Z rozmowy "jednorękich" (taśmy CBA za "Rz"): "Jak już my nie będziemy na nich głosować, to nikt nie będzie głosować na nich." Co to ma znaczyć, właściwie? Wpleciona w rozmowy o inetersach, wciśnięta między k...y i ch...e dygresja na temat preferencji elektoratu związanego z małym i średnim biznesem? Absurdalny żart dla rozluźnienia?

A może należy to brać DOSŁOWNIE?

Obrońcy "załatwiaczy" wskazują, że na taśmach nikt nie obiecuje politykom nagród. Wobec tego rodzi się pytanie; po co to wszystko?

Dlaczego Zbigniew Chlebowski obiecywał, kręcił, jeździł na stację benzynową i ryzykował obecne kłopoty? Mógł zwymyślać natręta albo powiedzieć mu grzecznie "przepraszam Cię Rysiu, nie mogę nic obiecać". Mógł też za każdym razem, gdy widział na ekranie migający napis "Rysio" udawać, że ma spotkanie albo stosować niezawodny sposób mało asertywnych: wrzasnąć do słuchawki "halo, coś mi przerywa, trrrr... trrrr... zasięg tracę" i kończyć rozmowę.

Premier Tusk przekonuje, że przewodniczący komisji finansów i szef klubu parlamentarnego partii rządzącej działał wobec jednorękich w sposób... "nieudolnie asertywny". Sam Chlebowski tłumaczy, że zwyczajnie nie chciał być "nieżyczliwy" wobec Rysia.

To nie była "życzliwa nieudolna asertywność"? To było zachowanie submisywne!

Chlebowski odchodząc klarował: "kolegów się nie wybiera".

Otóż to!

Może to koledzy wybierają?