Nadeszła era amerykańskiej ropy. Kończy się trwający od czterdziestu lat naftowy boom. To efekt łupkowego przełomu w Północnej Ameryce, który sprawia, że ropa tanieje, kraje OPEC tracą udział w rynku i wpływ na ceny, a Rosję i kilka innych krajów - które związały swoje powodzenie z eksportem ropy, a nie ze zbliżeniem z Ameryką - czekają teraz burzliwe czasy. My w Polsce będziemy płacić mniej za paliwo i modlić się, by rywalizacja Waszyngtonu i Moskwy skończyła się dla nas szczęśliwie.

O tym, że świat zmieni się za sprawą łupkowych technologii pisałem już dwa lata temu, nie spodziewając się, że te zmiany zaczną ujawniać się tak szybko.

Z każdym dodatkowym milionem baryłek ropy, które amerykańskie firmy wydobywają z łupków i piaskowców, rosyjskim i arabskim ekspertom rzedną miny. Uwolniona ze skał amerykańska ropa przewraca zasady rządzące od lat najważniejszym rynkiem surowcowym na świecie.

Pojawia się coraz więcej głosów, że potężny niegdyś kartel OPEC, traci powoli sens. Nic dziwnego. Międzynarodowa Agencja Energetyczna wylicza, że do końca dekady Stany Zjednoczone z głównego importera ropy zmienią się w eksportera. To Ameryka, a nie Arabia Saudyjska czy Rosja będzie największym producentem ropy na świecie. W dodatku to amerykańskie firmy dysponują przytłaczającą przewagą nad konkurencją, jeśli chodzi o technologie szczelinowania i udziały w koncesjach łupkowych w Polsce, na Ukrainie i w wielu innych krajach, w których kiedyś możliwa stanie się produkcja gazu i ropy z łupków.

Rosyjski wywiad odkrywa Amerykę ogłaszając oficjalnie, że przewrót na rynku ropy jest najgroźniejszą bronią w gospodarczej wojnie z Rosją. Kraj przecież żyje z ropy i gazu. Bez zysków z węglowodorów trudno będzie rozwinąć Rosji militarną potęgę, utrzymać i rozwinąć wpływy w Europie, pozostać partnerem dla Chińczyków. Dla Moskwy może być jeszcze gorzej. Rosyjskim strategom już powinny się śnić po nocach tankowce z amerykańską ropą płynące do Europy, związanej z USA nową umową o wolnym handlu.

Stawka jest wysoka. Gra toczy się nie tylko o pieniądze, nie tylko o Krym i Wschodnią Ukrainę, nie tylko o wpływy w Kijowie i innych europejskich stolicach. Według eufemistycznej nomenklatury, stosowanej przez gremia rządzące polityką zagraniczną globalnego supermocarstwa, chodzi też o "stopniową okcydantelizację Rosji".

Moskwa próbuje się bronić, ale w czasie gdy szef rosyjskiej dyplomacji rozmawia z Saudyjczykami o współpracy na rynku ropy, w amerykańskiej prasie ukazują się nieoficjalne informacje o rzekomym tajnym układzie między Waszyngtonem a Rijadem, który ma na celu "utopienie Putina w ropie". Jeśli to prawda i chodzi o topienie, a nie podtapianie, czekają nas jeszcze ciekawsze czasy.