Franciszek Smuda to trener, któremu trudno odmówić sukcesów na krajowym podwórku. Szkoleniowiec ma swoje metody i jest im wierny. Tradycyjnie prowadzone przez niego zespoły na początku rundy wiosennej szukają formy. Choć zdarzały się wyjątki.

Wczoraj Wisła w meczu z Lechią rzeczywiście była słaba. Z Gdańska wróciła do domu z zerowym dorobkiem punktowym i porażką 0:1. Ekspertów to nie dziwi, bo prowadzone przez Franciszka Smudę kluby po zimowej przerwie szukają przez jakiś czas optymalnej formy. Od tej reguły można jednak znaleźć wyjątki.

W poprzednim sezonie miała miejsce miła niespodzianka. Wisła pokonała na inaugurację wiosny Piasta Gliwice 1:0, a później w prestiżowym, derbowym meczu Cracovię 3:1. Wydawało się, że coś drgnęło, ale teraz znów nie wiadomo, co myśleć.

Żeby przypomnieć poprzednie wiosenne początki drużyn trenera Smudy, trzeba cofnąć się ładnych kilka lat wstecz. Dokładnie do roku 2007, kiedy to trener przepracował zimę z Lechem Poznań. Wtedy Ekstraklasa - o zgrozo - ruszyła dopiero na początku marca. Wyniki Kolejorza to remis z Wisłą Płock (1:1), porażka z Zagłębiem Lubin (0:2), później wygrana nad Koroną Kielce i kolejna seria trzech meczów bez zwycięstwa. Kolejna piłkarska wiosna, roku 2008, rozpoczęła się dla Lecha dobrze - od zwycięstwa nad Górnikiem Zabrze (1:0), ale potem przyszła seria remis-remis-porażka. I znów bardzo brakowało pogubionych punktów, bo straty Lecha do podium nie były duże. Dopiero za trzecim razem udało się trenerowi osiągnąć dobre wyniki na początku roku. Po pokonaniu GKS-u Bełchatów 3:2 w roku 2009 kolejne mecze za każdym razem przynosiły efekt w postaci punktów. Lechici zdobywali bramki w ostatnich sekundach i nie przegrali 13 kolejnych spotkań. Było więc niemal idealnie. Niemal, bo jednak tych remisów było sporo i Lech był trzeci.

Bardzo okazałą serię Smuda zaliczył w sezonie 2005/2006 na stanowisku trenera Zagłębia Lubin. Z siedmiu pierwszych wiosennych meczów wygrał pięć, a dwa zremisował. Kłopotów z punktowaniem nie miała też Wisła Kraków w sezonie 1998/1999.

Były jednak lata, które sprawiły, że do Smudy przylgnęła łatka tego, który nie potrafi przygotować zespołu do wiosennej części sezonu. W 2001 roku szybko wyleciał z warszawskiej Legii, która zaczęła wiosnę w słabiutkim stylu. Rok później równie słabo grała pod wodzą Smudy Wisła Kraków. W obu przypadkach już w marcu Smuda trafiał na trenerskie bezrobocie. Do końca rozgrywek dotrwał w sezonie 1997/1998, ale jego Widzew, choć jesienią był liderem, spadł na 4. miejsce w tabeli. W każdym wypadku były to poważne wpadki, które dwa razy skończyły się głośnymi zwolnieniami. Stąd też jednoznaczne dziś ocenianie trenerskiego kunsztu Smudy związanego z zimowymi przygotowaniami - choć nie zawsze kończyły się one klapą.

Poza kategorią umieszczam epizod trenera w niemieckim SSV Jahn Regensburg. Tam Smuda pracował od stycznia 2013. Jego klub w 2. Bundeslidze wygrał zaledwie jeden mecz, 3 zremisował i 8 przegrał. Skończyło się to wszystko spadkiem z ligi.