Przed posłami PiS-u dziś najważniejszy sprawdzian w roku - głosowanie ustawy budżetowej. W 2021 to test wyjątkowo trudny, bo większość partii rządzącej jest krucha jak nigdy. PiS ogląda się więc na głos każdego posła, co nie tylko paraliżuje sejmowe prace, ale i sprawia, że to nie hegemon, a koalicjanci i szeregowi politycy dyktują warunki.

Prawo i Sprawiedliwość problemy miało od początku tygodnia, odkąd na posiedzeniu komisji edukacji opozycji udało się zamrozić prace nad nowelizacją prawa oświatowego. Zmiany oprotestowali nauczyciele i związkowcy, bo w konsekwencji podlegli ministrowi Czarnkowi kuratorzy oświaty będą mieli jeszcze większą kontrolę nad dyrektorami poszczególnych szkół. Kierownictwo klubu podziękowania za wynik głosowania musi kierować do trojga swoich posłów. To ich nieobecność przyczyniła się do porażki. Zresztą tego dnia w Sejmie brakowało w sumie trzynaściorga posłów PiS-u.

Posiedzenia komisji w ogóle nie należały w tym tygodniu dla PiS-u do udanych. Szczególnie nieporadna była komisja zdrowia, która próbowała rozpocząć prace nad projektem o weryfikacji testów covidowych przez pracodawców. Ustawa i tak trafiła do Sejmu z półrocznym opóźnieniem i w wersji właściwie bezzębnej. 

W środę przewodniczący Tomasz Latos bezskutecznie przez niemal godzinę próbował rozpocząć dyskusję, którą zakłócali posłowie Konfederacji i zaproszeni antyszczepionkowcy: bez maseczek, bez limitów i bez reżimu. Ustawa musiała poczekać jeszcze 24 godziny na pierwsze prace. Na uchwalenie poczeka jeszcze dłużej - do przyszłego roku, bo PiS po latach ignorowania podobnych wniosków wpadło na pomysł zorganizowania wysłuchania publicznego.

Echa skali problemów PiS-u widać nie tylko przy Wiejskiej, ale i w Trybunale Konstytucyjnym. Na prośbę marszałek Sejmu sędziowie odroczyli środową rozprawę dotyczącą dostępu do informacji publicznej. Tylko dlatego, że w budynku Trybunału musiałoby być dwóch posłów PiS-u - Marek Ast i Arkadiusz Mularczyk, a na ich nieobecność w Sejmie podczas głosowań klub pozwolić sobie nie mógł.

W tej sytuacji to poszczególni posłowie czują, że mogą sobie pozwalać na coraz więcej. Mając świadomość, że każdy jest na wagę złota, każdy próbuje tego złota jak najwięcej spieniężyć. Oczekiwania rosną. Mają je i pojedynczy politycy, jak i całe grupy, w tym przede wszystkim stronnictwo Zbigniewa Ziobry. Solidarna Polska zręcznie w ostatnich tygodniach stawia większego koalicjanta w sytuacjach podbramkowych. Już nie tylko uniemożliwia jakiekolwiek ruchy na drodze do realizacji wyroków unijnego Trybunału Sprawiedliwości czy grozi Unii Europejskiej zamrożeniem polskich wpłat do wspólnotowego budżetu.

Ostatnio w imię obrony przed domniemanym naruszaniem "wolności niezaszczepionych" ziobryści zaczęli wysyłać sygnały o możliwym sprzeciwie wobec budżetu na 2022, jeśli ustawa o weryfikacji testów covidowych zostanie uchwalona. Co prawda minister Ziobro zachwalał wczoraj w Sejmie szczepienia i podtrzymywał, że chronią one życie, ale już Janusz Kowalski nie ma problemów z wygłaszaniem antyszczepionkowych herezji w mediach społecznościowych. W tej dyskusji to akurat głos niepamiętającego kolejności zwrotek hymnu posła lepiej oddaje stanowisko ugrupowania Ziobry. Solidarna Polska od miesięcy realizuje plan bycia ugrupowaniem centrum, tyle że między PiS-em a Konfederacją. Z większym wskazaniem na tę drugą.

Blokada budżetu to opcja niemal atomowa. Nieuchwalenie planu finansów publicznych na następny rok w terminie może skutkować rozwiązaniem Sejmu. Czas upływa z końcem stycznia, ale swoich dwadzieścia dni na decyzję musi mieć jeszcze Senat. Żeby zdążyć, Sejm musi więc uchwalić budżet do końca roku. A dzisiejsze posiedzenie jest ostatnim w 2021.