Buntu w Polsce i Solidarności mogłoby nie być, gdyby nie kryzys naftowy. Andrzej Krajewski - autor biografii ropy naftowej "Krew cywilizacji" wspomina o związku między buntem krajów arabskich przeciwko eksploatacji ich bogactw przez zachodnie koncerny i przeciwko pomocy Zachodu dla Izraela, a buntem polskich robotników, zmęczonych podwyżkami i brakami w zaopatrzeniu. Jak wynika z opisu mało znanej okoliczności z jesieni 1981 roku, ropa - tym razem z tajgi, a nie pustyni, przyczyniła się też do gwałtownego kresu wielkiego społecznego ruchu.

REKLAMA

Skokowe podrożenie cen ropy w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych przyczyniło się do stagnacji i końca szalonego powojennego boomu w napędzanych tanią energią gospodarkach Zachodu. Ale Polska miała przecież centralnie planowaną gospodarkę, dla której surowce energetyczne, po stabilnych cenach, dostarczał hegemoniczny Związek Radziecki. Mogłoby się wydawać, że po wschodniej stronie Żelaznej Kurtyny surowce z tajgi uniezależniały od kłopotów związanych z ropą z pustyń. Skąd zatem wniosek, o którym pisze w książce Andrzej Krajewski? Otóż kryzys naftowy uderzył w Polskę drogą okrężną.

Zgodne z obowiązującymi wówczas doktrynami makroekonomicznymi, próby pobudzania gospodarek przez zachodnie rządy okazały się tym razem nieskuteczne i nie przyniosły zmiany sytuacji. Znaczne podrożenie cen energii było tak istotną zmianą kosztów prowadzenia działalności gospodarczej, że doraźne zwiększanie ilości pieniądza i pobudzanie popytu niewiele mogło zmienić, nawet na krótką metę. W krajach Zachodu pojawiła się stagflacja, a więc stagnacja połączona z inflacją. Dalszym efektem było zatem podniesienie stóp procentowych na Zachodzie, które niespodziewanie i mocno uderzyło w zadłużoną PRL. Rozwój gierkowskiej Polski oparto przecież na zachodnich kredytach, sprowadzaniu technologii i finansowaniu spłaty z pożyczek z kolejnych kredytów i z eksportu. Wzrost odsetek wpędził kraj w pułapkę zadłużenia, pojawiły się podwyżki, braki w zaopatrzeniu, skończyła się epoka dobrobytu i opozycja znalazła poparcie wśród załóg.

Ropa nie tylko przyczyniła się do poczęcia Solidarności, ale też stała się narzędziem, które popchnęło polskich komunistów do zadania jej grudniowego ciosu. W dyskusji o tym, czy Sowieci grozili interwencją wojskową zapisano tysiące kartek i wypowiedziano miliony słów. Mało kto słyszał o tym, że Kreml zaszantażował polskich towarzyszy odcięciem dostaw ropy i gazu. Według przytoczonej w książce historii ówczesny główny planista PRL Stanisław Długosz usłyszał 10 września na Kremlu, że ZSRR zmniejszy dostawy ropy do Polski o prawie dwie trzecie, a gazu o połowę. Trzy dni później generałowie Czesław Kiszczak i Wojciech Jaruzelski zażądali w Warszawie zaostrzenia kursu wobec Solidarności. Umiarkowany w tym względzie Stanisław Kania został odsunięty, a trzy miesiące później Solidarność otrzymała cios, po którym nigdy się już nie podniosła.