Sportowa sztafeta pokoleń mknie w ekspresowym tempie. Jeszcze nie tak dawno – wydawałoby się – młody Patrick Kluivert strzelał bramkę w finale Ligi Mistrzów, czym zaskarbił sobie na lata moją sympatię. Jeszcze niedawno brylował George Weah. Dziś swoje karty w piłkarskiej historii zapisują już ich synowie. A podobnych przypadków jest bardzo wiele. I co jakiś czas pojawiają się kolejne. Właściwie to całe mnóstwo.

Do refleksji i wspomnień skłonił mnie debiut Timothy'ego Weaha w ekipie PSG. Nowojorczyk urodzony w 2000 roku to syn George’a Weaha - byłej gwiazdy afrykańskiej i światowej piłki. Zawodnika PSG, Milanu czy AS Monaco. Dziś prezydenta Liberii. Piłkarz roku FIFA w 1995. Ciekawe, czy jego syn coś o tamtych dla niego prehistorycznych, piłkarskich czasach w ogóle wie.

Ja byłem wtedy już na etapie kolekcjonerskim. Pamiętam album z naklejkami, w którym George Weah jako gwiazda PSG zasłużył sobie na obrazek składający się z czterech aż naklejek. Niestety całego obrazka nigdy nie uzbierałem. Weaha pamiętam bardziej z czasów Serie A i AC Milanu. Okres paryski przyznam - kojarzę trochę słabo. Inne czasy, mniej transmisji, brak internetu. Nie pamiętam, czy już wtedy na Eurosporcie leciał magazyn z bramkami z czołowych lig Europy. Jedno jest pewne - George Weah to była gwiazda. Na podwórku może o być Weahem się nie zabijaliśmy, ale to był gość, którego znaliśmy. Teraz historię zaczyna pisać jego syn. I sam nie wiem, kiedy to zleciało. Że już można sprawdzać, jak radzą sobie synowie idoli z młodości.

A to przecież nie jest pierwszy taki przypadek. Mamy ich całą listę. Na naszym podwórku choćby Włodzimierz i Euzebiusz Smolarek. Maciej Szczęsny i Wojciech Szczęsny. Cesare Maldini i Paolo Maldini. Można długo wymieniać.

Wróćmy jednak do moich idoli z lat 90., jak Patrick Kluivert. Starszy o kilka miesięcy od Timothy’ego Weaha jest Justin Kluivert - syn Patricka. To już etatowy gracz Ajaxu Amsterdam. W tym sezonie 22 ligowe spotkania, 6 bramek. Seniorski debiut w styczniu 2017. Na razie kariera modelowa. Spokojny rozwój i gra we wszystkich juniorskich reprezentacjach Holandii. Cofnijmy się znów do lat 90. Finał Ligi Mistrzów 1995 (ten najlepszy rok w karierze George’a Weaha) i gol Kluiverta dla Ajaxu w pojedynku z Milanem. Tam zresztą jakiś czas później Holender i Liberyjczyk się spotkali. Później Kluivert grał też w FC Barcelonie. I jak go miałem nie lubić. Słabość do Barcelony miałem od czasów Stoiczkowa i Romario. Obu zawdzięczam pełne emocji wieczory podczas Mundialu w 1994. Poza tym Kluivert to Patrick, a tych zawsze jako młody kibic lubiłem wyjątkowo. Stąd słabość do Patricka Ewinga, mimo oczywistej fascynacji Michaelem Jordanem i Chicago Bulls.

Mam więc po 20 latach powtórkę z rozrywki. Znów będę mógł śledzić Kluiverta i Weaha. Odnosić ich zachowania czy osiągnięcia do ich ojców. A poprzeczki w obu przypadkach wiszą wysoko. Niebawem pewnie tych powrotów do przeszłości będzie więcej. Zresztą one pojawiają się regularnie. Mamy przecież Rafinhę - syna Mazinho a więc mistrza świata z 1994 roku czy Michala Kadleca - syna wicemistrza Europy z 1996 roku. Jest wspomniany już Wojtek Szczęsny, który karierą klubową rozkłada ojca na łopatki, a przecież ciągle dużo przed nim.

Pytania na przyszłość? Jak potoczy się kariera Jonathana Klinsmanna? Na razie bramkarza grającego w rezerwach Herthy Berlin. Jak pójdzie Giovaniemu Simeone, który gra w Fiorentinie? Lista jest zresztą o wiele dłuższa. Jest Pascal Kopke, który w przeciwieństwie do ojca strzela bramki, a nie stoi między słupkami. Jest urodzony w Stambule Ianis Hagi. Jest i wielu innych, którzy próbują sił w futbolu.

Kto choć zbliży się do sukcesów swojego ojca? Kto będzie robił karierę jak Paolo Maldini, Wojciech Szczęsny czy Rafinha, a kto pozostanie niespełniony jak Jordi Cryuff? Świat futbolu to świat ojców i synów i nie chodzi tylko o kibicowanie na stadionie lub przed telewizorem. To także realne zaszczepianie sportowej pasji na boisku.