"Komorowski i Sikorski są z tej samej partii?" - pyta mnie zagraniczny dziennikarz próbujący połapać się w wydarzeniach dotyczących gazu łupkowego w Polsce. Odpowiadam mu, że tak. I tyle. Niech się sam głowi, dlaczego prezentują odmienne stanowiska w być może kluczowej dla przyszłości naszego kraju sprawie wykorzystania złóż.

REKLAMA

Od zeszłego tygodnia, kiedy p.o. prezydenta B. Komorowski wyraził swoje ekologiczne wątpliwości dotyczące eksploatacji gazu łupkowego w Polsce, sprawa stała się nareszcie oficjalnym tematem dyskusji politycznej i obiektem zainteresowania dyżurnych medialnych mędrców. Piszę "nareszcie" po pierwsze z racji patriotycznych; bo uważam, że nie ma już powodów, by decyzje dotyczące naszych bogactw naturalnych zapadały pod czerwonymi dywanami - i po drugie, z powodów osobistych; bo od dawna wołałem na puszczy, że gaz łupkowy to będzie w Polsce wielki temat i teraz mam satysfakcję, a zamiast łatką łupkowego świra, cieszę się równie niesprawiedliwą opinią eksperta.

Wróćmy jednak do kandydata na prezydenta, który w Londynie stwierdził, że gaz łupkowy wydobywa się metodą odkrywkową i że to zdewastuje nam krajobraz, z związku z czym trzeba zastanowić się, czy nie pozostawić tych złóż w spokoju, na później, na wypadek gazowego szantażu. W tej wypowiedzi, zainspirowanej przez tajemniczych "doradców" nic nie miało sensu. Po pierwsze łupki w Polsce zalegają minimum pół kilometra pod ziemią, więc o odkrywce nie ma mowy, po drugie dewastacja krajobrazu zajmuje dość dalekie miejsce na liście łupkowych obaw ekologów, po trzecie rozpoczęcie wydobycia na znaczącą skalę wymaga lat i setek milionów dolarów, więc możliwość awaryjnego, czyli pilnego uruchomienia złóż, w celu zapobieżenia szantażowi, nie wchodzi w grę.

Nie jest jasne, czy kandydat improwizował, nieudolnie próbując uniknąć wrażenia, że niewiele wie na temat potencjalnie największego wydarzenia w najnowszej historii gospodarczej swojego kraju, czy też za tą wypowiedzią kryje się niechęć do eksploatacji gazu łupkowego w Polsce.

Według sugestii ministra spraw zagranicznych chodzi o pierwszą możliwość. R. Sikorski twierdzi, że kandydat jego własnej partii nie zna się na sprawie, co według niego nie ma znaczenia, gdyż wystarczy, że kwestią zajmuje się szef dyplomacji. Sikorski rzeczywiście monitoruje postępy amerykańskich koncernów w Polsce. Jak podała nasza korespondentka w Brukseli, niedawno ostrzegł unijną dyplomację, by "głupimi" przepisami dotyczącymi ochrony środowiska nie zablokowała przedsięwzięcia". Poza tym R. Sikorski spotyka się z przedstawicielami koncernów, pytając ich m.in. o amerykańskie regulacje dotyczące branży. Siła entuzjazmu R. Sikorskiego jest proporcjonalna do rozmiarów sceptycyzmu p.o. prezydenta. Szef MSZ stwierdził nawet w wywiadzie telewizyjnym, że bogactwo gazu z łupków może uczynić z Polski "drugą Norwegię". Różnica wielkości obu krajów każe co prawda wątpić w ekonomiczny sens porównania, ale być może miało ono mieć wymiar symboliczny. Wskazuje na to uwaga szefa dyplomacji, że dzięki rosnącemu zainteresowaniu łupkami ze strony Gazpromu, również Rosja stanie się drugą Norwegią, czyli krajem, który naturalnego bogactwa nie używa do politycznych nacisków.

Wracając na drugą stronę frontu; z entuzjazmem ministra spraw zagranicznych mocno kontrastuje chłód wicepremiera W. Pawlaka. Szef resortu gospodarki bez zapału wypowiada się na temat gazu z łupków. Kilka tygodni temu w rozmowie z naszą reporterką minister wspomniał, że sięgnięcie po ten surowiec w Europie może okazać się niemożliwe. Jako znawca, W. Pawlak nie wspomniał o krajobrazie, ale o odmienności warunków w USA i Europie, wskazując na większą gęstość zaludnienia. Teraz, wicepremier idzie dalej, podając w wątpliwość również opłacalność ewentualnej eksploatacji. Według niego gaz z Rosji jest tańszy niż wydobywany w USA gaz łupkowy, a więc w Polsce to się nie opłaci. Moje źródła po obu stronach Atlantyku są jednak zdziwione liczbami podanymi przez W. Pawlaka i twierdzą, że koszty w USA są znacząco niższe niż wynika z jego szacunków.

Na liście polityków, którzy okopują się na gazowym froncie utworzonym w Polsce, wymienić należy jeszcze J. Kaczyńskiego. Kandydat na prezydenta wyśmiewa londyńską wpadkę Komorowskiego i mówi, że Polska powinna wykorzystać szansę. Jego zdaniem najpierw trzeba wszakże przebudować państwo, bo inaczej ta sprawa, "za którą stoją wielkie pieniądze", stanie się "poligonem polityki transakcyjnej". Wydaje się, że J. Kaczyński proponuje, starania o wykorzystanie łupków nie tylko dla poszerzenia suwerenności na polu geopolitycznym, ale i ekonomicznym. Innymi słowy próbuje stworzyć lokalną partyzantkę w teatrze łupkowych działań wojennych.

Rozszerzająco-przedłużający aneks do umowy gazowej z Rosjanami wciąż nie jest podpisany. Amerykanie wciąż nie informują o rozpoczęciu testowych odwiertów w Polsce. Dyrektor polskiego oddziału Lane Energy powiedział mi, że rozpoczęcie prac jeszcze musi poczekać dwa tygodnie. Wiertło ma więc ruszyć w tygodniu po pierwszej turze wyborów.

Opóźnienie wynika z powodów technicznych, oczywiście. Zapewnił mnie też, że firma jest przekonana, iż ich inwestycjom w Polsce nic nie zagraża.