Przed nami kolejny męski bieg na biathlonowych Mistrzostwach Świata w Oslo. I znów można rozpocząć dywagacje, czy ktoś zakończy dominację Francuza Martina Fourcade’a i Norwega Ole Einara Bjoernadalena, którzy na razie nie dopuszczają rywali do złotych i srebrnych medali.

Przed nami kolejny męski bieg na biathlonowych Mistrzostwach Świata w Oslo. I znów można rozpocząć dywagacje, czy ktoś zakończy dominację Francuza Martina Fourcade’a i Norwega Ole Einara Bjoernadalena, którzy na razie nie dopuszczają rywali do złotych i srebrnych medali.
Martin Fourcade w środku, po lewej Ole Einar Bjoerndalen /Hendrik Schmidt /PAP

Martin Fourcade wygrał już w Oslo bieg sprinterski i bieg na dochodzenie, a do tego dołożył też złoty medal w sztafecie mieszanej. 42-letni Bjoerndalen na podium stał dwukrotnie w biegach indywidualnych i dwukrotnie zdobył srebrne medale. Łącznie w swojej przebogatej karierze ma już 42 medale wywalczone na Mistrzostwach Świata. Walka na norweskich trasach staje się więc pasjonująca. Z jednej strony mamy fenomenalnego Francuza, który celuje w zdobycie 5 złotych medali na jednej imprezie. Z drugiej, dopingujemy najstarszego w biathlonowym gronie Bjoerndalena, który cały czas udowadnia, że jest królem biathlonu i że ten tytuł nadany mu lata temu nie stracił na aktualności.

Bjoerndalena można chyba porównać jedynie z japońskim skoczkiem narciarskim - Noriaki Kasai. Tylko oni wytrzymują próbę czasu i mimo zaawansowanego jak na sportowców wieku, dalej kontynuują kariery nie dla radości z samej kontynuacji, ale dla kolejnych sukcesów. O ile jednak Kasai jest doceniany przede wszystkim za swoje oddanie skokom i świetny, koleżeński charakter, to za Bjoerndalenem stoją dziesiątki medali - tych z mistrzostw świata czy Igrzysk Olimpijskich. Kasai takiego dorobku nie ma. Norweg na Igrzyskach zadebiutował u siebie lata temu - w Lillehammer w 1994 roku. Rok później wystartował w biegu Mistrzostw Świata w Anterselvie, który wygrał nasz Tomasz Sikora. Na podium Pucharu Świata stanął po raz pierwszy 22 lata temu. Kasai nawet go przebija, bo na Igrzyska pojechał po raz pierwszy do Albertville w 1992 roku, a na Mistrzostwach Świata skakał już w 1989 roku. Nie licytujmy jednak, bo mówimy o dwóch wielkich sportowcach. Warto jednak to wszystko przypomnieć by uświadomić sobie od jak dawna obaj towarzyszą nam - kibicom.

W tą stronę chciałby zmierzać także Fourcade. W ilości zdobytych medali długo jeszcze Norwega nie przegoni, ale może zrobić coś, co Bjoerndalenowi się nie udało. Może zdobyć na jednych Mistrzostwach 5 złotych medali. 60 procent planu już wykonał. Dziś kolejna próba w biegu indywidualnym na 20 kilometrów. Bjoerndalen dziś także chce wskoczyć na podium, ale nie ukrywa, że nastawia się bardziej na niedzielę na bieg ze startu wspólnego, w którym czuje się zdecydowanie lepiej niż w najdłuższej, biathlonowej konkurencji. Warto podziwiać i dominującego w ostatnim czasie Fourcade’a i zbliżającego się nieuchronnie do końca kariery Bjoerdalena. Tym bardziej, że Norweg nie rozmienia się na drobne tylko ciągle zaskakuje młodszych kolegów. Wielu z nich marzy by zdobyć na Mistrzostwach choć jeden medal. On w swoim Oslo ma już dwa i chce kolejnych. Ciekawe, czy pokrzyżuje plany Francuza marzącego o pięciu złotach. Wydaje mi się, że jeśli komuś Fourcade to "wybaczy", to chyba tylko Bjoerndalenowi.


(dp)