To może być przełomowy sezon w skokach narciarskich. A przynajmniej początek sezonu pokazuje, że tak właśnie może się stać. Choć sezon dopiero się rozkręca i zapewne jeszcze dużo się wydarzy, to widać gołym okiem, że najstarsze gwiazdy: Noriaki Kasai i Simon Ammann zaczynają schodzić ze sceny. Tej tendencji przeczy za to Andreas Kofler.

To może być przełomowy sezon w skokach narciarskich. A przynajmniej początek sezonu pokazuje, że tak właśnie może się stać. Choć sezon dopiero się rozkręca i zapewne jeszcze dużo się wydarzy, to widać gołym okiem, że najstarsze gwiazdy: Noriaki Kasai i Simon Ammann zaczynają schodzić ze sceny. Tej tendencji przeczy za to Andreas Kofler.
Noriaki Kasai i Simon Ammann w Lillehammer /GEIR OLSEN /PAP/EPA

Noriaki Kasai to legenda skoków. Co do tego nie można mieć wątpliwości. Debiutował w Pucharze Świata jeszcze w latach 80. Mówimy o zawodniku, który w trzech ostatnich sezonach kończył Turniej Czterech Skoczni w czołowej dziesiątce, a wszystkie te sukcesy świętował już po 40. urodzinach. Co więcej, renesans formy przyszedł po paru spokojniejszych sezonach.

Nienaganny styl, dobre odległości, a do tego wielki szacunek rywali i kibiców - to najkrótsza charakterystyka japońskiego weterana.

Ten sezon Kasai zaczął jednak słabo. Pytanie, czy znów zaskoczy nas podczas Turnieju Czterech Skoczni, czy też po prostu lepiej już skakać nie może. Bez wątpienia Japończyk zanotował najgorszy start sezonu od kilku lat. Zaczął od 18. lokaty w Kuusamo. Kolejnego dnia był tam 24., a w Klingenthal - 26. W Lillehammer nie punktował. Warto tylko dodać, że w drużynowym konkursie w Klingenthal 44-latek był najlepszym z Japończyków.

Jedno jest pewne: Kasai zrobił już w skokach tyle, że może się nimi bawić i do 50-tki. Zapewne zobaczymy go jeszcze na igrzyskach w Korei Południowej.

Niezbyt imponująco wygląda też początek sezonu w wykonaniu szwajcarskiego weterana skoczni Simona Ammanna. 35-latek w tym sezonie chce poznać odpowiedź na pytanie, czy jest sens przygotowywać się do igrzysk. Na razie może mieć wątpliwości, bo nie przebił się jeszcze do czołowej "20" konkursu indywidualnego. W Lillehammer był 28. i 38.

Forma całej reprezentacji Szwajcarii daleka jest jednak od ideału. Gregor Deschwanden, który potrafił już regularnie punktować w Pucharze Świata, zaczął sezon bezbarwnie. Nie wszedł jeszcze do finałowej serii i zanosi się na to, że będzie to drugi z rzędu słaby sezon w jego wykonaniu. Trudno oczekiwać, by na swoje barki ciężar szwajcarskich skoków wzięli z kolei Kilian Peier i Gabriel Karlen. Szwajcarzy nie zbudowali dzięki Ammanowi takiej reprezentacji, jaką nam dała kariera Adama Małysza. Możliwe, że teraz na to za późno.

Na szczęście nie wszyscy zawodnicy, którzy świętowali już 30. urodziny, mają słaby początek sezonu. Bardzo solidnie skacze na razie 32-letni Austriak Andreas Kofler i jego rówieśnik Francuz Vincent Descombes Sevoie. W czołówce jest także 31-letni Austriak Manuel Fettner. W czołowej "15" Pucharu Świata nie ma więcej zawodników urodzonych przed 1986 rokiem.

Blisko tej granicy jest za to Kamil Stoch, który 30. urodziny będzie świętował w maju przyszłego roku. Niechybnie przyjdzie nam zaliczać 16-krotnego zwycięzcę zawodów Pucharu Świata do grona weteranów skoczni.