„Myślę, że na pewno wystarczy pilnować tej granicy, a nie ją zamykać. To znaczy, że rzeczywiście powinno się badać ludzi przyjeżdżających, izolować na pewien czas i ograniczyć ryzyko rozprzestrzeniania wirusa. Myślę, że w ciągu miesiąca dojdziemy już do poziomu na tyle wysokiego, że to inne kraje będą się bały od nas przyjmować pasażerów” – tak o pomyśle zamknięcia granicy powietrznej przed Wielkanocą mówił w Popołudniowej rozmowie w RMF FM Wojciech Maksymowicz.

Uważam, że popełniliśmy błąd. Rzeczywiście powinniśmy przebadać (Polaków wracających do kraju na święta - przyp. RMF FM). To oczywiście kosztuje sporo wysiłku organizacyjnego i pieniędzy, ale to było do zrobienia. Na pewno można to zapisać po stronie błędów - stwierdził na antenie RMF FM Wojciech Maksymowicz.

Nie zrobiliśmy dosyć wysiłku, żeby rzeczywiście analizować dokładnie to, co się dzieje i żeby można było przewidywać precyzyjniej - oczywiście z jakimś marginesem błędu - to co będzie się działo - mówił o błędach popełnianych przez rządzących w trakcie pandemii poseł Porozumienia i lekarz.


Czy reforma nauki to "pasztet"?

Pasztet to całkiem niezła potrwa. Może być dobry, może nie. Uważam, że to jest dobra mieszanka prawnych rozwiązań. Pan minister Bernacki miał pewnie dużą potrzebę tak powiedzieć. Wyczuwało się to zanim był ministrem, że będzie chciał tak powiedzieć. No to powiedział - tak słowa wiceministra Włodzimierza Bernackiego o reformie nauki skomentował w Popołudniowej rozmowie w RMF FM Wojciech Maksymowicz. Bernacki kilka dni temu na antenie RMF FM krytykował rozwiązania wprowadzone w szkolnictwie wyższym przez Jarosława Gowina i jego współpracowników. Reformy określił mianem "pasztetu".

Maksymowicz odpierał zarzuty, że reforma Gowina zagraża wielu kierunkom studiów: To są wymyślone teksty. Na szczęście pan minister Bernacki nie jest takim politykiem w znaczeniu twórcy całych, dużych koncepcji. Odpowiada za jeden dział i niech się na tym skupia. Były sekretarz stanu w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego dodał, że nie słyszał o tym, by minister Czarnek krytykował rozwiązania wprowadzone w szkolnictwie wyższym przez jego poprzedników. Podsekretarz stanu nie jest osobą decydującą, trzeba po prostu pracować. Jak się już skupi na swojej pracy (Włodzimierz Bernacki- przyp. RMF FM), to na pewno zobaczy, że ma dużo do zrobienia - dodał Maksymowicz.

Co z pomocą dla Warmii i Mazur?

Będzie podobny program finansowy (jak dla gmin górskich - przyp. RMF FM.). Myślę, że możemy liczyć na kilkaset mln zł wsparcia, które pomoże tym ludziom, pomoże gminom, które mają kłopot związany z ograniczeniem przemysłu turystycznego - mówił w internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM Wojciech Maksymowicz o pomocy dla gmin woj. warmińsko-mazurskiego. Zapytany, czy wsparcie dla gmin i przedsiębiorców z Warmii i Mazur jest już przesądzone, olsztyński poseł Porozumienia odparł: Szczerze mówiąc nie bardzo sobie wyobrażam, żeby było inaczej.

Maksymowicz odniósł się też do ostatnich doniesień medialnych dotyczących prezesa Orlenu, Daniela Obajtka. Bardzo bym chciał, żeby to wszystko dokładnie zweryfikowano. Oczywiście, że jest to poruszające, kiedy wiemy, że człowiek zarządzający największą państwową firmą w Polsce budzi tyle wątpliwości. W takim momencie powinno się dokładnie sprawdzić - powiedział.


Maksymowicz powiedział też, czy Porozumienie miałoby szansę przekroczyć próg wyborczy, gdyby wystartowało w wyborach samodzielnie. Myślę, że to jest możliwe. No, nie w tej chwili pewnie akurat. Ale nikt w tej chwili też nie będzie robił wyborów. Trzeba mieć warunki na wybory - mówił poseł Porozumienia.

TREŚĆ ROZMOWY MARCINA ZABORSKIEGO Z WOJCIECHEM MAKSYMOWICZEM

Marcin Zaborski, RMF FM: Panie profesorze, czy wy jeszcze się tam w Zjednoczonej Prawicy, tak po ludzku, trochę chociaż lubicie?

Wojciech Maksymowicz, Porozumienie: No, po chrześcijańsku bardzo, oczywiście.

A jak to jest lubić się po chrześcijańsku?

Nie, no, wie pan, przecież w polityce nie chodzi o to tylko, żeby się lubić, tylko żeby współpracować. A lepiej oczywiście się współpracuje, jak się lubi.

No właśnie. Czyli wy współpracuje, a z tym lubieniem to już nie przesadzajmy?

Nie, dlaczego? To nie jest warunek sine qua non w pracy, głębokie jakieś lubienie się. Lubimy się, jeżeli chodzi o tych, którzy ze sobą współpracują.

To o tym lubieniu porozmawiajmy, bo być może pan słyszał, że przyłożył pan rękę do pasztetu? Tak o reformie nauki przygotowanej przez wicepremiera Gowina mówił mi ostatnio obecny wiceminister nauki Włodzimierz Bernacki. A pan ministrowi Gowinowi w tej reformie trochę, jakby nie było, pomagał. Pan pomógł przygotować pasztet.

Pasztet to całkiem niezłe poprawa. Może być dobry i może być niedobry. Uważam, że to jest taka jest tak dobra mieszanka prawnych rozwiązań. A pan minister Bernacki miał straszną potrzebę pewnie tak powiedzieć. Wyczuwało się to, zanim był ministrem, że będzie chciał tak powiedzieć. No to powiedział.

No, mówi tak, bo przyszedł sprzątać po tej reformie. I on mówił tak, że to, co przygotował wicepremier Gowin, ta konstytucja dla nauki, reforma nauki, przez lata dyskutowana i wprowadzona w życie prowadzi do tego, że "zagrożonych będzie wiele kierunków studiów na wielu uczelniach, że wiele uczelni może stracić duże pieniądze z budżetu państwa, i że tylko na trzech uniwersytetach będą mogli uczyć się przyszli doktorzy nauk społecznych". Trochę dużo tych zarzutów.

To są wymyślone takie teksty, no. Na szczęście pan minister Bernacki nie jest jakimś takim politykiem w znaczeniu twórcy całych dużych koncepcji. Odpowiada za pewien dział, niech się na tym skupia, i bardzo dobrze.

Ale jak się tego słucha, kiedy wiceminister nauki w rządzie PiS-u de facto miażdży reformę przygotowaną przez wicepremiera z koalicyjnej partii, to można się zastanawiać, o co tutaj tak naprawdę chodzi?

Nie. Nie słyszałem, żeby główny minister, Czarnek się w ten sposób wypowiadał. A podsekretarz stanu nie jest osobą decydującą. Sam się miałem okazję o tym przekonać. Trzeba po prostu pracować. Jak się ktoś skupi na swojej pracy, to na pewno zobaczy, że ma dużo do zrobienia.

Panie pośle, mieszkańcy Warmii i Mazur przestali się pilnować? Coś się zmieniło w ich zachowaniach? Skąd ta duża liczba zakażeń koronawirusem?

No, na pewno to będziemy wiedzieć dopiero, jak to wszystko minie. Wtedy będziemy robić rekapitulację, dokładnie widzieć, o co chodzi, dlaczego takie mechanizmy, nie inne. Ta choroba ciągle dla nas jest nowa zupełnie. Natomiast na pewno były elementy, które wpłynęły. Chociażby to, że dosyć dużo osób, które pracują na co dzień w Wielkiej Brytanii postanowiło przyjechać w okresie takim poświątecznym i wtedy, w tych radosnych uniesieniach rodzinnych nie trzymało dystansu. Bo wiemy, że już dzisiaj potwierdzono to, co słyszeliśmy wcześniej, że 70 proc. tych przypadków wirusa aktualnie panującego tutaj na Warmii i Mazurach, to jest ta odmiana brytyjska.

No tak, tylko że wtedy, kiedy Polacy przylatywali z Wysp Brytyjskich na Święta Bożego Narodzenia do Polski, Brytyjczycy już wiedzieli, że zmagają się z tą brytyjską odmianą wirusa. Myśmy też wiedzieli, ale nieszczególnie zrobiliśmy badania tych, którzy przylatywali wtedy do Polski. Popełniliśmy błąd, nie badając Polaków przylatujących na Święta?

Ja uważam, że popełniliśmy błąd. Rzeczywiście powinniśmy ich przebadać. I to oczywiście kosztuje sporo wysiłku organizacyjnego i trochę pieniędzy. Ale to było do zrobienia. Niestety, na pewno można to zapisać po stronie błędów.

Mądry Polak po szkodzie, ale przed nami kolejne Święta, Wielkiej Nocy, za miesiąc. My powinniśmy zamknąć w związku z tym granice, przynajmniej powietrzną, na Wielkanoc?

Tak, jak pan słusznie powiedział, na pewno wystarczy pilnować tej granicy, a niekoniecznie ją zamykać. To znaczy rzeczywiście powinno się badać ludzi przyjeżdżających, izolować na pewien czas i wtedy ograniczyć ryzyko rozprzestrzeniania wirusa. Myślę, że w ciągu miesiąca dojdziemy do pewnego już poziomu na tyle wysokiego, że obawiam się, że bardziej od nas będą się bać przyjmować pasażerów niż do nas.

Panie profesorze, a rozumie pan, dlaczego pacjenci przewlekle chorzy muszą czekać na szczepienia do połowy marca?

No wiem, że to jest związane wszystko z nazbyt małą ilością fizycznie szczepionek.

To jest taka odpowiedź prosta i podstawowa. Tylko, że dobrze pan wie, że wcześniej, w ramach grupy zero szczepiliśmy bardzo wiele osób, nie tylko lekarzy, nie tylko pielęgniarki. Ale np. też pracowników salonów optycznych. Przekona mnie pan, że te osoby bardziej potrzebowały szczepionki niż ktoś, kto jest po przeszczepie, ktoś, kto jest dializowany, ktoś, kto jest mechanicznie wentylowany?

Jeżeli chodzi o mechanicznie wentylowanych, to jest oddzielna sprawa. Oni nie są w obiegu takim z zewnętrznym otoczeniem. Na oddziałach zamkniętych intensywnej terapii to inaczej wygląda. Ale to jest szczegół. Ale inne sprawy, rzeczywiście ma pan rację. Ja też uważam, że można było bardziej selektywnie to zrobić.

To czyj to jest błąd, jeśli to jest błąd, pana zdaniem?

Wie pan, oczywiście, że to jest błąd sposobu organizacji tego. Ale to jest taki rodzaj grzechu, który się zdarza niestety w całej Europie. Dopiero co słyszeliśmy wypowiedzi premiera Czech, który bardzo przepraszał za to wszystko. W Wielkiej Brytanii Johnson ze dwa razy już się kajał. Trump tylko się za bardzo nie kajał swojego czasu. Ale tak naprawdę każdy widział, że wchodząc w to, pewne błędy się popełnia i trzeba je korygować.

No tak, minister Niedzielski w naszym programie mówi tak: "Wszelkie plany i długoterminowe zapowiedzi, które przedstawialiśmy, niestety się nie sprawdzają". Kiedy słyszy pan ministra zdrowia, który mówi takie słowa, to czuje się pan spokojny, uspokojony?

Nie, nie, od dawna się nie czuje uspokojony takimi słowami, dlatego że nie zrobiliśmy dosyć wysiłku, żeby rzeczywiście analizować dokładnie to, co się dzieje, i żeby można było przewidywać precyzyjniej, oczywiście z jakimś marginesem błędu, to, co będzie się działo. Ja ostatnio tym się zajmuję, też wspieram bardzo jedną z wiodących placówek w tym zakresie - Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego, tam profesor Niezgódka organizuje bardzo dobry ośrodek analityczny, wcześniej tzw. ICM na Uniwersytecie Warszawskim, to też jego dzieło organizacyjne. Bardzo potrzebujemy pracy informatyków, specjalistów od tego, ale oni muszą mieć dane.