„Z tymi wszystkimi prognozami (dot. pandemii – przyp. RMF FM) zawsze trzeba być bardzo pokornym. Ten szczyt (zakażeń - przyp. RMF FM) może być wcześniej, może też nastąpić troszeczkę później. Przy tak dużej liczbie zakażeń, którą mamy w ostatnim okresie – a mówimy tylko o zakażeniach potwierdzonych oficjalnie, bo tych rzeczywistych osób zakażonych w tym czasie jest dużo, dużo więcej - jeżeli wiemy, że jest dużo osób zakażonych, że wirusa dużo jest w środowisku i że do tej transmisji dochodzi, to nie jest możliwe, żeby z dużego wyniku spaść na niski wynik w bardzo szybkim czasie”- powiedział w Porannej rozmowie w RMF FM Marek Posobkiewicz.

Były Główny Inspektor Sanitarny dopytywany o to, czy rok po pandemii jesteśmy w stanie jakkolwiek przewidzieć jej dalszy przebieg, powiedział: Ja bym spodziewał się późną wiosną - jeżeli to będzie późna, ciepła wiosna, przełom wiosny i lata - że wtedy sytuacja powinna się poprawić z kilku względów: z tego względu m.in., że teraz jest tak dużo zakażonych, transmisja wirusa jest przez to ułatwiona, ale będzie za kilka tygodni coraz mniej osób, które będą potencjalnymi wektorami. Z drugiej strony, z pełną parą, ale na miarę możliwości idą szczepienia. Gdyby tych szczepionek było więcej, oczywiście te osoby szybciej zostałyby zaszczepione i to też spowoduje, że będziemy mieli mniej wektorów.

Zdaniem Posobkiewicza polska służba zdrowia wytrzyma kolejne wzrosty zakażeń. Musimy to przejść w miarę możliwości najbardziej spokojnie. Nie jest to proste. Na twarzach medyków, lekarzy, pielęgniarek, ratowników widać zmęczenie. To jest wiele miesięcy ciężkiej pracy, ciężkich dyżurów, chodzenia przez wiele godzin w kombinezonach, w masce, potem krótki odpoczynek i znów wejście do strefy. To się wszystko odbija na zdrowiu i samopoczuciu personelu. Na szczęście, na chwilę obecną, duża część personelu, która była zaangażowana, nadal jest przy tych pacjentach. Dzięki temu, że wyszczepiliśmy w pierwszej kolejności grupę zero, nie ma wykruszeń (w szpitalach -przyp. RMF FM). Gdyby nie zostali medycy zaszczepieni jako pierwsi, byłyby kolejne wykruszenia medyków, których na jesieni mieliśmy bardzo dużo.

Robert Mazurek spytał swojego gościa, czy jego zdaniem wprowadzenie obostrzeń daje efekty. "Lockdown powoduje wyhamowanie, ale nie przerwanie transmisji. Gdyby nie wprowadzenie obostrzeń w woj. warmińsko-mazurskim, zakażeń mogłoby być jeszcze więcej". 

"Tu rządzi biologia"

Jeżeli będziemy się zachowywali w myśl zasady "hulaj dusza, wirusa nie ma’" to częstsze kontakty w sposób naturalny będą powodowały kolejne zakażenia - mówił w Porannej rozmowie w RMF FM dr Marek Posobkiewicz.

 Przestrzegał przed stosowaniem tej złej reguły w czasie świąt wielkanocnych. Niemożliwe jest, żeby w tak krótkim czasie sytuacja się odwróciła. Na święta ilość zakażeń może być mniejsza, ale to nie znaczy, że tego wirusa nie będzie - stwierdził były Główny Inspektor Sanitarny. Tutaj cudów nie ma, tu rządzi biologia - ocenił gość RMF FM.


TREŚĆ ROZMOWY ROBERTA MAZURKA Z MARKIEM POSOBKIEWICZEM

Robert Mazurek, RMF FM: Mam dla państwa dwie dobre wiadomości. Po pierwsze, dzisiaj piątek, po drugie mamy gościa. I to zdaje się, koniec dobrych wiadomości. Panie doktorze, czy zaleje nas trzecia fala koronawirusa? Trzecia fala epidemii?

Marek Posobkiewicz, lekarz i były Główny Inspektor Sanitarny: Panie redaktorze, jeszcze jedna dobra wiadomość jest. Z każdym dniem jesteśmy coraz bliżej końca pandemii, tylko oczywiście nie wiemy, kiedy ten koniec jeszcze nastąpi. Trzecia fala niestety bardzo dotkliwie dotyka Polskę. Przy bardzo dużym naporze pacjentów na szpitale w miesiącach jesiennych, szczególnie w listopadzie, wydawało się, że już tak źle nie będzie, ale w chwili obecnej sytuacja jest niestety bardzo rozwojowa i nie tylko liczba osób zakażonych, bo samo to mnie nigdy nie przerażało - ta stricte lista osób zakażonych... Tylko liczba osób, które potrzebują...

Pomocy w szpitalu?

...hospitalizacji. Słyszeliśmy wiadomości przed chwileczką, niektóre szpitale szukają dodatkowej kadry medycznej, żeby móc rozwijać swoje nowe odcinki. Nie wystarczy tylko skierowanie tych lekarzy, tylko to muszą być lekarze z jakimś doświadczeniem.

Właśnie, panie doktorze, tylko skąd ich brać? Bo to jest zdaje się problem, bo łóżka gdzieś się znajdą, nawet respiratory gdzieś się znajdą, słyszymy, że jest ich mało, ale są. Dlatego problem jest taki, że mamy np. szpital zdaje się w Płocku, gdzie nie ma niestety lekarzy. Wszystkie szpitale borykają się z tym samym problemem: skąd brać medyków, skąd brać lekarzy, skąd brać pielęgniarki?

Jest zdecydowanie łatwiej, jeżeli są możliwości lokalowe, rozwijać już te placówki, które istnieją, mimo że taki bardzo duży konglomerat, który się robi w takim miejscu, to jest trudniejsze organizacyjnie. Ale wtedy mieszając kadrę, która już jest w tym systemie razem z nowymi lekarzami, pielęgniarkami, ci nowi pracownicy mogą się uczyć procedur i wypracowanych dotąd sposobów postępowania z pacjentem od tych, którzy już kilka tygodni bądź miesięcy w tym systemie są. Tylko nie jest to proste, bo ci lekarze wszyscy gdzieś pracują.

Tylko mamy przed sobą przerażające dane, tak naprawdę, o rozwoju epidemii. To, co mnie najbardziej martwi, to to, że kiedy 25 lutego, 3 tygodnie temu, był u mnie minister zdrowia, opowiadał, rysował pewien scenariusz. Rysował przecież nie na podstawie własnego widzimisię, on jest ekonomistą, a nie lekarzem, nie wirusologiem, nie matematykiem, który robił wykresy. I mówił nam tak, że szczyt zachorowań będzie na przełomie marca i kwietnia i będzie to na poziomie 10-12 tysięcy zachorowań średnia tygodniowa. To znaczy, że dziennie będzie 15-16 tysięcy. Wczoraj mieliśmy 21 tysięcy, średnia tygodniowa na poziomie 15 tysięcy, a do końca marca jeszcze hen.

Z tymi wszystkimi prognozami zawsze trzeba być bardzo pokornym. Ten szczyt może być wcześniej, może nastąpić też troszeczkę później. Przy tak dużej liczbie zakażeń, jaką mamy w ostatnim okresie -  a mówimy tylko o zakażeniach potwierdzonych oficjalnie, bo tych rzeczywistych osób zakażonych w tym czasie jest dużo, dużo więcej - jeżeli wiem, że jest bardzo dużo osób zakażonych, wiem też, że tego wirusa jest bardzo dużo w środowisku, i że do tej transmisji dochodzi, nie jest możliwe, żeby z dużego wyniku spaść na niski wynik w bardzo szybkim czasie.

To wiemy, że nie da się tego wszystkiego szybko skończyć. Tylko pytanie brzmi, czy w ogóle jesteśmy w stanie cokolwiek po roku od ogłoszenia pandemii... Czy jesteśmy w stanie cokolwiek przewidzieć?

Ja bym spodziewał się tą późną wiosną, jeżeli to będzie późna ciepła wiosna, przełom wiosny, lata, że wtedy sytuacja powinna się poprawić z kilku względów. Z tego względu m.in., że w tej chwili jest tak dużo zakażonych, ta transmisja wirusa jest przez to ułatwiona. Ale będzie za kilka tygodni coraz mniej osób, które będą potencjalnymi wektorami. Z drugiej strony, z pełną parą, ale na miarę możliwości, idą szczepienia. Gdyby tych szczepionek było więcej, oczywiście te osoby szybciej zostałyby szczepione.

To wszystko wiemy, że to nie jest tak, że ktoś schował te szczepionki, po prostu ich nie ma. Idzie to dość wolno. A w każdym razie znacznie wolniej niż my byśmy wszyscy chcieli. I pytanie, które każdy z nas sobie stawia, to jest pytanie proste: czy Polska służba zdrowia to wszystko wytrzyma. Pan jest lekarzem, pan był Głównym Inspektorem Sanitarnym. Ma pan tę wiedzę także, dlatego że pan przechorował, to i także dlatego że pan leczy pacjentów. No... Wie pan po sobie.

Wytrzymamy, musimy to przejść w miarę możliwości najbardziej spokojnie. Nie jest to proste. Na twarzach medyków, lekarzy, pielęgniarek, ratowników widać zmęczenie, to jest wiele miesięcy ciężkiej pracy, ciężkich dyżurów. Chodzenie przez kilka godzin w kombinezonie, w masce, potem krótki odpoczynek, znów wejście do strefy. To się wszystko też odbija na zdrowiu i samopoczuciu personelu. Na szczęście na chwilę obecną duża część personelu, która była zaangażowana, nadal jest przy tych pacjentach. Dzięki temu też, wyszczepiliśmy w pierwszej kolejności grupę zero. Nie ma takich wykruszeń. Gdyby nie zostali zaszczepieni jako pierwsi, w chwili obecnej byłyby kolejne wykruszenia medyków, których na jesieni mieliśmy naprawdę dużo.

Czy ten lockdowny jako sposób walki z koronawirusem coś dają? Pytam, dlatego że w województwie warmińsko-mazurskim ogłoszono lockdown wcześniej. Dzienne wyniki zakażeń tam pokazują, że nie zmieniło się nic. Nawet minimalnie, ale jednak wzrosło.

Jeżeli jest już bardzo duża transmisja wirusa w środowisku, lockdown powoduje wyhamowanie, ale nie przerwanie tej transmisji w danym miejscu. Gdyby nie wprowadzenie tych obostrzeń w województwie warmińsko-mazurskim, tych zakażeń obecnie mogłoby być jeszcze więcej. Mnie - jeszcze raz to powtórzę, nie przeraża ta liczba osób zakażonych, bo to powoduje... Im szybciej będą oni po przechorowaniu, tym szybciej będziemy mieli wygaszenie pandemii. Ale jednorazowe, jednoczasowe, duże ilości osób zakażonych, powodują to, że system ten leczniczy jest na granicy wytrzymałości.