Koszykarze Asseco Prokom przegrali w Gdyni z Regal FC Barcelona 45:76 (14:14, 12:22, 4:23, 15:17) w spotkaniu siódmej kolejki grupy D Euroligi. Mistrzowie Polski jeszcze nie wygrali meczu, natomiast drużyna z Katalonii ma na koncie komplet zwycięstw.

Wizyta w Gdyni lidera grupy D wywołała ogromne zainteresowanie - po raz pierwszy w tym sezonie hala zapełniła się do ostatniego miejsca, a biletów zabrakło już dzień przed meczem. Kibice nie mieli jednak okazji oglądać znakomitego Juana Carlosa Navarro, który jest drugim strzelcem oraz drugim podającym swojego zespołu. Z udziału w tym spotkaniu wykluczyła go kontuzja lewej stopy.

W pierwszym meczu ekipa trenera Xaviera Pascuala triumfowała 88:61 i w rewanżu, pomimo absencji Navarro, również nie miała problemów z odniesieniem zwycięstwa. Tylko na początku spotkania Katalończycy natrafili na bardziej zdecydowany opór gospodarzy. Po tej porażce drużyna trenera Tomasa Pacesasa straciła szansę na awans do Top 16.

W Asseco zdecydowanie słabiej zagrał Donatas Motiejunas, który do tej pory zdobywał w Eurolidze średnio ponad 16 punktów na mecz. Gospodarze wyraźnie przegrali również walkę na tablicach (w zbiórkach było 43:26 dla przyjezdnych).

Goście od samego początku starali się dogrywać piłki do podkoszowych zawodników - Kosta Perovic i Erazem Lorbek szybko zdobyli po cztery punkty, ale mistrzowie Polski dzielnie dotrzymywali faworytom kroku. W 9. minucie po dwóch wolnych Fiedora Dmitriewa gdynianie wyszli nawet na prowadzenie 13:12.

W drugiej kwarcie zaznaczyła się już przewaga Barcelony. Po rzucie za trzy Joe Inglesa drużyna z Hiszpanii wygrywała 19:14, a w 16. minucie po jednym wolnym Anglika już 29:19. Gospodarze starali się rewanżować trafieniami zza linii 6,75 metra - zaliczyli je Piotr Szczotka i Przemysław Zamojski, ale nie byli w stanie zastopować rozpędzonych rywali.

W zespole goście znakomicie spisywał się rozgrywający Victor Sada, który w pierwszym meczu nie zdobył punktu, a w Gdyni został najskuteczniejszym zawodnikiem spotkania. Hiszpan rzucił 17 punktów, a w poprzednich sześciu konfrontacjach tylko 11.

Słabiej radził sobie natomiast Pete Mickael, który przebudził się dopiero w trzeciej kwarcie. Amerykański skrzydłowy zdobył w niej 8 punktów, a Barcelona pokazała swoje prawdziwe oblicze.

Pierwsze 7 minut drugiej połowy mistrzowie Hiszpanii wygrali aż 14:2 (jedyne punkty w tym okresie rzucił dla gdynian Oliver Lafayette) i w 27. minucie objęli prowadzenie 50:28. Na tle znakomicie dysponowanych przeciwników gospodarze byli całkowicie bezradni. Popełnili mnóstwo banalnych błędów i co chwila nadziewali się na kontry i skuteczne rzuty gości.

W 35. minucie po serii trzech celnych trójek w wykonaniu Sady, Lorbeka i Chucka Eidsona Barcelona wygrywała aż 69:32.