – ta wojna jest matką terroru - mówi Andrzej Barcikowski, szef ABW, gość porannych "Faktów" RMF.

REKLAMA

Tomasz Skory: Czy grozi nam coś podobnego do tragedii w Biesłanie?

Andrzej Barcikowski: Analizujemy każdy tego rodzaju fakt, każdą tragedię, także pod kątem zagrożeń dla Polski, ale mogę uspokoić: nie ma ostatnio sygnałów dotyczących zwiększonego zagrożenia dla Polski. Ostatnio w zespole, który koordynuje – prewencję antyterrorystyczną przy kolegium ds. służb specjalnych – wprowadziliśmy 5-stopniowy kod alarmowy. To jest nasza wewnętrzna droga do określenia stopni zagrożeń. Od zielonego, przez niebieski, żółty, pomarańczowy i czerwony i w gruncie rzeczy od dawna w Polsce ten poziom utrzymuje się na drugim poziomie, na niebieskim. Poszedł w górę w grudniu ubiegłego roku, kiedy to zagrożenie wzrosło, kiedy mieliśmy wiedzę o konkretnym niebezpieczeństwie terrorystycznym, ale można określić, że w Polsce nic zasadniczo się nie zmienia.

Tomasz Skory: Te głośne sprawy – np. imama z Poznania czy Francuza zatrzymanego w Swarzędzu z aparatem fotograficznym – nie podnoszą poziomu alarmu?

Andrzej Barcikowski: Nie. Przypadek Francuza w Swarzędzu jest badany. Są niebezpieczne przesłanki, takie jak kontakt tej osoby z nadtlenkiem acetonu czy też z heksagonem, czyli materiałami wybuchowymi. To jest rzecz, która musi zostać bardzo dokładnie zbadana, podobnie jak kontakty tego człowieka. Nie wolno nam tego zlekceważyć. W przypadku imama była to działalność, która mogła zmierzać do stworzenia środowiska posługującego się ideologią terroru i terrorem. Nie zmienia to poziomu zagrożenia.

Tomasz Skory: Po tak dramatycznych wydarzeniach jak w Biesłaniu służby pewnie oceniają przebieg akcji. Jakie są różnice między polskim a rosyjskim sposobem rozwiązania takich kryzysów, bo mam nadzieję, że są?

Andrzej Barcikowski: Pan mówi o tym etapie, kiedy interweniuje się po zamachu terrorystycznym. Natomiast zasadnicze różnice polegają na tym, że Rosja jest krajem o dużych tradycjach przemocy, terroru, krajem, w którym jest wojna w Czeczenii – ta wojna jest matką terroru. Jeśli chodzi o samą akcję, to trzeba spokojnie przeanalizować. Specjaliści od akcji antyterrorystycznych twierdzą, że nastąpiła tzw. sytuacja awaryjna. Kiedy zaczynają ginąć zakładnicy, zarzuca się inne plany, podejmuje się akcje, by uratować pozostałych. Nie wysuwałbym tu zbyt szybko wniosków, aczkolwiek ewidentne jest to, że nastąpił bałagan wokół tej szkoły w Biesłanie. Podobnie jak dwa lata temu w moskiewskim teatrze.

Tomasz Skory: Mnóstwo rodziców, którzy nas teraz słuchają, zastanawia się, jaka byłaby reakcja polskich służb, po pierwsze - na wzięcie zakładników, po drugie – na taką akcję awaryjną. Czy zachowałyby się podobnie?

Andrzej Barcikowski: Nade wszystko uważam, że do takiej sytuacji w Polsce nie dojdzie. Gdyby doszło – mówimy teoretycznie – wokół takiego miejsca musiałby być większy porządek, nie mogłoby być żadnych elementów chaosu w kontekście przestrzennym. Polska jest krajem zagrożonym terrorem, ale nieporównywalnie mniejszym od Rosji. Jedno jest oczywiste, Biesłan to udowodnił: terroryści dziś posługują metodami pozbawionymi jakichkolwiek hamulców. Są coraz bardziej brutalni. Brutalizacja – pokazał to Madryt i Biesłan – jest cechą charakterystyczną. Dlaczego? Chcą zwrócić na siebie uwagę. Akcja w szkolę przyciąga uwagę świata przez tydzień. Gdyby wysadzili bombę pod kolejnym posterunkiem milicji w Rosji, czy w Czeczenii, to by świat absorbowało przez kilkanaście minut, przez godzinę. Bezwzględne prawo terroryzmu jest takie: promocja terroru jest równie ważna jak terror. Dlatego oni tu odnieśli swoisty, dramatyczny sukces.

Tomasz Skory: Wniosek z tego jest ponury: takie akcje będą się zdarzać dalej?

Andrzej Barcikowski: Niestety, wszystko wskazuje na to, że terroryści, bez zahamowań będą stosowali terror. Taka jest natura współczesnego terroru i taka ja współczesna wojna. Cicha wojna.