5 lat czekania na zabieg? Minister zdrowia nie widzi problemu. Polacy przejeżdżają z Anglii do Polski, bo tu jest krótszy czas oczekiwania na wiele zabiegów. W Skandynawii w wielu przypadkach też czeka się dłużej.

REKLAMA

Tomasz Skory: Dlaczego jest tak, że pacjent w jednej miejscowości musi się czekać np. 2, 3, 4 czy nawet 7 lat na jakiś zabieg, a gdzie indziej przyjmowany jest od ręki?

Marek Balicki: Zacząłbym od tego, dlaczego możemy o tym dziś rozmawiać, ile w poszczególnych miejscowościach pacjent czeka na te zabiegi, na które można czekać. Dzięki temu, że nowa ustawa zdrowotna wprowadziła obowiązek tworzenia i monitorowania list oczekujących. Kolejki były zawsze, ale dotąd były niejawne; różne czynniki decydowały o tym, kto mógł sobie przyspieszyć, kto opóźnić zabieg. Dziś nie jest to jeszcze takie, jak chcielibyśmy. To zupełnie nowe zadanie, wiemy, że w wielu miejscach napotyka na opory. Jak dziś otworzymy gazety, to są wypowiedzi dyrektorów, które mówią, że lepiej gdyby nie było kolejek, bo to dodatkowe zadania.

Tomasz Skory: Ale 2004 dni czekania na wymianę zastawki serca?

Marek Balicki: To prawo miało pokazać rzeczywistość, a z drugiej strony zapewnić lepszą realizację równości w oczekiwaniu na te zabiegi, na które można oczekiwać. I to, co pokazują te listy, że w różnych miejscowościach jest różny czas oczekiwania. Nasz system ochrony zdrowia, tak jak wszystkie publiczne systemy ochrony zdrowia działają na tej zasadzie, że świadczenia finansowane są z pieniędzy, które składane są z naszych składek. Z nich można sfinansować tyle świadczeń, ile można sfinansować, poza świadczeniami pilnymi, które mogą być udzielone w momencie zgłaszania się.

Tomasz Skory: Pan opowiada o systemie, ale ja już od wielu lat słyszę, że pieniądze pójdą za pacjentem. Teraz najwyraźniej pacjent jest gdzie indziej, a pieniądze gdzie indziej. Pacjent musi je dogonić, np. jechać do Białegostoku?

Marek Balicki: Gdyby dziś zajrzeć na strony internetowe w innych krajach Europy, krajach bogatszych UE, to dowiedzielibyśmy się, że niektórzy Polacy przejeżdżają z Anglii do Polski, bo tu jest krótszy czas oczekiwania na wiele zabiegów. W Skandynawii, gdzie mają o wiele wyższy dochód czas oczekiwania w wielu przypadkach jest dłuższy niż u nas.

Tomasz Skory: Czy chce pan powiedzieć, że wszystko jest w porządku?

Marek Balicki: Nie, chcę powiedzieć, że bardzo ważne jest to, że ujawniony jest czas oczekiwania na zabiegi, bo to daje podstawę do podejmowania decyzji, do oceny organizacji udzielania świadczeń w poszczególnych regionach – tam, gdzie są dłuższe okresy oczekiwania, do przyjrzenia się, jak to wygląda. Może w szczegółach zacznie to wyglądać inaczej. Każdy ZOZ, każdy zakład powinien raz w miesiącu dokonywać analiz kolejek. Sądzę, że został zrobiony istotny krok.

Tomasz Skory: Eksperyment trwa, tak?

Marek Balicki: Jaki eksperyment?

Tomasz Skory: Najwyraźniej nie ma szansy na zmianę. Tak mówią urzędnicy NFZ, że tego systemu zakontraktowanych pieniędzy w najbliższym czasie zmienić się nie da. Można to zrobić w 2006 roku, czyli przez rok będziemy przyglądać się tym kolejkom i wyciągać z nich wnioski.

Marek Balicki: Pan żartuje, panie redaktorze. Nie za bardzo rozumiem intencje pytania. Każdy pacjent może wybrać każdy szpital. Jak dziś otworzy pan „Gazetę Wyborczą”, są pokazane dwa szpitale, jeden w Białymstoku, drugi w Mazowieckiem. W tym pierwszym jest 4-krotnie krótszy czas oczekiwania na jakiś zabieg i pytanie dziennikarza do dyrektora: czy przyjmie pan pacjentkę? Oczywiście, zapiszemy.

Tomasz Skory: Ale ta przypowieść budzi pytanie, dlaczego ta pacjentka ma jeździć Białegostoku, skoro płaci swoją składkę w Mazowieckiem?

Marek Balicki: Ta nasza wymiana słów przypomina powiedzenie jednej z ważniejszych postaci naszego życia politycznego: „Stłucz pan termometr”. Nie będziemy tłuc termometru – tylko po to jest termometr, by pokazać w jakim stanie jest, jaki dostęp do świadczeń jest w poszczególnych regionach i to będzie jeden z głównych motywów informacji dla działań i zmian organizacji dla odpowiedzi dla nas wszystkich, dla podatników, czy jesteśmy gotowi czekać w kolejkach.