Po pierwszych trzech meczach polscy piłkarze przewodzą w grupie eliminacji mistrzostw świata. Pierwsze punkty urwała nam słabiutka Walia. Czy rezerwować już bilety do Japonii i Korei na 2002 rok? W decyzji może pomóc rozmowa dziennikarzy sieci RMF z trenerem kadry narodowej Jerzym Engelem.

Ryszard Cebula, Piotr Salak (RMF) : Panie trenerze, mieliśmy się cieszyć z kompletu punktów, skakać do góry – niestety nie udało się. Nie żal panu trochę?

Jerzy Engel: Trochę żal, ale myśmy szampana wypili, bo jednak 7 punktów w tej grupie, która jest szalenie trudną grupą i to że zrobiliśmy plan optymalny na ten rok, rzeczywiście cieszy bardzo. A fakt najważniejszy, że mamy zespół.

RMF: No ale tutaj wszyscy rozmawialiśmy po meczu i trochę nam było jednak żal. Mieliśmy pewien niedosyt, pewnie pan też go czuje...

Jerzy Engel: Bardzo było żal nam i piłkarzom. Byli wściekli na siebie, że jednak nie udało się wygrać tego meczu. Walijczycy zagrali zupełnie inaczej niż dotychczas. Stanęli siódemką w bloku z tyłu i ciężko było to rozbić. Te sytuacje, które stworzyliśmy nie weszły. Czasami tak bywa, że gra się bardzo dobrze, robi się sytuacje – myśmy mieli cztery takie sytuacje w tym meczu, nie udało się strzelić. Walijczycy ani razu nam nie zagrozili, ale grali bardzo twardo, skutecznie i to spowodowało, że tylko jeden punkt.

RMF: W pana ocenie polska reprezentacja zagrała bardzo dobrze w tym meczu?

Jerzy Engel: Może nie zagraliśmy tak błyskotliwie i pięknie jak na Ukrainie, ani tak skutecznie jak z Białorusią, ale dali chłopcy z siebie wszystko i tutaj nie mam do nich absolutnie pretensji.

RMF: A my mamy wrażenie, że polski atak jest słaby, że nie ma kto strzelać tych bramek. Ostatnio strzelał Kałużny, ale to druga linia. Czy Juskowiak, Gilewicz – pan jest zadowolony z tych zawodników?

Jerzy Engel: Musimy sobie powiedzieć, że my mamy zespół nie oparty o gwiazdy, tylko o grę zespołową. Czasami strzeli obrońca, czasami pomocnik, a czasem napastnik. Ja tutaj się zgadzam, że te sytuacje czyste – wczoraj Juskowiak miał dwie czyste sytuacje, których nie strzelił, jedną Gilewicz, której nie strzelił – powinny wejść. Ale z drugiej strony widzieliśmy, co znaczy dla naszego ataku Olisadebe, który grać nie mógł od początku.

RMF: No dobrze, a czy rozmawiał pan potem z Juskowiakiem, z Gilewiczem w twardych, męskich słowach czy nie?

Jerzy Engel: Ale tu nie trzeba twardych męskich słów, bo to nic nie pomoże. Tutaj trzeba mocniejszej koncentracji. Oni zawsze za wszelką cenę chcę bramkę strzelić.

RMF: Panie trenerze, a kiedy oni ostatnio strzelili gola w reprezentacji? Bo my nie pamiętamy tego.

Jerzy Engel: Gilewicz jeszcze nie strzelił gola w reprezentacji. Juskowiak bardzo dawno, ostatnio z Luksemburgiem.

RMF: No właśnie, to nas martwi.

Jerzy Engel: Ale martwi również samego Andrzeja, bo on bardzo chciałby przełamać tę złą passę. On stanął na 13 golach w reprezentacji, ta feralna trzynastka trzyma go do dzisiaj.

RMF: A pocieszał go pan wczoraj po tym meczu?

Jerzy Engel: Wie pan, może nie pocieszał, bo to jest takie dziwne uczucie, kiedy się coś zrealizuje. Te siedem punktów, gdyby odwrócić kolejność meczów i zrobić tak, żebyśmy zremisowali na Ukrainie a te dwa wygrali, byłaby totalna euforia w kraju. Jesteśmy zadowoleni, ale mamy niedosyt, bo ten ostatni mecz został zremisowany.

RMF: A nie myśli pan żeby do tego ataku wstawić na przykład Frankowskiego, który w lidze strzela bardzo dużo bramek?

Jerzy Engel: Wie pan, ale w lidze to się strzela przeciwko zupełnie innym obrońcom. To są zupełnie inne zespoły, zupełnie inna klasa. I czasami rzeczywiście jest to takie złudne, że ktoś strzela dużo bramek tutaj i to się zaraz przełoży na mecze międzypaństwowe. Nie – bo we wczorajszym meczu Frankowski byłby tak samo sądzę nieskuteczny, jak Gilewicz, bo ci wielcy, wysocy, twardo grający zawodnicy walijscy nie dopuścili nas praktycznie do żadnej czystej sytuacji.

RMF: Wynik meczu Polska-Walia uznano nawet w Europie za rodzaj niespodzianki, bo Polska jest już uznawana za faworyta tej grupy, a tutaj proszę – zremisowała z drużyną, która jest chyba nawet poza setką w klasyfikacji.

Jerzy Engel: Tutaj klasyfikacje są nonsensem. To podkreślają wszyscy trenerzy w Europie, jak również sama UEFA. Pierwsza w tej klasyfikacji Norwegia ma dwa punkty, jest pięć punktów za nami i nie wiadomo, co będzie z tym zaspołem dalej.

RMF: Ale to działa na wyobraźnię, że Walia jest nawet klasyfikowana poniżej Azerbejdżanu.

Jerzy Engel: No tak, ale widzieliśmy wczoraj przecież tę Walię. Wszystko weryfikuje boisko. Ja mówiłem przed meczem – nie sugerujmy się tym, co jest napisane w prasie. Niektóre zespoły po prostu są niedoceniane. Tak samo Białoruś jest niedoceniana. Widzieliśmy jak gra w piłkę Białoruś.

RMF: Pan sprawiał wczoraj na meczu wrażenie człowieka w gruncie rzeczy bardzo spokojnego. Ja nie widziałem, żeby pan pokrzykiwał, nerwowo wymachiwał rękami przy linii bocznej. Pan zawsze tak spokojnie obserwuje nawet tak ważne mecze?

Jerzy Engel: Wie pan, są mecze które się obserwuje spokojnie i takie, które się obserwuje bardziej nerwowo. Wczoraj nie było powodu do nerwów, bo cały mecz myśmy mieli pod kontrolą. Walijczycy, jak powiedziałem wcześniej, nie stworzyli ani jednej stuprocentowej sytuacji bramkowej. To znaczy, że chłopcy rzeczywiście znakomicie zagrali w defensywie. Czego zabrakło? No zabrakło tego smaczku. Ja tylko powiem, że mamy troszkę pecha, bo najlepsi gracze wypadają nam z zespołu. Na dwa najważniejsze mecze wypadł nam Marek Koźmiński. Który świetnie umiał podać ostatnie podania z Ukrainą, prawda? Wypadł Olisadebe, który znakomicie potrafi na taki zespół, jak Walijczycy, dryblować. No więc mieliśmy trochę pecha w tym momencie, że tacy dwaj świetni gracze wypadli nam z zespołu. Również Tomek Iwan, który też nie był jeszcze w pełni sprawny. Ten zespół się zmienia, bo jedna trzecia tych dobrych graczy wypadła. A więc spokojnie, popatrzyliśmy, jak grają dublerzy i myślę, że grają dobrze.

RMF: Ja rozumiem, że pan jest zadowolony z tej gry i nie pokrzykiwał pan na nich za bardzo ani w szatni, ani po meczu.

Jerzy Engel: Zawodnicy dali z siebie wszystko. Można pokrzykiwać, gdy widzimy że nie dają z siebie wszystkiego, że mogą dać więcej, że mogą coś zrobić lepszego. Tymczasem oni grali na maksymalnych obrotach, dali z siebie wszystko i nie udalo się. Czasem tak w sporcie bywa.

RMF: A w ogóle, w jaki sposób pan rozmawia z tymi zawodnikami? Czy bardziej jest pan wychowawcą grupy w gruncie rzeczy młodych ludzi, czy tak naprawdę szefem przedsiębiorstwa, które ma do zrobienia określony trudny cel?

Jerzy Engel: Raczej to drugie, bo tych zawodników już się nie wychowuje, to są zawodowcy. I tutaj w sprawach wychowania nie możemy nic mówić.

RMF: Ale np. po 22 nie goni ich pan do łóżek, gdy oni nie wracają z miasta na teren, gdzie jest zgrupowanie?

Jerzy Engel: Oni nie idą do miasta, po to jesteśmy w Konstancinie...

RMF: No to z baru, jak nie wracają?

Jerzy Engel: Ich nie trzeba gonić, bo tak jak powiedziałem wcześniej, są to zawodowcy, którzy wiedzą, że 23.30 już każdy musi być w pokoiku i przygotowywać się do następnego dnia, w którym są dwa treningi, przygotowanie do meczu. Oni wiedzą, że cała Polska czeka na to co zrobią, na wyniki i bardzo cieszy ten oddźwięk, który w tej chwili, jeśli chodzi o Europę, jest znakomity. Odbiór polskiego zespołu w Europie jest cudowny. Jesteśmy jedynym zespołem, który w grupie nie przegrał meczu, jesteśmy zespołem, który prowadzi w tej grupie i kończymy ten 2000 rok jako liderzy tej grupy. Tak że mamy wszystkich zdecydowanie za sobą, gdyby dzisiaj trzeba było awansować do mistrzostw świata, to wchodzilibyśmy z pierwszego miejsca.

RMF: Chcemy jeszcze porozmawiać o tej atmosferze wewnątrz drużyny. Czy dopuszcza pan dyskusję z zawodnikami. Chodzi o to ostatnie słowo. Czy to jest wypracowanie wspólnego stanowiska czy pan po prostu im narzuca styl gry, zachowania?

Jerzy Engel: Oczywiście, że koncepcja musi być moja i wszyscy realizujemy ten program, który ja nakreśliłem – tak na każdy mecz, jak i na pracę na zgrupowaniu. Natomiast oczywiście kiedy już zakończy się trening, kiedy siadamy sobie przy stole i pijemy kawę, to wtedy dyskutujemy.

RMF: Przyjmuje pan coś takiego, że jakiś zawodnik mówi: Panie trenerze, może inaczej zróbmy, nie gramy tak, jak pan wymyślił, ja mam taki swój pomysł np. na Walijczyków czy na Białorusinów?

Jerzy Engel: Nie. Z tego względu że oni doskonale wiedzą, że mogą mi zaufać. Jeżeli ja coś powiem odnośnie taktyki czy filozofii meczu, który nas czeka, to rzeczywiście przyjmują to bez żadnych oporów.

RMF: Panie trenerze, skończyły się w tym roku eliminacje do mistrzostw świata. Czy ma pan już dość piłki, czy rozmawia pan jeszcze o piłce nożnej w domu czy już absolutnie ani słowa, to jest temat tabu?

Jerzy Engel: To znaczy, teraz odpocznę, bo rzeczywiście była to ciężka praca. Te 10 dni, które spędziliśmy razem i te dwa mecze bardzo stresowały wszystkich. W związku z tym przez następne 10 dni będziemy odpoczywać, a potem znowu przygotowywać będziemy się do meczu, który rozegramy w listopadzie z Islandią.

RMF: A która drużyna w naszej grupie eliminacyjnej jest najsilniejsza. Oczywiście Polska, prowadzimy, ale potem?

Jerzy Engel: Ja myślę jednak, że Ukraina i to będzie główny faworyt tej grupy, tak jak zakładaliśmy zresztą przed eliminacjami. I myślę, że ostatni mecz z Ukrainą, na naszym boisku 6 października przyszłego roku, będzie decydował, kto wyjdzie z grupy na pierwszym miejscu.

RMF: Panie trenerze, czy opłaca się być trenerem piłkarskim, w sensie doslownym?

Jerzy Engel: Wie pan, jest to taki sam zawód jak każdy inny. Pan ma swój zawód i kocha pan to, dla mnie też to jest zawód, który kocham i dodatkowo jest to moje hobby. W związku z tym stres, który wywołuje sama praca i mecz jest pewnym narkotykiem i tak to już pozostanie.

Zdjęcia Marcin Wójcicki, RMF