Bieg masowy to dość młoda, biathlonowa konkurencja. O medale mistrzostw świata zawodnicy i zawodniczki rywalizują w tej specjalności od 1999 roku. Po raz pierwszy tego typu trofea za zwycięstwo w takich zawodach, rozdano właśnie w Oslo. Dziś miejscowi kibice będą ściskać kciuki za króla biathlonu Ole Einara Bjoerndalena. My za Krystynę Guzik i Magdalenę Gwizdoń.

REKLAMA

W biegu masowym startuje zawsze 30 najlepszych zawodniczek i zawodników. Startują wspólnie. W tym tłoku i ścisku trzeba umiejętnie wypracować sobie dobrą pozycję. Nerwy trzeba trzymać na wodzy, także na strzelnicy. Łącznie w tej konkurencji trzeba aż czterokrotnie meldować się na strzelnicy - dwa razy strąca się krążki w pozycji leżącej i dwukrotnie w stojącej. Po ostatnim strzelaniu trzeba już tylko gnać do mety. Zdarzały się już biegi, podczas których dopiero ostatnie, czwarte strzelanie wyłaniało mistrza. Niejednokrotnie rywalizacja o medale trwała do linii mety i dopiero sprinterski finisz dawał rozstrzygnięcie.

Polki nie będą głównymi kandydatkami do podium, ale stać je na walkę o medal. Kluczem będzie na pewno dobre, bezbłędne strzelanie. Co mogę powiedzieć? Podchodzę do tego na luzie. Trzeba robić swoje, być skupionym, dobrze strzelać, dobrze biec - przyznaje Magdalena Gwizdoń. Większe nadzieje wiążemy z występem Krystyny Guzik. Nie dość, że to nasza najlepsza w tym sezonie biathlonistka, to jeszcze bardzo lubi bezpośrednią rywalizację, jak to ma miejsce w biegu masowym. Wczoraj Guzik nie chciała rozmawiać o niedzielnym występie. Zależało jej na tym, aby skupić się na biegu, a nie o nim rozmawiać. Mimo wszystko Polka przyznała: "Ja jestem typem zawodnika, który musi mieć bezpośrednią rywalizację. Jeśli mam obok siebie czołowe zawodniczki, potrafię wytrzymać ich tempo biegowe. Kiedy biegnę sama, nie potrafię dobrać sobie tego odpowiedniego tempa. W niektórych biegach wydaje mi się, że jestem szybka, a czas okazuje się słaby."

Warunki do walki o czołowe miejsce powinny być więc idealne dla naszej zawodniczki. Forma Guzik daje na to nadzieje. W piątek w sztafecie spisała się bardzo dobrze. Podobnie jak w środę, w biegu indywidualnym.

W męskiej rywalizacji, która zakończy mistrzostwa, wszyscy będą oczywiście patrzeć na Francuza Martina Fourcade’a i Ole Einara Bjoerndalena. Wczoraj w sztafecie Norweg zdobył swój 43 medal Mistrzostw Świata. "Trójkolorowi" zawiedli i biegnący na ostatniej zmianie Fourcade oszczędzał już siły z myślą o tym ostatnim biegu. Faworytów jest oczywiście zdecydowanie więcej. A wszystko rozstrzygnie się zapewne dopiero na strzelnicy. Miejscowi oczywiście rozpatrują tylko jeden scenariusz - czyli norweskie zwycięstwo, a najlepiej zwycięstwo Bjoerndalena. To fenomen miałem tego pecha, a zarazem wielkie szczęście, że rywalizowałem z nim od czasów juniorskich. Zawsze był wyjątkowym zawodnikiem, stuprocentowym profesjonalistą. Ten wiek i doświadczenie, to jego atuty, ale w biegu masowym akurat może to być przeszkoda. Może być mu ciężko, żeby dotrzymać kroku młodszym zawodnikom. Trzymam jednak kciuki, by ten fenomen znów udowodnił, że w takim wieku można zdobywać medale - komentuje Tomasz Sikora - obecnie jeden z trenerów naszej kadry.


(dp)