Do napisania tego tekstu skłoniła mnie sytuacja z początku tego tygodnia. Jadąc na nagranie w okolice Nowego Sącza, miałem do pokonania wąski mostek nad urokliwie meandrującym Dunajcem. Według znaków, miałem pierwszeństwo przejazdu, więc, upewniając się, że most jest pusty, wrzuciłem jedynkę i ruszyłem. Na końcu przeprawy drogę zablokował mi auto prowadzone przez okolicznego mieszkańca, który nie za bardzo chciał cofnąć się o kilka metrów, żeby ustąpić pierwszeństwa. W zamian był na tyle uprzejmy, że pokazał mi środkowy palec i, odsuwając szybę, próbował uświadomić, że znaki powinno się ignorować i kto pierwszy ten lepszy. Zdziwiła mnie totalna ignorancja i brak poszanowania dla przepisów, które nie tylko mają w tym przypadku ułatwić jazdę, ale też zapewnić bezpieczeństwo.

REKLAMA

Reporter w trasie

Mimo że jako reporter pokonuję służbowo i prywatnie tysiące kilometrów miesięcznie i widzę różne kwiatki na drogach, to nie mogę czuć się ekspertem w tej dziedzinie. Podniosłem więc słuchawkę i wykręciłem numer telefonu uznanego rajdowca i eksperta bezpiecznej jazdy - Michała Kościuszki. Opowiedziałem mu swoją historię i spytałem, skąd jego zdaniem, biorą się takie zachowania kierowców.

Wydaje mi się, że jeszcze u niektórych kierowców pokutuje takie poczucie, że żyjemy trochę w dzikim kraju, gdzie wszystko można załatwić za łapówkę, a znaki drogowe służą do ustrojenia dróg, a nie do wyznaczenia jakichś zasad. Pamiętam jeszcze jak dawniej obserwowałem jazdę kierowców, kiedy wszyscy łamali przepisy regulujące dozwoloną prędkość, bo zawsze można było załatwić to, uśmiechając się do policjanta delikatnie. W tej chwili już się tego nie da zrobić, ale i tak niektórzy zapędzają się w postrzeganiu przepisów. Inni kierowcy mogą być z różnych powodów sfrustrowani i dają wyraz tej frustracji za kierownicą. To bardzo niebezpieczne, bo nie wiemy, co taki kierowca, który nie ma racji, łamie przepisy i próbuje nas zastraszyć, wymyśli. Może wyskoczyć z auta, wyciągnąć broń... Ja jestem zwolennikiem wycofania się i nawet przyznania racji temu kierowcy, który racji nie ma, po to żeby uniknąć konfrontacji - mówi Michał Kościuszko.

Prawo jazdy tylko na lewy pas

Skoro miałem na linii człowieka, który może utwierdzić mnie w dobrych przekonaniach lub skrytykować i zmienić te niewłaściwe, postanowiłem zapytać o więcej. Jeżdżąc po Polsce, zwróciłem uwagę na kierowców, którzy zachowują się jakby mieli prawo jazdy tylko na lewy pas. Blokują miasta, ekspresówki i autostrady, bo zwyczajnie nie pozwalają się wyprzedzić.

Zjawisko nagminne. Kierowcy upodobali sobie, nie wiedzieć czemu, ten lewy pas, ignorując przepisy i normy zachowania się na drodze. Lewy pas zawsze służy do wyprzedzania! Jeżeli skończymy manewr, powinniśmy natychmiast zjechać na prawy pas i zrobić drogę pojazdom szybszym. Podobnie jest w mieście, gdzie lewego pasa możemy używać jeszcze wtedy, kiedy przygotowujemy się do skrętu w lewo. Poprawne zachowanie udrożnia ruch w całym mieście. Zapominamy, że nasze wolniejsze ruszanie ze świateł czy zbyt wczesne hamowanie, może wpływać na korki w mieście. Stosujmy się do przepisów, ale jeździmy w miarę dynamicznie, co pozwoli innym kierowcom na sprawniejszą jazdę - komentuje rajdowiec.

Jeśli mówimy już o sprawnej jeździe, to co z pasami rozbiegowymi? To pasy, które służą do sprawnego włączania się do ruchu. Bardzo często ignorowane przez kierowców, którzy przecinając linię ciągłą, chcą od razu dostać się na właściwy dla swojego kierunku jazdy pas. Taką postawę również krytykuje Kościuszko.

Gorąco polecam używanie pasów rozbiegowych. Włączanie się do ruchu ze startu zatrzymanego, jak to się mówi w wyścigach, jest dużo trudniejsze, bo trzeba rozpędzić samochód od zera i dostosować rozwinąć na tyle dużą prędkość, żeby samochody, które już jadą tą drogą, zwyczajnie w nas nie wjechały. Jeśli użyjemy "rozbiegówki" mamy nawet kilkadziesiąt metrów, żeby nabrać bezpiecznej prędkości i zasygnalizować chęć zmiany pasa, co ułatwia włączenie się do ruchu - tłumaczy Kościuszko.

Szeryf drogowy

Rozmowa płynnie zeszła na drogowych szeryfów. To kierowcy, którzy przy zwężeniach dróg, blokują dwa pasy, żeby uniemożliwić tzw. jazdę na suwak, która ma rozładowywać korki.

Też miałem taką sytuację. Szeryf zablokował pas i nie pozwolił na wyprzedzanie. Ci kierowcy doskonale wiedzą, że należy wykorzystać oba pasy do końca i zastosować zasadę zamka błyskawicznego. Myślę jednak, że takie zachowanie wynika z tego, że tym kierowcom TIR-ów dużo trudniej włączyć się w ten sposób do ruchu. Jest to wykroczenie i takie sytuacje możemy zgłaszać na policję, bo ci kierowcy często blokują pasy w sposób niespodziewany, co zagraża bezpieczeństwu. Nie polecam też wchodzenia w wojny drogowe z innymi kierowcami. Szanujmy również pracę kierowców ciężarówek, ale pamiętajmy, że ich ciężka praca nie zwalnia z respektowania przepisów ruchu drogowego - przypomina Kościuszko.

Z czego wynikają więc takie zachowania kierowców? Czy jest to błąd systemu szkolenia? Eksperci, z którymi do tej pory rozmawiałem, przyznają, że w te kilkadziesiąt godzin spędzonych "za kółkiem elki", nie zrobią z kursanta kierowcy. Wspominał o tym jakiś czas temu Kuba Bielak znany wszystkim z telewizyjnych programów, które edukowały kierowców. Przypomina też o tym mój rozmówca Michał Kościuszko. Do zmian systemu jednak daleko. Od siebie mogę polecić jedynie dokształcanie na własną rękę: programy telewizyjne, kanały na YouTube, motoryzacyjne czasopisma czy internetowe teksty.

Szalenie też cieszą inicjatywy takie jak Moto Park Kraków, które mają popularyzować bezpieczną i kulturalną jazdę. Do stylu jazdy, znanego z niemieckich autostrad, jeszcze pewnie daleko. Ale chyba lepiej, jak kulturą jazdy zbliżymy się do Niemiec, niż zostaniemy na jeszcze wciąż trochę dzikim wschodzie.

StopCham - akcja młodych Rosjan, którzy w ten sposób walczą o kulturę na drodze: