Zimowe zmagania za nami. Bohaterem sezonu Severin Freund. W końcu Niemcy na Kryształową Kulę czekali od 2000 roku i triumfu Martina Schmitta. Tym razem sezon trzymał w napięciu do ostatniego skoku. Było niesamowicie. Szkoda tylko, że akurat Polacy spisywali się nieco gorzej niż oczekiwano.

Szczególnie początek sezonu nam nie wyszedł. Zaczęło się od kontuzji Kamila Stocha, która z niegroźnej zamieniła się w taką, którą trzeba leczyć operacyjnie. Pod nieobecność lidera drużyny reszta kadry zupełnie sobie nie radziła. W „drużynówce” w Klingenthal nie awansowaliśmy do drugiej serii. Później punkty dla biało-czerwonych zdobywał jedynie Piotr Żyła (14., 17., 24.- tak to wyglądało).  Do „trzydziestki” okazjonalnie załapywali się Janek Ziobro, Aleksander Zniszczoł, Klemens Murańka czy Maciej Kot. To były jednak odległe miejsca. Błysnął jedynie Żyła – w pierwszym konkursie w Niżnym Tagile był 10., ale dzień później w finałowej serii nie było żadnego biało-czerwonego skoczka. Brakowało Polakom przede wszystkim stabilizacji i tak było przez cały sezon. Maciek Kot niestety zupełnie się pogubił, ale trzeba trzymać kciuki, by wrócił do dawnej formy. Z pewnością ciągle stać go na wiele. Nieudany sezon ma za sobą też Ziobro i jedynie 8. Miejsce w konkursie na normalnej skoczni podczas Mistrzostw Świata minimalnie go ratuje. Nic wielkiego nie pokazał też Zniszczoł, choć w Turnieju Czterech Skoczni spisywał się przyzwoicie. Pochwalić trzeba za to Murańkę – to był w jego wykonaniu naprawdę niezły sezon.

Stoch po powrocie do pucharowej karuzeli wygrał dwa konkursy (Zakopane, Willingen). Dobrze spisał się też w TCS, w którym był 9. Polak ma jednak do siebie największe pretensje za nieudane mistrzostwa świata. W Falun nie zdobył medalu indywidualnego. Na szczęście sytuację udało się uratować w konkursie drużynowym. Błysku przez cały sezon zabrakło Żyle, ale ostatecznie „Wewiór” zdobył niewiele mniej punktów niż w swoim rekordowym sezonie (474, rekord: 485)

Walka o Puchar Świata toczyła się więc bez Polaków, ale była w tym sezonie wyjątkowo pasjonująca. Scenariusz okazał się naprawdę wybuchowy. Severin Freund i Peter Prevc z taką samą liczbą punktów na koniec sezonu! Niemiec wygrywa, bo zwyciężył w większej liczbie konkursów. I trzeba przyznać, że na Kryształową Kulę zasłużył. Prevca tytułu pozbawił za to jego kolega z drużyny Jurij Tepes wygrywając ostatni konkurs w Planicy. Na początku sezonu ton rywalizacji nadawali jednak inni. Dobrze skakał Czech Roman Koudelka. W Turnieju Czterech Skoczni fantastycznie spisywali się Austriacy – Michael Hayboeck i Stefan Kraft. Do Bischofshofen świetny był też Simon Ammann, ale po groźnym upadku na tamtejszej skoczni najpierw się leczył, a potem skakał już słabiej.

Osobną, niesamowitą historię pisze ciągle Noriaki Kasai. Coraz starszy i chciało by się napisać coraz lepszy. W tym sezonie zajął 6. miejsce w Pucharze Świata. Wygrał konkurs w Kuusamo, był niesamowity w TCS. Nie zabrakło w tym roku także pożegnań. Karierę zakończyli choćby Norweg Anders Bardal czy Austriak Wolfgang Loitzl.

To, że sezon był wyrównany, pokazuje jeszcze końcowa klasyfikacji Pucharu Świata. Aż 7 skoczków zdobyło zimą ponad 1100 punktów. Było naprawdę ciekawie. Dużo dramaturgii, dużo emocji. I choć wiosna zawsze nastraja optymistycznie, to jednak ogarnia mnie mała nostalgia, bo po prostu latem za skokami zdążę się stęsknić. Zawodnikom należy się jednak solidny odpoczynek. Zasłużyli.